Jan Czekajewski
Jednoaktówka oparta na prawdziwym wydarzeniu.
Dzień zero
Żona: Czy słyszałeś naszego Prezydenta Obamę w TV. Mówił o symulantach dla drobnych groszorobów? To cos dla ciebie.
Tak słyszałem, ale mam wątpliwości. Po tym jak dwadzieścia lat temu nasz Gubernator chciał mój biznes stymulować, to musiałem chodzić do psychiatry.
Kazał mi napisać Plan Pięcioletni i się zobowiązać, że poprawię skład etniczny w naszym Stanie na następne stulecie.
Formularze zajmowały 50 stron. Cyrografy następne 20.
Żona: To co się martwisz? Ty też jesteś etniczna mniejszość. Jak mówisz to ja cię nie rozumiem. Jak piszesz to jeszcze gorzej. Ty przebrzydły mniejszościowcu!
Dzień zero+1
Telefon: Bzz…Bzz…Bzz… Słucham?
Sekretarka: Telefon do Pana, Panie Prezydencie.
Kto dzwoni?
Sekretarka: Mówi że od Prezydenta.
Obamy?
Sekretarka: Nie. Miasta.
Co chce? Ile?
Sekretarka: Nic. Nic o szmalu nie mówił.
Słucham.
Głos: W imieniu Stowarzyszenia Prezydentów Miast Amerykańskich i Prezydenta Naszego Miasta, chciałbym Pana Prezydenta zaprosić na koktajl, obiad i wykład ekonomiczny.
Za ile?
Glos: Darmowo.
Dlaczego?
Głos: Bo Prezydent naszego miasta stymuluje rozwój drobnego biznesu i chciałby wysłuchać opinie miejscowych groszorobów. Będzie także Profesor z Harvardu i będzie uczył jak robić profit (dochód).
Się zastanowię. A gdzie to będzie?
Głos: W Klubie Biznesmenów, Olimpium.
To daleko, chyba w Grecji?
Głos: Nie u nas. W mieście. Kolo Kapitolu.
Nie myli się Pan, może koło Akropolu?
Głos: Nie. W naszym mieście, w bok od Broad Street. Parking darmowy.
Dzień Zero+2
Kochanie chcesz iść na koktajl do Prezydenta Miasta?.
Żona: Koktajl z prezydentem, czyli z Tobą, to ja mogę mieć codziennie.
Kochanie. Mylisz się tym wyjątkowym razem. Prezydent naszego miasta nas zaprasza. Może warto. Może dostaniemy jakiś „stymulus”. Teraz każdy dostaje. Kto pierwszy ten lepszy.
Żona: Viagrę można kupić w aptece a jeszcze taniej przez Internet. Ja widziałam w telewizji że zaViagrę podobno ubezpieczenie zwraca. Potrzebę trzeba dobrze uzasadnić. Mogę notarialnie, jak trzeba.
Kochanie. Mylisz się. Chodzi o szmal, a nie o lekarstwo.
Żona: Jak ci zależy i jest nadzieja na stymulus to pójdę. Kiedy ten koktajl ?
Za tydzień.
Żona: Fajno, czyli OK. Wbije datę w mój iPhone.
Dzień zero + tydzień
Żona: Kochanie już późno. Zbliża się szósta. Musimy się zbierać.
Mnie w krzyżu lamie. Koktajl jest na stojąco. Nie wydołam mieszać się z wykwintnym towarzystwem, całą godzinę na stojąco. Może się załapiemy na obiad i wykład „ Jak zwiększyć dochód, czyli szmal”. Zaczekajmy do siódmej. Do obiadu.
Godzina siódma. Z parkingiem kłopot. Zaparkowałem blisko hydrantu. 50% szansy że mi samochód zakneblują. Może Prezydent miasta mnie wybroni od mandatu. Idę przecież na jago zaproszenie.
Profesor z Harvardu mówi i popiera przeźroczami, że wie jak zarabiać pieniądze, bo się dorobił, już jako student, zakładając „Komputerową Agencję Matrymonialną”.
Książkę o dobrym biznesie będzie rozdawać, za darmo, przy wyjściu.
Profesor mówi, że przedsiębiorca winien najpierw sobie wypłacać szmal a potem innym. Jak nie ma zarobku dla siebie, to znaczy, że taki człowiek powinien pracować na poczcie a nie zajmować się biznesem.
Żona: Dobrze gada, ale gdzie jest Prezydent Miasta, który nas zaprosił? Miał być i przynieść stymulusy.
Prezydent nie mógł przyjść, bo miał śmierć w rodzinie. Dostał za to zaocznie, plastykową tabliczkę z napisem: „Dla przyjaciela drobnego biznesu”.
Żona: Kochanie, wobec tego, czy możesz przynieść mi jeszcze jeden kieliszek wina?
Wino już wyszło. Nie ma go już w barze, nawet za własne pieniądze.
Wychodzimy.
Książkę wzięliśmy przy wyjściu. Tytuł książki: „Dochód nie jest czymś, jest wszystkim!” Filozoficznie. Muszę sobie to zapamiętać. Święta prawda.
Dzień Zero+ 2 Tygodnie
Telefon : Bzz…Bzz…Bzz…… Słucham?
