Janka Publikacje
Jan Czekajewski
Satyra na temat protestów w Waszyngtonie Styczen 19, 2017
Amerykański
Marsz Ludzi Pokrzywdzonych
A więc za kilka
dni będziemy mieli nowego prezydenta. Cała nasza amerykańska prasa nie może się
pogodzić z myślą, że człowiek z poza układu, ignorant polityczny, człowiek biały a na dodatek blondyn-znaczy się
rasista, który lubieżnie spogląda na kobiece biusty, może zasiąść na fotelu
prezydenckim w Białym Domu. A przecież miejsce to było już zaklepane dla kobiety,
która miała konstytucyjne prawo kontynuować
dynastię rodziny Clintonów i przekazać prezydenckie berło swej córce, Chelsea, kiedy przyjdzie na to czas, za lat osiem. Niestety lubieżny Satyr,
Donald Trump, pokrzyżował te plany. W
zaistniałej sytuacji, tysiące, jeśli nie setki tysięcy, ambitnych kobiet przygotowują się do marszu
protestacyjnego, który będzie miał miejsce w Waszyngtonie, w czasie inauguracji
Donalda Trump’a na Prezydenta. Specjalistki od walki klasy uciemiężonych
kobiet, przeciwko klasie rasistowskich mężczyzn już drukują notatniki prelegenta, w których przygotowują kobiety do objęcia pełnej władzy
i zsyłki swych mężów do kuchni, gdzie zostaną wyszkoleni w myciu talerzy i
obierania z łupin kartofli. Osobne autobusy zmierzające z różnych Stanów do
Waszyngtonu będą oznaczone wielkimi literami W (Women-Kobiety), L (Lesbijki), G
(Geje), B (Biseksualni),T(Transwestyci). Autobusy oznaczone literą Q (Queer) będą zarezerwowane dla osób, które z tych czy
innych powodów mają trudności ze swą identyfikacją wedle oficjalnie przyjętej
seksualnej klasyfikacji. Bliższe dane w języku polskim o tej grupie można
znaleźć w „wikipedia” pod adresem : https://pl.wikipedia.org/wiki/Queer
.
Jeden autobus będzie zarezerwowany dla hetero-seksualnych
mężczyzn, oznaczony litera M(d) (Men duped- Mężczyźni oszukani). Podróżować w
nim będą osoby rodzaju męskiego, którzy głosowali w wyborach na Hillary
Clinton. Są to osoby zwykle młode, które
maja głęboką urazę do swych tatusiów, którzy nie chcą płacić za ich uniwersyteckie studia w progresywnych
kierunkach takich jak na przykład, „ Wpływ
filmu „Wojny Gwiezdne” na ekonomię Madagaskaru”. Wśród nich znajdują się także
osoby okrutnie oszukane przez bogatych rodziców, którzy skreślili ich z listy
spadkobierców, z powodu nałogowego
używania środków wzmacniających ich wyobraźnię i inteligencję, takich jak na przykład Heroina i alkohol. Duża grupa uczestników marszów nie pojedzie jednak
autobusami, gdyż polecą do Waszyngtonu własnymi samolotami. Będą nimi bankierzy,
którzy zainwestowali wielkie pieniądze w kampanię wyborczą Hillary Clinton i
teraz je stracili. Wśród nich zaznaczył się ostatnio pewien ideologiczny
rozłam. Jedni z bankierów uważają, że te stracone pieniądze odpiszą sobie od
podatków, jako „straty kapitałowe”, inni natomiast będą się domagać, aby nowy
prezydent im te pieniądze zwrócił,
najlepiej w złocie, jako że ich potwornie oszukał wygrywając wybory. Pogłoski się rozchodzą, że będzie wśród nich
także znany filantrop Soros, w Polsce
znany jako założyciel Fundacji Batorego, który utopił jeden bilion dolarów w kampanię popierającą
Hillary Clinton i teraz szlocha że jego
wizerunek jako światowego finansowego wizjonera został przez Trumpa poważnie
nadwyrężony. Ci ludzie są niezwykle
zajęci jako, że po demonstracji w Waszyngtonie polecą do Davos
w Szwajcarii aby z trzema tysiącami tych , którzy potrząsają światem, wymienić
koleżeński uścisk dłoni. Mnie w Davos nie będzie, jako że uczestnictwo jest za
zaproszeniem, a takowe do mnie na czas nie dotarło.
Wszystkie te zdarzenia jednak bledną w świetle ostatnich,
nie potwierdzonych wiadomości z dobrze
poinformowanych źródeł, że Putin i Trump wspólnie konspirują przeciwko liberalnej demokracji,
próbując ją zastąpić demokracją nieliberalną, na wzór Orbana na Węgrzech i Kaczyńskiego
w Polsce. Co więcej dobrze poinformowany były pracownik wywiadu brytyjskiego MI6, James
Bond, znany jako agent 007, donosi, że kot Jarosława Kaczyńskiego może stanowić
formę „Kota Trojańskiego” w celu
tajnego wystąpienia Polski z Unii Europejskiej i NATO, pod nazwą, „Kotexit”,
po angielsku „Catexit”. To już naprawdę zaczyna być groźne dla całego
liberalnego pokoju i fundamentalnej organizacji, która pokój gwarantuje, jaką
jest NATO. Problem jednak pozostaje, co
zrobi NA TO, NATO ?
Jan Czekajewski
Wojna Polsko –Polska
Kiedy w roku 1990 przyleciałem do Polski, w Hotelu Sheraton, w Warszawie
pełno było zagranicznych konsultantów. Niektórzy z nich nie zdając sobie
sprawy, że jestem Polakiem wymieniali opinie i poglądy nie bardzo
schlebiające Polsce i Polakom. Z tych obserwacji ukułem powiedzenie, które powtarzałem
przez następne 25 lat.
Polski rząd komunistyczny przez 45 lat lizał buty satrapom moskiewskim.
Czytając wspomnienia Gomółki i Gierka, właściwie nie miał innego wyjścia.
Kolejni moskiewscy satrapii lubili uniżoność polskich wasali. Im takie
zachowanie schlebiało. Polscy wasale w ten sposób mogli wytargować dla Polski,
zwanej wtedy PRL-em, pewnego rodzaju niezależność.
W roku 1989 Polska odzyskała niepodległość na skutek rozpadu sowieckiego
systemu gospodarczego opartego na absurdalnej ideologii zwanej Marksizmem-Leninizmem. Ten moment był
decydujący dla nowej demokratycznej władzy w Polsce. Niestety nowe kolejne
rządy i prezydenci, zamiast podnieś się z kolan i wynegocjować konieczne
reformy, odwrócili się tylko o 180 stopni i, za przeproszeniem maluczkich,
zaczęli lizać tyłki „zachodnim” mocodawcom i konsultantom. Niestety ich
wyrobienie polityczne, jakie wynieśli z epoki PRL-owskiej, zupełnie nie
pasowało do nowej sytuacji, szczególnie do najsilniejszego sojusznika, za
jakiego uważali Stany Zjednoczone. Otóż żyjąc w USA 47 lat odniosłem wrażenie,
co może potwierdzić moja amerykańska żona, że Amerykanie nie lubią lizusów.
Wręcz lizusami pogardzają. Mentalność amerykanów została wykształtowana, nie
przez serwilistyczne stosunki poddanych, pańszczyźnianych chłopów do możnych
bojarów, ale przez stosunki między
niezależnymi handlowcami. W stosunkach handlowych partner, który umiejętnie
pertraktuje dbając o swoje interesy jest człowiekiem cenionym, a
niepogardzanym. Taki człowiek w przyszłości może stać się wspólnikiem do innych
korzystnych przedsięwzięć.
Kiedy „socjalizm” chylił się ku upadkowi, robotnicy zaczęli organizować
strajki. Zwykle powodem do nich były podwyżki cen mięsa. Patrząc na te zjawiska
z oddali, dziwiłem się głupocie partyjnych bonzów zwanych sekretarzami, że
podwyżki cen robili skokowo. A może ich działanie było przemyślane i było
sabotażem jednej grupy partyjnej przeciw drugiej. Gdyby te podwyżki
rozciągnięto w czasie, konsumenci by tego nie zauważyli. W czasie jednego z
pobytów w Polsce, jeszcze przed upadkiem PRL-u, na jednym towarzyskim spotkaniu
obficie zakrapianym gruzińskim koniakiem, dopadła mnie pewna pani, pracownica
jednego z ministerstw, narzekając na brak szynki, której jej 16 letni syn
potrzebuje dla jego młodzieńczego rozwoju. Pani ta nie znalazła u mnie sympatii, jako że od jakiegoś czasu
szynka mi obrzydła i wolałem pierogi z serem, których w PRL-owskich barach
mlecznych było pod dostatkiem. Kiedy
Solidarność, ku swemu własnemu zdumieniu zwyciężyła, brak jej było planu
gospodarczego, nie tylko wśród przywódców ludowych w randze Wałęsy, ale także
wśród opozycyjnych „intelektualistów” zgrupowanych wokół KOR ( Komitetu Obrony
Robotników).
Kiedy na horyzoncie pojawił się specjalista od ekonomii, konsultant
-Jeffrey Sachs obłapano go jak zbawiciela. Jeffry był ideologiem przemian, a
Balcerowicz ich wykonawcą. W konsekwencji brać robotnicza, czyli ci którzy
obalili komunizm poczuli się oszukani. Fabryki sprzedano zagranicznym firmom, a
ci je pozamykali, dając ko uciesze gawiedzi jednorazowe odprawy (na przykładzie
fabryki komputerów Odra , ELWRO we Wrocławiu). Nadwyżkę siły roboczej,
ukrywanej przez PRL- owskich „sekretarzy” , wysłano za granice, głównie do
Anglii, która się na to zgodziła. Czy można był zrobić inaczej, nie wiem, jako
że ekonomistą na wielką skalę nigdy nie
byłem i wszystkich elementów PRL-owskiej gospodarki nie znam. Może dzisiaj jest
czas, aby napisać obiektywną książkę o tamtych czasach? Sugeruję tytuł:
„Transformacja ustrojowa w Polsce. Czy można było zrobić ją lepiej?”
Dzisiaj do głosu doszedł PiS, partia z którą się nigdy nie identyfikowałem.
Nawiasem mówiąc do żadnej partii nie należałem włączając w to Stany
Zjednoczone, których jestem obywatelem od 40 lat. Ciekawe, że PiS wygrał
demokratyczne wybory z dużą przewagą i próbuje zrobić poprawki w systemie
ekonomicznym, które obiecał wyborcom. Opozycja, czyli Platforma
Obywatelska, wpadła w panikę i próbuje
obalić rząd PiS-u poprzez zorganizowane demonstracje we wszystkich większych
miastach pod egidą KOD ( Komitetu Obrony Demokracji), której nazwa jakoś mi
przypomina, z wyjątkiem jednej litery,
KOR czyli Komitet Obrony Robotników. Co mnie śmieszy, to fakt
nadużywania nazwy „demokracja” przez kogoś, kto przegrał demokratyczne,
większościowe, wybory i który chciałby je obalić poprzez interwencję zachodniego,
bardziej demokratycznego sąsiada.
Jednocześnie zaobserwowałem, że w ciągu ostatnich dwu tygodni nastąpił
zorganizowany atak demokratycznych” mediów na PiS-owski rząd. Nawet w jedynej
gazecie jaką prenumeruję, wydawanej w UK , „Financial Times” pojawiały się
krytyczne Polsce artykuły. Jeden z nich, z dnia 21 stycznia, 2016 o tytule
:„Europejska Nowa Prawica, Brzmi Podobnie do Starej Lewicy” był podpisany przez Anne Applebaum, zamieszkałą we Warszawie,
żonę Radka Sikorskiego, byłego ministra obrony, spraw zagranicznych i marszałka
polskiego sejmu. Pani Ania jest na dzisiaj dyrektorką Forum w „Legatum
Institute”. W artykule Pani Anna nic nie wspomina, że mieszka w Warszawie i ma
za męża polskiego polityka.
Zacząłem się zastanawiać, jaki
interes ma Financial Times w składzie polskiego Trybunału Konstytucyjnego, czy
obsadzie personalnej Polskiej (rządowej) Telewizji? O istnieniu Trybunału Konstytucyjnego nie
wiedziałem a także, że jego skład jest różny w innych krajach, łącznie z USA. W
niektórych krajach taki twór w ogóle nie istnieje. Kiedy jednak dowiedziałem
się, że nowy rząd polski ma zamiar nałożyć podatek na zachodnie banki
działające w Polsce, stało się dla mnie jasne, „że jeśli nie wiadomo o co
chodzi to chodzi o pieniądze”.
Komitet Obrony Demokracji ma jednak swych rzetelnych polskich popleczników, nie tylko wśród zagranicznych
bankierów. Być może, że i ja bym do nich należał, gdybym mieszkał w Polsce.
Przynależność do Unii Europejskiej dała możliwość podróży i pracy Polakom w
różnych krajach europejskich. Ja prawdopodobnie nie musiałbym „uciekać” z
Polski w latach 60-tych, gdyby taka możliwość w PRL istniała. Wykształceni i
zdolni Polacy mają dzisiaj możliwość pracy w firmach „zachodnich” w Polsce i na
świecie a polscy akademicy dostają granty z funduszy europejskich. Nawet religijni
wieśniacy z Polski Wschodniej, którzy głosowali na PiS, mogą dzisiaj bez
trudności jeździć na sezonowe roboty do Anglii lub Niemiec.
Ci ludzie popierają KOD i wcale się im nie dziwię. Nagonka jednak na
Polskę, nie jest spowodowana sympatią dla Polaków i polskiej demokracji, ale z powodu potencjalnego zagrożenia dla
bieżących i przyszłych dochodów przez zachodnie, głównie niemieckie banki,
które kontrolują media w Polsce i administrację EU w Brukseli. Jak na razie
groźby dla Polski są zawoalowane w postaci krytyki o brak „wartości
demokratycznych”, ale jak Miecz Damoklesa wisi nad polska wykluczenie z
bezwizowego podróżowania po krajach EU. Na korzyść Polski, miecz ten ma dwa
ostrza. Wykluczenie Polski z Paktu Schengen spowoduje także duże straty dla
istniejących niemieckich i innych
inwestycji w Polsce. W sumie będzie to porażka dla niemieckich ambicji
pokojowego, a raczej finansowego Parcia Na Wschód. Wedle mnie niemieckie banki
i wielkie firmy monopolizujące handel detaliczny zaabsorbują wyższe podatki i
nie wycofają się z polskiego rynku.
Zauważmy, że unijne instrukcje dla Polski, są wypowiadane w języku
niemieckim przez niemieckich polityków. Znaczy to dobitnie, ze EU jest
sterowana z Berlina. W ramach przynależności do EU wymagana jest polska
akceptacja innych „demokratycznych” wartości, takich jak tolerancja dla innych
religii włączając w to Islam, tolerancja dla małżeństw jednopłciowych i
stosunków rasowych itp. Aczkolwiek nie jest to otwarcie powiedziane, aktywiści
unijni w Polsce pracują nad osłabieniem rodziny i katolickiej religii, za którą
opowiada się ponad 90% Polaków. Cokolwiek byśmy mówili o wadach Kościoła
Katolickiego to w Polsce stanowił on przez kilkuset lat bufor przeciwko islamizacji Europy, a później
przeciwko rusyfikacji i germanizacji Polaków w czasie zaborów. W chwili obecnej
największym zagrożeniem dla Europy jest islamizacja, która stara się wymusić
średniowieczne prawo Koranu (Szariat) na
większości współobywateli. Nawet Żydzi, którzy do niedawna popierali osłabianie
wpływów kościoła katolickiego, teraz krzyczą „larum”, że ich bezpieczeństwo w
demokratycznych krajach, takich jak
Niemcy czy Francja, jest zagrożone przez
antysemicko nastawionych islamskich
emigrantów. Trzeba puknąć się w głowę, co miała na myśli Pani Merkel
zapraszając szerokim gestem islamskich
uchodźców z Bliskiego Wschodu? Dziwię się, że Niemcy ciągle Panią Merkel
tolerują. Zobaczymy czym się to skończy dla Polski i Europy? Na razie problem
uchodźców zdjął problem „faszystowskiej” Polski z celownika EU i przeniósł się
na Danię i Szwecję, którym to krajom wyczerpała się wielkoduszność i zamierzają
konfiskować uchodźców kosztowności w zamian za dach nad głową.
Jan Czekajewski
Columbus, Ohio, 3-12-2016
Zalety i Wady Olejowego Dolara
Czyli parafrazując
Lecha Wałęsę olejowy dolar ma swoje Plusy Dodatnie i Plusy Ujemne.
Plusy Dodatnie
znaczą, że żyje się nam w US dobrze, nawet za dobrze, a Plusy Ujemne, że nie
będzie to trwało wiecznie, a raczej niedługo. A jak to się stało opowiem....
Kiedyś w zamierzchłych czasach, które pamiętają
tylko leciwi emeryci, dolar był Panem, a jego przedstawicielem na świecie był
Prezydent Nixon. Ludzie, którzy byli podejrzliwi mogli zwrócić się do Skarbu
Amerykańskiego i zamienić swoje oszczędności w gotówce na złoto w rachunku 34
dolary za uncję złota. Rząd amerykański na taką
okazję trzymał rezerwę złota w skarbcu we Fort Knox w Stanie Tennessee.