Głos: Ja dzwonię z biura Prezydenta Miasta. Chciałbym aby nasz Konsultant Cię odwiedził i pomógł rozwiązać problemy jakie masz w prowadzeniu twojego biznesu. Kiedy może przyjść?
Kiedykolwiek. Dzisiaj albo wczoraj. Niech zadzwoni 10 minut przed wizytą. Jak będę w biurze to z nim pogadam. Ja nie planuje spotkań na długą metę, bo nie wiem jak długo będę żył.
Godzinę pózniej
Bzzz…. Bzzz , dzwonek do drzwi wejściowych.
Kto tam?
Konsultant: Ja od Prezydenta Miasta.
Niech wejdzie.
Wchodzi Konsultant w średnim wieku z grubym złotym łańcuchem na szyi. Biały na skórze.
Słucham?
Konsultant: Czy podobał Ci się wykład naszego Profesora z Harvardu o dochodach? Jakie masz uwagi?
Wykład mi się podobał. Wina było za mało, nawet za pieniądze.
Konsultant: zapiszę tutaj w notesie: „wina za mało, nawet za pieniądze”.
My możemy rozwinąć Twój interes. Powiększyć dochodowość.
Za ile?
Konsultant: Na początek $500 wpisowego. Później, od kontraktu.
A ja myślałem, ze to Wy, Miasto, macie pomagać finansowo drobnym przedsiębiorcom w ramach stymulusa o którym ciągle słyszę w telewizji.
Konsultant: My nie Miasto. My pomagamy radą. Odplatanie. Oferujemy usługi doradcze 900 amerykańskim firmom.
Jak możecie mi pomóc?
Konsultant: Pomożemy Twojej firmie podnieść dochód .
A po co?
Konsultant: Po to abyś miał więcej pieniędzy.
Ja mam dosyć pieniędzy na drobne wydatki. Nie mogę wydać tych co mam. Żona mi pomaga a i tak ciągle ich przybywa, Nie możemy się wyrobić z wydawaniem. Jakbym miał kochankę to by szło szybciej, ale moja żona nie jest towarzyska. Taka egoistka.
Ponadto, ja nienawidzę podatków. Większy zarobek- większy podatek.
A tak z ciekawości, jak będziecie pomagać mojej firmie?
Konsultant: Przyślemy specjalistę, który będzie Twoim cieniem. Będzie za tobą chodzić i obserwować co robisz i czy Twoje czynności nie są zbędne.
Problem jest, że ja mało przychodzę, a jak jestem to mało chodzę. Jak mnie nie ma, to Specjalista nie będzie miał za kim chodzić. Na dodatek, czym rzadziej przychodzę tym więcej zarabiam. Chyba w firmie przeszkadzam. Wiem o tym, ale lubię przychodzić. Gdzieś rano wypada iść.
Konsultant: Pomożemy Ci podnieść Twój „credit rating” ( współczynnik zdolności kredytowej, używany przez banki przy udzielaniu pożyczki)
Ja nie mam „credit rating”.
Konsultant: A dlaczego nie masz „credit rating”?
Bo nigdy nie miałem pożyczki.
Konsultant: Nie lubisz pożyczać?
Pożyczki lubię, tylko oddawać nie lubię.. Teraz jest lepiej, bo się podobno zmieniło i oddawać nie trzeba.
Ponadto jak się ma wysoki kredyt ranking wtedy wszyscy wiedzą, że jestem bogaty. Niebezpiecznie. Mogą mnie obrabować, albo podąć do sądu, co jeszcze gorsze.
Konsultant: O co mogą cię podąć do sadu?
Np. o ksenofobie, że mam uprzedzenie w stosunku do białych ludzi ze złotymi łańcuchami na szyi.
Konsultant: My także możemy Ci obniżyć „cretit rating”.
To się nie uda. Nie ma niższych współczynników niż zero.
Ja mam właśnie optymalne zero.
Konsultant: Jak Ci się to udało?
Nigdy nie pożyczałem pieniędzy.
Niech Pan powie swemu bosowi, że ja mogę być dla niego konsultantem, jak zrobić cos z niczego i obniżyć dochód. Na razie to Panu opowiem historię mego emigracyjnego życia.
Konsultant: Panie, ja już musze iść. Opowie mi Pan resztę później.
Niech Pan zostanie. Tak milo się z Panem konsultuje. Zajmie to chyba trochę, czasu. Niech Pan siada. Zrobię kawy, albo wyskoczymy na piwo.
Opowiem Panu co robiłem od 40- tu lat, dzień po dniu, rok po roku. Za darmo! Bez wpisowego.
Konsultant: Muszę iść. Mam inne zobowiązania konsultacyjne.
Czy się jeszcze kiedyś zobaczymy?
Konsultant: Nie przypuszczam
Do widzenia. Miło się z Panem konsultowało.
Tyle go widziałem. Miły człowiek, gdyby nie ten złoty łańcuch. Zapracowany. Mówił, że ma żonę i dzieci w Nowym Jorku. Mało ich widzi. Ciągle konsultuje w terenie.
Kiedy wychodził wyglądał na przygnębionego. Ciekaw jestem dlaczego? Przecież chciałem go nauczyć jak się robi biznes. Nie był widocznie zainteresowany. Chyba powinien pracować na poczcie.