Przeciętny obywatel amerykański który nie miał wiele gotówki, tym się nie
przejmował. Równocześnie trzymanie złota w materacu było niewygodne. Złoto w
materacu uwierało i przerywało sen. Wobec tego przeciętni obywatele woleli ufać rządowi i trzymać
gotówkę papierową, a nawet co odważniejsi patrioci nawet na kontach w banku. W
międzyczasie Ameryka wdała się w uciążliwą i odległą wojnę we Wietnamie, która
była wojną przez pośredników między ZSSR i Chinami a USA. Problem był
zasadniczy, że Ameryka była daleko a Chiny i ZSSR bliżej. O ile sobie dobrze
przypominam, chodziło o to, czy świat
będzie urządzony wedle przodujących idei zwanej Marksizmem-Leninizmem, czy też
będzie urządzony wedle idei „demokratycznej”, której myśl przewodnia istniała w
Nowym Jorku, na Wall Street. Koszty wojny były większe niż się spodziewano,
wiec aby pokryć te koszty zaczęto drukować dolary na ich pokrycie. Dodatkowo,
prezydent Lyndon Johnson zadeklarował
rozwinięcie pomocy socjalnej w ramach planu nazwanego „Wspaniałe Społeczeństwo” (Great Sociaty),
która to pomoc dodatkowo obarczyła amerykański system monetarny. Jeden z
naszych sprzymierzeńców, a chyba był nim General Charles De Gaulle, prezydent
Francji, zaczął podejrzewać że dolary jakie Francja trzymała w rezerwie, czyli
po polsku „na czarną godzinę” nie będą
wymienialne na złoto, gdyż złoto z Fort Knox „wyparowało”. Za Francją poszli
inni sprzymierzeńcy, Niemcy, Szwajcaria itd
Aby uniknąć
kompromitacji ,Prezydent Nixon zarządził 17 sierpnia 1971 roku, że dolar nie
będzie już dłużej wymienialny na złoto i
nawet zabronił jego posiadania przez obywateli amerykańskich, oczywiście poza plombami
w zębach i biżuterią.
Wyrywanie złotych
zębów i konfiskata obrączek ślubnych, wedle doradców prezydenta było
politycznie nie wskazane, jako że pamięć o metodach hitlerowskich, była jeszcze
świeża. O ile dobrze sobie przypominam,
to jeden z dentystów zakupił duże ilości
złota „dentystycznego” i opowiadał, że
nie dał się rządowi amerykańskiemu wykiwać. Ponieważ dentystów było mało, a
nieposłusznych dentystów jeszcze mniej, rząd US postanowił ich ignorować.
Ręka Szybsza Niż Oko
Zaczęła się gra,
zwana na polskich jarmarkach, jako Gra w Trzy Karty. Rząd amerykański zaczął
myśleć o ratunku, gdyż wartość dolara zaczęła nagle spadać. Ktoś z doradców
wskazał, że ropa naftowa może zastąpić złoto, jeśli tylko Arabia Saudyjska i
kraje stowarzyszone w OPEC zgodzą się wyceniać i sprzedaż ropy naftowej
wyłącznie za amerykańskie dolary. Wysłano wiec do Arabii Saudyjskiej
wypróbowanego negocjatora Henryka Kissingera, aby przekonać monarchę
saudyjskiego o zaletach takiego rozwiązania. W ramach amerykańskich obietnic
była pełna ochrona Arabii Saudyjskiej przed zewnętrznymi wrogami, głownie
Izraelem oraz, że królewskie dochody ze sprzedaży ropy będą trzymane w
amerykańskich bankach. Takie rozwiązanie pasowało jak ulał rodzinie
królewskiej, jako że stabilność rządów na Bliskim Wschodzie jest i była pod
znakiem zapytania, a banki w USA wyglądały na bezpieczniejszą lokatę
„oszczędności” na czarną godzinę. Pod
wpływem największego producenta, Arabii Saudyjskiej w roku 1975 wszystkie kraje
produkujące ropę zrzeszone w organizacji OPEC zaczęły wyceniać i sprzedawać
ropę w amerykańskich dolarach. OPEC
kontrolował jej cenę przez 40 lat, aż do dnia dzisiejszego, kiedy sytuacja
wymknęła się z rąk amerykańskich i samego OPEC-u. To co się dzisiaj dzieje z
ceną ropy poniżej $30 za baryłkę, można tylko spekulować.
Cena ropy naftowej,
jako surogatu złota, ma tą zaletę, że jest nią łatwiej manipulować. Wydobycie
złota jest związane z dużymi kosztami, które nie są zależne od politycznego
widzimisię. W oparciu o cenę ropy przez 40 lat US mogły sobie drukować dolary
wedle własnego uznania, aby pokryć koszty wielu wojen i utrzymania ponad 100
baz wojskowych ale także ciągle rosnące wydatki socjalne, które
przekroczyły zdrowy rozsądek. Doszło do
tego, że bezrobocie w raportach rządowych
jest zaniżone, jako że olbrzymia masa ludzi nie szuka pracy. Także ci
którzy pracują nierzadko proszą o zwolnienie, aby wykorzystać zasiłek dla
bezrobotnych, a w przyszłości przejść na „permanentną niezdolność ( do
pracy)” z całkowitym pokryciem kosztów
medycznych. W szeregu firmach widać ogłoszenia: „Szukamy Pracowników”, a
chętni do pracy się nie pojawiają. Jakby
wyglądała nasza wspaniała Ameryka, gdybyśmy pozbyli się ciężko pracujących,
nielegalnych przybyszów z Meksyku lub polskich robotników, usuwających azbesty?
Byłoby strasznie. Musielibyśmy sami kosić trawę, popychając benzynową kosiarkę.
Kto ma interes w niskiej cenie ropy naftowej?
Ponieważ nie jestem
muchą siedzącą na suficie w czasie
konferencji w Białym Domu, więc następujące rozważania są raczej spekulacjami.
1.Niska cena ropy
naftowej jest podyktowana przez Arabie Saudyjska, która ma najniższy koszt
wydobycia. W USA, na skutek postępu technicznego (fracking) udało się zwiększyć
wydobycie ze starych odwierceń, które dotychczas były nieopłacalne do
eksploatacji. Niemniej koszt eksploatacji tych odwierceń, wynosi około $50 za
baryłkę odzyskanej ropy. W sumie nadzieje na uniezależnienie się od importu
ropy, przy cenie $30 za baryłkę, okazały się płonne. W tym sensie zachowanie
się Arabii Saudyjskiej jest wrogie tym interesom US, które zainwestowały w
odzysk ropy ze starych złóż.
2. US ma także na
celowniku innego wroga, a mianowicie Rosję. Standard życiowy Rosjan w dużej
mierze zależy od eksporty ropy naftowej. Pewne
grupy w amerykańskim rządzie, t.zw. neo-konserwatyści, mogą uważać, że
gra jest warta świeczki. Czyli, że wewnętrzne amerykańskie straty są kosztem
pokonania Rosji, którą uważają za głównego wroga. Neo-konserwatyści mają
nadzieję, że zubożenie Rosji spowoduje rewoltę, która usunie znienawidzonego
przez neo-konserwatystów , Putina.
3. W tym
skomplikowanym równaniu, odgrywa także role Iran, z którym US zawarły rozejm i
upoważniły t.zw. „Wolny Świat” do kupowania Irańskiej ropy. Nie odbyło się to
bez protestów Izraela i Arabii Saudyjskiej, która ze względów religijnych od
stuleci konkuruje z Iranem do przywództwa nad światem islamskim. Być może
obniżka cen ropy ma dwa cele, jeden jest zbankrutowanie amerykańskiego wysiłku
w celu wzrostu własnej produkcji a drugi cel jest obniżenie dochodów Iranu z
własnego eksportu ropy. Należy założyć, że eksploatacja pól naftowych Iranu
jest droższa niż eksploatacje podobnych pól w Arabii Saudyjskiej.
Porażone
rykoszetem, zostały także inne kraje których ekonomia oparta jest na ropie. Są
nimi Wenezuela, Libia, Irak, Algieria, Angolą i Nigeria i im podobne. Należy
się wiec spodziewać kolejnej fali „kolorowych rewolucji” wśród społeczeństw przyzwyczajonych do rządowych
dotacji w krajach nie mających innych, poza ropą naftową, źródeł dochodu.
Niska cena ropy wymuszona przez Arabie Saudyjską wpływa
także na system monetarny oparty o dolarze opartym na ropie stanowiącej wartość
zastępczą złota. Obniżenie ceny ropy powoduje obniżenie zapotrzebowania na
amerykańskie dolary, czyli ograniczanie drukowania dolarów i ich pochodnych,
czyli federalnych obligacji pożyczkowych. Jak sobie z tą
nową sytuacją US poradzi, nie wiadomo?
Ostatnia metoda zamiany złota na olej, już się zestarzała, tak jak i sam
Henryk Kissinger. Może oprzemy dolar na wirtualnej monecie Bitcoin? Ja bym, tak
jak towarzysz Chruszczow, sugerował
kukurydzę, jako towar uniwersalnie potrzebny do zaspokojenia głodu rosnącej
światowej populacji. Można ja nawet nie tylko jeść, ale zamieniać na benzynę i
co ważniejsze na wódkę, pomocną w zrozumieniu światowego
konfliktu.Pamiętajcie rosyjską mądrość:
„ Tego bez wódki nie rozbieriosz!
Żarty na stronę, to
jednak Stany Zjednoczone maja swój parytet dolara. Są nim nasze siły
zbrojne. Aby utrzymać ten parytet, Stany
Zjednoczone wydają na zbrojenia 39% wydatków wojskowych całego świata. Dlatego tez, mimo rosnącego zadłużenia, dolar
stoi wysoko, gdyż w niepewnej sytuacji międzynarodowej, tu a nie gdzie indziej
jest bezpieczniej zaparkować swoje
pieniądze.
Jan Czekajewski
Columbus, Ohio
USA
Z ukosa o dalekiej Ukrainie
Kto ja zacz? Ni to ja Profesor Brzeziński. ani tez profesor Chodakiewicz, którzy
z natury i zawodu maja upoważnienie opiniotwórcze, zabieram glos na taki ważny
temat który zajmuje połacie opiniotwórczych gazet takich jak Finacial Times,
Washington Post a nawet Gazety Wyborczej.
Może z zazdrości staram się dołączyć do światłych w polityce
międzynarodowej, kiedy moje kwalifikacje jako inżyniera przybladły w porównaniu
z osiągnieciami tych młodzików, którzy piszą Apps ( aplikacje) do telefonów
komórkowych i porozumiewają się miedzy sobą za pomocą 140 znaków alfabetu na
Twitterze. Niestety w tym wypadku z powodu poczatkującej sklerozy, posłużę się
dłuższym tekstem, jako ze Ukraina nie da się opisać za pomocą 140 liter
alfabetu, nawet cyrylicą (ukraińską!).
A wiec czy jestem
za Ukraina? Odpowiem jednoznacznie, że i
Tak i Nie. Tu muszę dać kredyt naszemu prezydentowi (byłemu) Lechowi Wałęsie,
który stał się słynny z podobnego powiedzenia, na jakiś dla mnie już zapomniany
temat, kiedy to Był i za i Przeciw. Tu
musze pochwalić Prezydenta (byłego) Wałęsę, ze przestrzega Ukraińców przed
rozlewem krwi i nie zachęca Premiera Tuska do odegrania roli Marszałka
Piłsudzkiego z jego ideą partnerstwa z Symonem Petlurą.
Kiedy Batiuszka
Stalin, a może jeszcze wcześniej, Lenin nakreślił palcem na mapie granice
Ukrainy a Stalin ja potem poszerzył po ziemie zabrane Polsce w 1939 roku, to
żaden z tych władców nie przypuszczał, że te fikcyjne grane staną się granicami
niepodległego państwa. Nagle „społeczność międzynarodowa” uznała te granice za
nienaruszalne gotowa je bronić przed zakusem Putina ich naruszenia. A co to za
społeczność? Ano US i EU, którzy wedle mojego widzimisię podbechtali Ukraińców
w Kijowie, aby zmienili sobie prezydenta na bardziej europejskiego. O ile sobie
przypominam Putin dawał Ukrainie ropę za pół darmo i objecal następne 10 miliardów
dolarów aby wyciągnąć Ukrainę z zapaści
ekonomicznej . Natomiast Unia Europejska
cos wspominała ze może da na
odczepne 1 miliard dolarów. Nic więc
dziwnego, ze prezydent Janukiewicz, zawiesił
rozmowy i oddal się w ręce Putinowi, którego oferta była lepsza.
Rząd to jedno a
ludzie to drugie. Ukraińcy na Zachodniej Ukrainie nie bardzo rozumieli rachunku
ekonomicznego i byli zaślepieni dobrobytem w jakim jakoby żyli Polacy, Litwini
no i oczywiscie Niemcy stowarzyszenie w Unii Europejskiej.
Ukraińcy w Kijowie wygonili uprzednio wybranego wolnych wyborach prezydenta spodziewając się, że od jutra będą jeździć na
„saksy” do Niemiec, gdzie zarabia się podcierając tyłki staruszkom 10 razy
więcej niż pracując jako inżynier na
Ukrainie. Merkel już zachodzi w głowę jak to
Niemcom wytłumaczyć, że musza się spodziewać najazdu Ukraińców i że
winni zmienić dietę na zimną, bo Rosja może odciąć gaz którym Niemcy gotują swe
potrawy i ogrzewają swoje mieszkania.
Wygląda na to że łatwiej jest podbechtać Ukraińców do rewolty, ale
trudniej rozwiązać problem ruskiego gazu od którego Europa zarówno Wschodnia,
jak i Zachodnia jest uzależniona. A oto są cyferki, jakie cytuję za brytyjskim
Financial Times:
Następujące kraje
korzystają z rosyjskiego gazu w 100%. Są nimi: Estonia, Łotwa ,Litwa, Czechy,
Bułgaria, Finlandia
Natomiast takie kraje jak Słowakia korzysta z
rosyjskiego gazu „tylko” w 99.5%, Rumunia w 86.1%, Polska w 79.8%, Austria w
71%, Rumunia w 86,1%, Grecja w 59%,
Niemcy w 35%, Włochy w 28.1%.
Jeśli zaczniemy,
znaczy się my w US, zamykać Rosjanom konta bankowe, wiec wcale bym się nie dziwił że Rosja zakręci
kurek na dostawy gazu. Oczywiście jest to broń obusieczna, bo jak nie będzie
Rosja sprzedawać gazu to nie będzie miała pieniędzy, na zakupy niemieckich
maszyn i polskich jabłek, w których podobno Rosjanie się delektują .
Ponadto sankcje, jeśli
zostaną wprowadzone w samych Niemczech spowodują kryzys w 6200 niemieckich
firmach, których sumaryczne obroty z Rosja wynoszą około 330 miliardów
dolarów. Francja z kolei może stracić
kontrakt wartości 1,65 miliarda dolarów na dostawę do Rosji dwu super
nowoczesnych statków wojskowych modelu Mistral.
No a co zrobią trzęsący się z zimna i barku elektryczności „Europejczycy”. No może US połozy rurę pod Atlantykiem
i dostarczy Europie gazu z nowo odkrytych łopkow. Zabierze to trochę czasu i
miejmy nadzieje ze Europejczycy nie zamarzną na śmierć z zima i nie ugotują się
w spiekocie latem z powodu braku elektryczności dla chłodziarek, czyli zwanych
po polsku, jako” Air Conditioners”. Prezydent Obama zachęca do budowy stacji skraplania
gazu ziemnego, którego mamy jakoby w nadmiarze i wysyłania go do Europy, aby uczynić
ja bardziej niezależna od gazu rosyjskiego. Takie przedsięwzięcie, może będzie
bardziej praktyczne niż kładzenie rurociągu pod Atlantykiem, aczkolwiek jego
wykonanie nie jest możliwe w ciągu najbliższych kilku lat.
Więc sankcje są
niebezpieczne i nie wiadomo, czy je wprowadzając nie strzelimy sobie w kostkę. Tak sobie myślę, że może to i dobrze ze
Europa i Rosja są związanie węzłem gordyjskim na rurociągach gazowych. Gdyby
tego nie było, to o wojnę byłoby łatwiej. Niektórzy z nas łatwiej znoszą nagłą śmierć
od kuli, niz długi i nieprzyjemny zgon od głodu lub chłodu.
A co ja bym zrobił gdybym
był Ukraińcem? Zarządził bym ogólny
plebiscyt na całej Ukrainie i podzieliłbym kraj na dwie części. Tą w której większość
ludzi mówi po ukraińsku i tą w której ludzie wola mówić po rosyjsku. W wyniku
tego plebiscytu podzielił bym kraj na dwie części, z których każda miałaby by
swego prezydenta i własny niezależny rząd. Jeśliby cześć wschodnia wybrałyby
Rosję, z którą chciałaby się złączyć. To ich wola. Zachodnia Ukraina byłaby
wolna stowarzyszyć się z Unia Europejska. Czy winna wejść do struktur NATO, to
jest pytanie strategiczne. Obawiam się, że Putin tak czy inaczej miałby w takim
rozwiązaniu obiekcje.
Wspomnienia z Liceum Traugutta. Matura w roku 1952
Czytając inne
wspomnienia kolegów którzy ukorzyli naszą szkolę wiele lat później niż ja,
odnoszę wrażenie ze na ich życie wielki wpływ miało harcerstwo i opisy
doświadczeń z pobycie w harcerstwie są dla mnie zbyt cukierkowe. Tak, Liceum Traugutta jest i było dobrą
szkolą i tą sama szkolę z powodzeniem ukończyły moje dwie siostrzenice, Olga i
Kasia Tromczyńska. Ja natomiast dostałem
się do tej szkoły w roku 1948 przez protekcję, jako ze moje wyniki z edukacji
wojennej były bardzo podłe. Tak się złożyło, ze koleżanka mojej mamy ze szkoły
Sióstr Urszulanek, była sekretarką dyrektora szkoły Jana Smolarkiewicza i
„załatwiła” mi przyjęcie. Co prawda egzaminował mnie Prof. Kazimierz Kusiba,
nauczyciel geografii, ale moje odpowiedzi były wadliwe i prof. Kusiba
zawyrokował, że Jan Czekajewski nic nie umie, ale zobaczymy czy mu się uda
sprostać zaawansowanym wymogom liceum Traugutta. O ile sobie przypominam prof. Kusiba zadał mi tylko jedno pytanie,
czy ja wiem jaki kraj znajduje się na półwyspie pirenejskim. Oczywiście nie wiedziałem, bo jedynie wiedziałem
gdzie jest Gnaszyn i Kawodrza a najdalej Kłomnice i Radomsko. Wokół Częstochowy nie było ani wysp ani
półwyspów. Do Liceum zostałem jednak przyjęty i od razu natrafiłem na kłopoty. Trafiłem do klasy IIa, która później została
zmieniona na klasę dziewiątą. W klasie tej było kilku wybitnych
„intelektualistów” jak na przykład Heniek Kluba, późniejszy reżyser filmowy i
dyrektor Szkoły Filmowej w Łodzi i Władek Terlecki, późniejszy wybitny pisarz
historyczny. Jak sobie przypominam Władek Terlecki zadebiutował poematem
wywieszonym na gazetce ściennej zatytułowanym Sonata Chopina. Ja z moja mizerną wiedza do nich nie
pasowałem. Rok 1947 był to rok
umacniania władzy komunistycznej i jak sobie przypominam pewnego dnia młoda
dziewczyna , nauczycielka matematyki, chyba była to prof. Barbara Peryga, przyszła do klasy ubrana w zielona koszule i
czerwony krawat, demonstrując, że należy do PPR (Polskiej Partii Robotniczej)
albo ZWM ( Związku Walki Młodych) . Niezależnie od przekonań prof. Perygi na
półrocze i na cenzurze dostałem z
matematyki dwóję (niedostateczny) oraz
dwie dodatkowe dwoje z łaciny i chemii. Na dwóję zasłużyłem, bo matematyki
wtedy nie umiałem, niezależnie od mych prawicowych przekonań politycznych. O ile sobie przypominam na końcowej cenzurce
za rok 1948 dostałem 5 ocen niedostatecznych i jedną bardzo dobrą z zachowania
Kwalifikowałem się, zatem do powtórzenia klasy.
W międzyczasie w ciągu całego roku, profesorowie mnie nie nękali
pytaniami, wiec poświeciłem się literaturze pięknej. W tym feralnym roku
przeczytałam chyba kilkaset książek, jakie pożyczałem z biblioteki zakładowej w
Starostwie Powiatowym przy ul. Sobieskiego, gdzie pracowała moja mama, jako
księgowa, jak i z biblioteki Traugutta, która prowadził Prof. Konstanty Karwan.
Kiedyś przypadkowo spotkałem prof. Karwana przed wystawa dużej księgarni, na
rogu Drugiej Alei i ul. Wolności. Profesor się zdziwił, że ja interesuje się
książkami, a za jego pamięci dostałem 5 niedostatecznych na cenzurce w Klasie
IIa. Ja też się dziwiłem.
W międzyczasie
Liceum Traugutta przeszło transformacje na sposób Sowiecki. Szkoła Traugutta,
która od jej założenia składała się z 4 lat Gimnazjum i 2 lat Liceum, została
przekształcona na szkołę 11 letnią, tak jak w ZSSR. Ja znalazłem się zatem w
klasie 9. Do matury pozostawało mi 3
lata. Repetowanie tej samej klasy i pięć dwój spowodowało u mnie pewne
otrzeźwienie, szczególnie że moja kuzynka, Lucyna Muskalska, przeszła w innej szkole do następnej klasy bez problemu. Zrozumiałem
także, że jeśli nie zdam matury z dobrymi stopniami, to nie dostane się na
Politechnikę i wcielenie do Ludowego Wojska na mnie czekało, a Wojska Ludowego
pozostającego w przyjaźni z Armią
Czerwoną ZSSR nienawidziłem. Wobec tego w 9 klasie nauczyłem się jak się
uczyć. Metoda polegała na wykorzystaniu
wyobraźni, której mi nie brakowało. Po przeczytaniu stron zamykałem oczy i
wyobrażałem sobie te fakty czy zjawiska, jakie przeczytałem i powinienem
zapamiętać.
Nagle moje stopnie
z matematyki i fizyki się poprawiły, i przeszedłem do klasy 10 tej gdzie mój
talent wyobraźni rozkwitł. Jeżyka polskiego uczyła nas wtedy Irena
Cyganowska. Ona właśnie wzywała mnie do
recenzji z obowiązkowej lektury, zwykle
tak zwanej soc-realistycznej. Wtedy to opierając się na wątku zaczerpniętym z
dwóch przypadkowych stron snułem
długie opowieści, których wątek
wymyślałem na poczekaniu. Być może ze prof. Cyganowska zdawała sobie sprawę, że
fantazjuję i byłą pod wrażeniem mej elokwencji, albo sama nie czytała tych
samych książek które nazywaliśmy „cegłami”. Matematyki wtedy wykładał nam prof.
Piotr Marszalek. O le pamiętam zadanie jakie postawił całej klasie było
obliczenie pojemności 1/3 stożka o
podstawie trójkątnej. O ile sobie przypominam zadanie to wykonałem błędnie, ale dostałem czwórkę ( stopień
dobry), jako że prof. Marszalek pozytywnie ocenił mój proces logicznego
myślenia, mimo, że zrobiłem błąd w
„założeniu”. Z mojej strony, moja ocena
inteligencji prof. Marszałka wyraźnie wzrosła, że z takim rozumowaniem
spotkałem się w życiu pierwszy raz. Miałem jednak pewien problem z fizyką,
której wykładał nam młody profesor Jan Biernatek. Profesor Biernatek miał
dziwną metodę nauczania opierającą się na terroryzowaniu uczniów. Wpadał do
klasy i na wstępnie zapowiadał że w ciągu następnych kilkunastu minut wystawi
uczniom jedenaście dwójek . Na poddaszu
budynku przy ul. Jasnogórskiej, gdzie dzisiaj mieści się szkoła muzyczna, Prof.
Biernatek miał prywatne laboratorium, gdzie jakoby miał „prywatny” radar.
Opowiadał wyraźne bzdury, że za pomocą tego radaru mierzy odbicie fal
radarowych od powierzchni księżyca. W
czasie jednego wykładu na temat optyki soczewek, powiedział że pierwszą kamerę
fotograficzna wymyślił mnich o nazwisku Obscur.
Ja wtedy naraziłem prof.
Biernatkowi, komentując, że nazwa
„Kamera Obscura”, nie pochodzi od nazwiska mnicha tylko, że jest to łacińska
nazwa „Ciemnej Skrzynki”. Miałem kilka innych utarczek z Prof.
Bernatkim, który zabrał mi kilka zdjęć mojej matki i ciotki w kostiumach
kąpielowych, które pokazywałem kolegom w klasie, jako moje „dziewczyny”. Prof
Biernatek wezwał mego ojca, któremu
powiedział, ze „Pański syn nie umrze śmiercią naturalną, ale go powieszą za pornografię”. Tak czy inaczej Prof. Biernatek dał mi z fizyki czwórkę a nie dwóję. Być może,
obawiał się, że będę rozpowiadał, że wzywa moich kolegów na wieczorowe korepetycje w jego prywatnym
laboratorium ( tym z Radarem), na poddaszu budynku przy ul. Jasnogórskiej.
Pisząc o
profesorach nauk ścisłych winnym wymienić tu prof. Stefana Tuza, który nauczał
nas chemii. Niestety chemii niewiele się nauczyłem z powodu rebelii moich
kolegów w czasie jego wykładów. Podobno prof. Tuz był więziony w niemieckim
obozie koncentracyjnym, co wpłynęło na jego zachowanie i brak panowania nad
słuchaczami, którzy się z niego naśmiewali. Teraz z perspektywy wielu lat widzę
jak okrutni mogą być młodzi ludzie w stosunku do człowieka, którego psychika
była zdruzgotana przez obóz koncentracyjny.
Tak czy inaczej już
z dobrymi stopniami przeszedłem do klasy 11 . Niemniej prawie że w ostatniej
chwili, przed samą maturą, omal nie zostałem wyrzucony z Liceum Traugutta,
przez nowego dyrektora Liceum,
Stanisława Popińskiego. Jak
zwykle spóźniałem się do szkoły z powodów oczywistych, jako że mój umysł nie
budzi się do pracy przed godzina dziesiątą. Dyr. Popiński postanowił
spóźnialskich, takich jak ja, wyłapać, przez odbieranie im legitymacji
szkolnych przez woźnego ustawionego rano o godzinie 8.05 przy drzwiach wejściowych. Później skruszeni spóźnialscy musieli się
stawić u dyrektora przepraszając za swoje zachowanie. Wszyscy się stawili, ale
ja nie. Na dodatek, któryś z zawistnych szpiclów doniósł dyrektorowi, że
powiedziałem, że czekam aż dyrektora Popiński, sam przyniesie mi legitymację.
Jak się o tym dyrektor dowiedział zrobił zebranie całej szkoły i powiedział, że
takich „wrogów ludu”, jak Czekajewski,
to szkoła nie potrzebuje. Spodziewałem się najgorszego, ale rozeszło się po kościach.
Ktoś widocznie wytłumaczył dyrektorowi, że Czekajewski już za dwa miesiące
pożegna się z Liceum Traugutta, więc nie warto robić z mej głupoty dużej afery.
Do matury mnie dopuszczono, którą zdałem z dobrymi wynikami. W konsekwencji
dostałem się na Politechnikę Wrocławską, która stała się następnym decydującym
stopniem do mej życiowej kariery zarówno w Polsce, jak i za granicą.
Wróżby z fusów na rok 2014
Ci z Państwa,
którzy spodziewają się pokrzepienia i otuchy na rok 2014, niestety będą
zawiedzeni. Powinni oni raczej koncentrować się na sztandarowych wypowiedziach
Prezydenta i prasy amerykańskiej wedle, której trudności już mamy za sobą,
bezrobocie spada, a po zwycięstwach w Iraku i Afganistanie nasi żołnierze wrócą
w domowe pielesze. Oczywiście nie wypada wspominać o tych, którzy nigdy nie
wrócą do pełnego zdrowia, bo odnieśli uszkodzenia mózgu na skutek wybuchów
prymitywnych min przydrożnych,. Oni spełnili swe „zaszczytne” zadanie i nie
powinni zaciemniać nam obrazu Szczęśliwego Nowego Roku 2014. Dobre wiadomości także i dla tych, którzy
wyczerpali już zasiłek dla bezrobotnych. Dla nich Prezydent Obama z poparciem
kongresu, przedłuży im ten zasiłek, mimo ze w szeregu sklepach i restauracjach
widać ogłoszenia: „ przyjmiemy chętnych do pracy”. Kto by się tam trudził i
tracił czas smażąc frytki i hamburgery, kiedy jest tyle interesujących
programów do oglądania na wielkim płaskim telewizorze? W międzyczasie w
restauracjach na Florydzie, podają jadło młode Bułgarki a za kulisami kuchni,
królują Meksykanie, z którymi trudno się dogadać po angielsku. Przepraszam tez
czytelników, że moje obserwacje nie są ciągiem logicznej filozofii, a tylko
migawkami, które mi przychodzą mi do głowy, po przejrzeniu artykułów w
opiniotwórczych czasopismach.
Wojenko, wojenko
co żeś Ty za Pani.....?
Wojna 1939-1945 na
zawsze została w mej świadomości. Dlatego tez z zainteresowaniem przeczytałem w
Financial Times recenzje książki „Duty” (Obowiązek), napisanej przez Ryszarda
Gates, byłego ministra wojny w rządzie G.W. Busha a także w
pierwszej kadencji Prezydenta Obamy. Książka ta jest podobno
pamiętnikiem zmagań politycznych, miedzy generałami z Pentagonu a doradcami
Prezydenta w Białym Domu w sprawie rozszerzenia wojny w Iraku a następnie w
Afganistanie poprzez t.zw. gwałtowne przesilenie (surge) komandosów wysłanych
do Iraku a później do Afganistanu. Wedle
Gates’a generałowie domagali się wojny rozszerzenia, a Obama i jego doradcy
byli temu przeciwni. W konsekwencji generałowie dostali to co chcieli, czyli
„surge” ale wynik był taki jak sam przewidziałem, opłakany. Gates zgadza się na
końcu książki, że Obama miał rację, czyli jakby to powiedział Lech Wałęsa,
Obama był „za a także przeciw”. Cala sprawa byłaby śmieszna, gdyby za tymi
wojnami nie stały tysiące ludzi zabitych i setki tysięcy rannych. Wniosek jaki
można wyciągnąć z pamiętnika Gates’a, jest że Obama, niestety nie jest osobą
kalibru Prezydenta Harrego Trumana, który przeciwstawił się generałowi
MacArthurowi, który chciał rozszerzyć Wojnę Koreańską na Chiny i ZSSR, a nawet uciec się do użycia
bomby atomowej.
Przy okazji
przyjrzyjmy się dwu generałom, którzy zasłużyli się w Iraku i Afganistanie, i
którzy prawdopodobnie naciskali na Prezydenta Obamę w podejmowaniu decyzji w
sposobach prowadzeniu tych dwu wojen.
Jeden z nich to
generał Allen, który zrezygnował ze swych funkcji po wyjawieniu, że wysyłał lub
odbierał kilkadziesiąt tysięcy niewinnych e-mailów z panią Jill Kelley,
mężatką, która organizowała huczne przyjęcia dla generalicji z amerykańskiej
bazy w pobliżu Tampa, Floryda. New York Times podaje, że państwo Kelley nie byli w najlepszej sytuacji finansowej
i ciekawym jest skąd brali pieniądze na wystawne przyjęcia dla generalicji?
Drugim zasłużonym
generałem jest David Petraeus, ktory pod koniec
jego wojskowej kariery został szefem CIA. General Petraeus miał romans z panią Paula
Broadwell, która pisała jego biografię. Pomijając erotyczny element w życiu
zasłużonych generałów, trzeba zadać sobie pytanie jak generał Allen miał czas
na planowanie strategii wojny w Afganistanie, jako zastępca szefa Sztabu
Generalnego, czytając jednocześnie setki internetowych e-maili od Pani Jill
Kelley? A czy generał Petraeus, jako szef CIA zdawał sobie sprawę, że Chińczycy
i Sowieci, nie mówiąc już o NSA (
National Security Agency) czytają ich listy, a FBI śledzi z kim i kiedy
romansują?
Można sobie zadać
pytanie, w jaki sposób ludzie tego rodzaju pokroju dochrapali się stanowisk,
które decydują o wojnach, w których giną setki, jeśli nie tysiące młodych
ludzi? Można by nieśmiało zapytać, czy to prawda, że US ma problem w doborze
kadry politycznych, ekonomicznych i wojskowych przywódców?
Skąd pochodzą terroryści?
Jeśli już mówimy o
wojnie w Afganistanie i w Afryce Północnej, to przyjrzyjmy się o co właściwie
tym „terrorystom” chodzi. Kraje takie
jak Libia, są zamożne ropą naftowa. W czasie, kiedy tym krajem rządził
pułkownik Kadafi, rozumiał on, że ekonomia Libii nie może polegać jedynie na
ropie i dlatego wysyłał młodych ludzi do Europy a szczególnie do krajów Europy
Wschodniej, w tym także i Polski w celu kształcenia w dziedzinach
inżynierskich. Ci młodzi ludzie, po otrzymaniu dyplomu uważali się za lepszych,
którym należy się standard życiowy, jaki obejrzeli w Europie. Niestety w Libii
i podobnych Libii krajach objętych teraz t.zw. Wiosną Arabską, nie było dla nich
pracy, ponieważ nie istniał w tych krajach przemysł, poza przemysłem wydobycia
ropy. Ci młodzi ludzi czuli się oszukani i okradzeni przez Kadafiego i jego
grupę zauszników, utrzymujących go przy władzy. Niestety dla modernizacji kraju
i jego uprzemysłowienia, potrzeba nie tylko kadry inżynierskiej, ale także
przemysłowców i technologii produkcyjnej, której nie da się stworzyć z dnia na
dzien. Na dodatek religia mahometańska, nie jest sprzyjająca rozwojowi
przemysłu. Przy poparciu krajów
zainteresowanych kontrolą ropy naftowej, obalono i uśmiercono Kadafiego,
aczkolwiek wynik frustracji młodych „terrorystów” obrócił się przeciw tym,
którzy im pomogli w obaleniu byłego reżymu. Dzisiaj ci sami sfrustrowani
„terroryści” zabili ambasada amerykańskiego i kontrolują część dostaw gazu i
ropy. Ponieważ usuniecie Kadafiego było łatwiejsze od zbudowania nowoczesnego,
przemysłowego państwa, terroryści uważają, że US, Anglia i Francja okradają
ich, poprzez zaniżone ceny ropy, które zapewniłyby dobrobyt całemu społeczeństwu.
Niemożliwe jest im wytłumaczyć, że ceny ropy są ustalane przez wielu
producentów i dochody z produkcji miejscowej w Libii nie są wystarczające dla
podniesienia stopy życiowej całego narodu. Sytuacja w Libii i krajów podobnych,
których przekleństwem są zasoby ropy naftowej jest, mówiąc potocznie
„rozwojowa”. Ostatnie słowo nie zostało jeszcze wypowiedziane. Jedno jest
pewne, ze interwencja amerykańska w tych krajach spaliła na panewce. Cokolwiek
się stanie to na pewno, kraje te nie będą przyjazne Stanom Zjednoczonym.
Po angielsku mówi się „hubris”, a po polsku „zadufanie”,
we własną rację i potęgę
Kiedy Stany
Zjednoczone przegrały sromotnie wojnę we Wietnamie, wyglądało na to, że
wyciągną z tej przegranej nauczkę na przyszłość. W między czasie w US wyrosły
dwa nowe pokolenia niepamiętające wojny we Wietnamie. W konsekwencji wojny w
Afganistanie, ZSSR się rozpadł i US stal się bezkonkurencyjnym hegemonem na
świecie. Ta sytuacja uderzyła politykom amerykańskim, a także generałom w
Pentagonie do Glowy, że teraz są w stanie zaprowadzić „demokratyczny porządek”
w wielu krajach na Bliskim Wschodzie i Afganistanie. Teraz wiemy, że Amerykanie
powtórzyli błąd sowiecki w Afganistanie. Kraje te mimo okropnych strat nie
poddały się kontroli amerykańskiej. Teraz już wiadomo, że Irak nie jest naszym
satelitą, a nasze wojska już wkrótce wycofają się z Afganistanu. Kto przejmie
tam władzę? Nie wiadomo. Może będzie to Pakistan a może Chiny? A może
Afganistan będzie niepodległy? Na szczęście, w ostatnim momencie Prezydent
Obama nie dal się wciągnąć w kolejną wojnę w Syrii.
Przyszłość podziału
władzy na świecie, zapowiada się niepokojąco. Najważniejszym naszym
zagrożeniem, są Chiny, które chcą rozszerzyć swoje wpływy na Morzu Chińskim.
Czy US na to im pozwoli, nie wiadomo? Sytuacja jest na tyle skomplikowana, ze
Chiny i US są związane wieloma więzami ekonomicznymi. Chińczycy kupuj nasze
obligacje pożyczkowe, a my z kolei kupujemy chińskie tanie produkty utrzymujące
nasza wysoką stopę życiową.
Wojna miedzy
obydwoma mocarstwami spowoduje zakłócenie tej równowagi.
Na zdrowy rozum
wojna między US i Chinami nie ma sensu, ale nie byłby to pierwszy raz w
historii, kiedy wojny wybuchały wbrew zdrowemu rozsądkowi.
W międzyczasie
Chińczycy penetrują kraje afrykańskie, wykupując tam ziemię pod uprawę
produktów rolnych i kopalnie wydobycia miedzi, złota i diamentów. Wygląda na
to, że Chiny są w ekonomicznej ofensywie. Czy US na to zezwoli? Jak długo? Nie
wiadomo. Na razie, na początku roku 2014 mamy dziwny międzynarodowy spokój. US
nie dało się wciągnąć do wojny w Syrii i Iranie a sytuacja polityczna miedzy
Palestyńczykami i Izraelem jest jak zwykle „rozwojowa”. Nie moje miejsce jest
komentować na temat tej sytuacji, szczególnie ze jestem skłonny do
krytykanctwa. W wiec do zobaczenia na stronach tego czasopisma, jak się
dorobimy następnej wojny albo finansowej katastrofy, o której będzie warto
pisać.
Jan Czekajewski
Ukraina w Gęstej Mgle Dezinformacji
W tym roku, w
sierpniu będziemy mieli niechlubną uroczystość stulecia wybuchu Pierwszej Wojny
Światowej. Przyczyną jakoby miał być zamach na
arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w Sarajewie. Dzisiaj mądrzy historycy
i stratedzy nie mogą się zgodzić, co tę wojnę spowodowało i kogo o nią winić.
Dziesiątki milionów ludzi zginęło na tej wojnie i mocarstwa, które tą wojnę
spowodowały, same legły w gruzach. Na gruzach Imperium Rosyjskiego powstał
Związek Radziecki, Austria rozpadła się na kawałki, a Cesarstwo Pruskie
Wilhelma Drugiego zastąpione zostało Niemiecką Republiką Wajmarską, która dala
początek, krótkotrwałej, aczkolwiek niezwykle morderczej władzy Adolfa Hitlera.
Na zgliszczach
Pierwszej Wojny Światowej powstały nowe państwa, miedzy innymi Polska. 20 lat później nowa, Druga Wojna Światowa
pochłonęła jeszcze więcej istnień ludzkich niż pierwsza. Dzisiaj Polska i Polacy mogą się cieszyć
pokojem przez sześćdziesiąt lat, jeśli się odliczy kilka pierwszych lat
komunistycznej władzy, która nie była z polskiego wyboru, ale nie mordowała
ludzi na podobną skalę jak to miało miejsce w czasie wojen.
Pokój w Europie to przypadłość świerzbiąca.
Paradoksalnie, taki
długi okres pokoju w Europie daje powody do niepokoju.
Pierwsza wojna
światowa nie mogła by zaistnieć, gdyby rządy i sztaby wojskowe państw krajów
biorących udział w wojnie nie miały od dawna przygotowanych planów do takiej
wojny. Mam tu na myśli Imperium Niemieckie Wilhelma II Hohenzollerna,
które od dłuższego czasu planowało wojnę z Rosją. Potrzeba było zapalnika, aby
ta wojna wybuchła. Takim zapalnikiem był zamach na następcę tronu Austriackiego
w Sarajewie. Trudno sobie wyobrazić, aby jeden zamachowiec , który spowodował
śmierć następcy tronu i jego żony człowieka, spowodował wojnę na taką skalę. W
sumie 30 milionów ludzi zginęło jako żołnierze lub od chorób będących
konsekwencją tej wojny.
Druga Wojna
Światowa była w gruncie rzeczy kontynuacją Pierwszej Wojny Światowej. W ciągu jej trwania zginęły 72 miliony
ludzi, z tego 47 miliony cywilów.
Od tego czasu
mieliśmy wiele wojen mniejszego kalibru, ale nie było konfliktu tej miary, na
skalę światową.
Może powinniśmy kochać bomby atomowe?
Zaryzykowałbym
twierdzenie, że Trzecia Wojna Światowa dotychczas nie wybuchła z powodu
parytetu nuklearnego miedzy Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Radzieckim. Bomby
atomowe po obydwy stronach żelaznej kurtyny dały jasno do zrozumienia, że po
takiej wojnie nie będzie ani zwycięzców, ani zwyciężonych. Nie będzie także
generałów, prezydentów i doradców, gdyż jej ofiarami będą nie tylko prości
żołnierze, ale cale naczalstwo, które taką wojnę wywołało.
Dzisiaj po blisko
70 latach od momentu zrzucenia bomy atomowej na Hiroszimę, mamy już trzy
generacje ludzi, którzy w Europie nie zaznali wojny. Tacy ludzie są bardziej
podatni na manipulacje polityków i generałów, którzy sami nie widzieli wojny.
Parytet atomowy miedzy US i dzisiejszą Rosją, także zaczyna mieć inne, raczej
symboliczne znaczenie. Nikt nie wierzy, że jedna ze stron zdecyduje się na
użycie broni jądrowej. Być może, że
politycy i wojskowi, rozpatrują możliwość wojny konwencjonalnej, nawet z krajem
wyposażonym w broń jądrową, która rozszerzy sferę ich wpływów i spowoduje
poddaństwo krajów zasobnych w strategiczne materiały, jak np. ropę czy gaz.
Od momentu upadku
imperium sowieckiego, kraje jemu podlegle w Europie Wschodniej i Centralnej w
obawie przed powrotem imperializmu, tym razem rosyjskiego, zapisały się do
NATO, która to organizacja ostatnio zaczęła mieć apetyt na dotychczas zależne
od Rosji nowe kraje, miedzy innymi Ukrainę, no a może i samą Rosję, w której
rządy Putina utrudniały życie niepokornym finansowym oligarchom. Widocznie
pijany Jelcyn zdawał sobie sprawę, że nie ma siły ni zdrowia do zapobieżenia
powszechnej grabieży mienia post-sowieckiego i oddal władze w ręce Putina. Ten
z kolei przegonił byłych Komsomolców, którzy w ciągu kilku lat z bosonogich
komunistów stali się miliarderami, głównie olejowymi i bankowymi . Ci, jak
Putin zaczął dobierać się im do skóry albo skończyli w więzieniach, jak
Chodorowski, albo uciekli do Londynu,
jak Berezowski. Konflikt z Rosją pasuje jak ulał dla tych co planują i
korzystają z konfliktów zbrojnych, i zakładają, że nikt w takim konflikcie nie
odważy się użyć broni jądrowej.
Z jednej ze strony
wśród państw NATO istnieje apetyt na nowe rynki zbytu a także osłabienie samej
Rosji, która nagle zaczęła stawiać swoje nowe warunki, odbiegające od
uległości, jaką cechowała rządy Jelcyna. Natomiast sam Putin, uważa, że Ukraina
stanowi niepodzielną cześć Rosji. Na dodatek duża część przemysłu
zbrojeniowego, eksportującego do Rosji, została zbudowana w okresie rządów
sowieckich. Ten przemysł znajduje się właśnie na Wschodniej i Południowej
Ukrainie. Obydwie strony, NATO i Rosja rozważają możliwość różnych konfrontacji
dla zabezpieczenia swych interesów. Zarówno NATO jak i Rosja wolałaby
rewolucyjną przemianę bez własnego otwartego udziału, ale sytuacja może wciągnąć
strony do bezpośredniego konfliktu. Gorące głowy „prawicowego sektora” w
Kijowie i „separatyści” w Doniecku są przygrywką do tej gry. Dodatkowo sprawę
komplikuje jednak zależność państw NATO od dostawy rosyjskiego gazu i ropy
naftowej, a także, ku mojemu zdumieniu zależność sil zbrojnych US od dostaw
rosyjskiego sprzętu rakietowego. Jak wiadomo, astronauci amerykańscy nie mogą
wrócić na ziemię, bez pomocy sowieckich rakiet, które dowożą ich i odwożą do
Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Na dodatek, amerykańskie wojskowe satelity
szpiegowskie są wynoszone na orbitę przez rakiety wyposażone w rosyjskie
silniki odrzutowe.
Jak zwykle tak
ważny problem, jaki stanowi Ukraina a przez nią możliwość starcia sil NATO z
Rosja, nie da się wytłumaczyć w sposób prosty. Konflikt jest złożony i wiele
grup interesów są dyrygentami tej wojennej kakofonii.
Obawiam się, że
może się tak stać, jak się stało z Pierwszą Wojną Światową, kiedy nikt nie
chciał wojny na światową skalę, ale ona wybuchła i pogrążyła w gruzach kraje, które
ją wywołały. Jedynym krajem, który na tej wojnie skorzystał to były Stany
Zjednoczone no i kraje takie jak Polska, Czechosłowacja, Jugosławia, Węgry itp,
które wyzwoliły się z jarzma imperialistów europejskich. Anglia i Francja,
jakoby kraje zwycięskie były tak osłabione, że nie były w stanie powstrzymać
imperialistycznych zapędów Hitlera i zapobiec Drugiej Wojnie Światowej.
Do trzech razy sztuka, czyli Irak, Afganistan i Ukraina
W wypadku Ukrainy,
odnosi się wrażenie, że kryzys był wywołany przez zapędy pewnych kół w NATO,
które szukają uzasadnienia dla swego istnienia po porażkach, jakie NATO
doświadczyło w Iraku, Afganistanie i szeregu krajów arabskich. Kraje te uciekły
się do walki z przeciwnikiem używając metod niekonwencjonalnych, takich jak np.
amatorskie miny przydrożne wykonane z nawozów sztucznych, albo samobójcy
wysadzający się wśród NATO-owskich
żołnierzy albo dyplomatów. Tacy terroryści nie noszą mundurów, które by ich
odróżniały od cywilów i nie przestrzegają zasad Konwencji Genewskiej, jaka
miała regulować ich zachowanie w czasie konfliktu zbrojnego. Wobec tego
olbrzymie wydatki państw NATO na walkę z terrorystami są i były wyrzucone w
błoto. Odnosi się wrażenie, że NATO desperacko szuka uzasadnienia dla swego
istnienia. Dla NATO kryzys na Ukrainie
jakby spadł im z nieba. Zmierzenie się z Rosjanami to jest wojna z
przeciwnikiem, do jakiego NATO gotowało się przez wiele lat tak zwanej „ Zimnej
Wojny”. W sytuacji w której straszak wojny nuklearnej już się przeżył, istnieje
pokusa spróbowania wojny konwencjonalnej. Najlepiej za pomocą
samolotów-automatów, tak zwanych „dronów”, w których strona NATO-owska nie
ryzykuje własnego ludzkiego życia.
Kochajmy się bracia Słowianie
Nowo, co
zainstalowane władze w Kijowie, modlą się o taką wojnę, która zapewniła by Ukrainie niezależność, albo
raczej zależność (EU) bardziej atrakcyjną od Rosji Putina. Na dodatek wschodnia
część Ukrainy, ta granicząca z Rosją produkuje olbrzymią część eksportu całego
kraju, wiec podział Ukrainy nie jest do zaakceptowania dla biedniejszej,
zachodniej części Ukrainy ze stolicą w Kijowie.
Natomiast Rosja
została zapędzona przez „Zachód” w kozi róg. Przejecie całej Ukrainy przez EU a
także NATO, znaczyłoby olbrzymie osłabienie Rosji zarówno strategicznie jak i
ekonomicznie.
Duża część
przemysłu we Wschodniej Ukrainie została zbudowana przez władze sowieckie i
utrata tego przemysłu, szczególnie zbrojeniowego poważnie osłabi Rosję.
Putin obawia się,
że przesunięciu granic NATO w okolice bliskie Moskwy, spowoduje dalsze żądania
US i UE co do warunków eksploatacji minerałów i ropy naftowej w samej Rosji i
dalekiej Syberii. Rosja, jako taka nie jest krajem monolitycznym. Ciągle składa
się z szeregu okręgów i grup ludności, które mówią innym niż rosyjski językiem.
Rosja jest sama w sobie „Federacją”, jak wskazuje sama nazwa kraju; Rosyjska
Federacyjna Republika.
Oczywiście obawę
przed wojną z Rosją maja strefy handlowe i przemysłowe Unii Europejskiej. Obawa
przed utrata dostaw rosyjskiego gazu i zerwanie kontraktów, może wywołać kryzys
ekonomiczny szczególnie w Niemczech, nie mówiąc już o Polsce, Czechach,
Słowacji, Finlandii itp. W sumie kraje europejskie korzystają z dostaw gazu
rosyjskiego w około 25%. a kraje Europy Centralnej w 90% do 100%
Nie wiadomo, kto
przeważy w decyzji zaostrzenia konfliktu i doprowadzenia do starcia zbrojnego.
Czy przeważą militarystyczne i neokonserwatywne polityczne elity, czy zimne
kalkulacji przemysłowców, którzy opowiadają się za pokojem? Putin nie ma
wyboru. Na aneksje całej Ukrainy do EU i NATO nie może się zgodzić. Jedynym dla
niego wyjściem jest „odbicie” rosyjskojęzycznej, wschodniej Ukrainy i
przyłączenie jej do Rosji, albo „federalizacja” Ukrainy z zapewnieniem jej
przyjaznego Rosji rządu. Czy NATO, czyli US, na to przystanie, trudno powiedzieć?
Najbliższe dni albo miesiące dadzą odpowiedź na te pytanie.
Chińczycy trzymają się mocno
Mnie, jako
politycznemu ignorancie, narzuca się obawa, że osłabienie Rosji może być na
rękę Chinom, które spokojnie przykładają się amerykańskim wojnom w Afryce Północnej,
Afganistanie a teraz zakusom NATO na Ukrainę. Przeludnione Chiny łakomie patrzą
na graniczącą z nimi Syberie, gdzie i tak nielegalna chińska imigracja zaczyna
odgrywać coraz większą rolę, wypierając etnicznych Rosjan. Rosnące ambicje
Chińskie w rozszerzeniu kontroli nad wodami Południowego Morza Chińskiego i
rosnący konflikt z Japonią o małe skaliste wysepki jest próbą sił miedzy US a
Chinami na tamtym terenie. Obawiam się, że US ma skrzywiony strategiczny punkt
widzenia i większy niż Ukraina orzech do zgryzienia.
Jan Czekajewski
Upojny Urok Globalizacji
Wigilia. Dzwoni
telefon. To dobry znajomy Stefan, dzwoni z Nowego Yorku. Przyjechał do USA z Polski w okresie przemian
„solidarnościowych” . Inżynier elektryk. Dzisiaj, można by powiedzieć, model
Amerykanina, z wyjątkiem przekonań religijnych, bo w niedzielę zaobserwowano
go, na klęczkach, w katolickim kościele.
Zawsze był za rządem i za każdą amerykańską wojną, głównie dlatego bo nie miał synów w wieku poborowym, a sam był już za stary na komandosa (Marines) .
W każde święto narodowe flagę amerykańską wywieszał. Nigdy go z pracy nie
wyrzucano, chyba ze firma plajtowała, co zdarzało się ostatnio nieco częściej.
Ma od lat obywatelstwo amerykańskie. Mieszka w okolicy Nowego Yorku. Co
słychać? Jak leci? –zapytałem. Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego
Narodzenia! Niestety nie mogę się
cieszyć, bo zwolnili mnie z pracy, powiedział Stefan. Dlaczego? Czy twoja
firma plajtuje? Nie. Nie plajtuje ale, zarząd w Belgii stwierdził, że
produkcja w Chinach będzie tańsza. Nie
mogę narzekać, bo dali mi dobra odprawę, ale ze znalezieniem innej pracy będzie
mi tym razem trudno. Mam już 60 lat. Wiele fabryk w mojej okolicy zlikwidowano.
Przez ostatnie dwa lata wysyłano mnie do Chin, abym uczył Chińczyków
naszej produkcji. Nawet byli
pojętni. Nauczyli się szybciej niż się
spodziewałem. Byłem z nich dumny. Teraz nie wiem co z sobą zrobić, bo czuję się
w pełni sil i chciałbym jeszcze popracować i być przydatny. Problem ma także
moja żona, Gienia. Jest o 10 lat
młodsza ode mnie i pracuje jako księgowa w wielkiej firmie. Dobrze zarabia, ale ostatnio wysłali ja do
Indii, aby nauczyła Hindusów jak prowadzić amerykańską księgowość. Już zwolnili
z jej firmy trzy tysiące ludzi i nie wiadomo jak długo Gienia będzie pracować,
jeśli cały wydział księgowości przeniosą
do Indii. Problem jest z jej ubezpieczeniem na zdrowie. Bo ja za pięć lat będę miał ubezpieczenie państwowe (Medicare),
bo mam już 60 lat, ale ona będzie musiała czekać następne dziesięć. Na prywatne ubezpieczenie nie
będzie nas stać. Na szczęście dom mamy spłacony, ale nie będziemy go mogli
utrzymać. Podatek od nieruchomości , ogrzewania i elektryczności nas
dobijają. Czy starczy nam na benzynę,
wątpliwe, bo mieszkamy daleko za miastem i do sklepu trzeba jechać
samochodem. Stefan, zapytałem, czy dyrekcja firmy nie była w stanie
utrzymać produkcji w Ameryce? Przecież
twoja firma była dochodowa. Dyrekcja nie jest już w Ameryce, powiedział Stefan.
Moja mała firma, zatrudniająca 250 pracowników,
w ciągu kilku lat kilkakrotnie zmieniła właścicieli. Konsolidacja, wtedy
nam tłumaczono. W tej chwili dyrekcja
jest w Belgii. Oni nawet nie przyjechali
zobaczyć co produkujemy. Decyzja przeniesienie produkcji do Chin zapadła w ich
księgowości. Tam w Shenzen, koło
Hong-Kongu, Belgowie zbudowali nową wielką fabrykę. My ,Amerykanie nie mieliśmy nic do gadania.
Przykro mi Stefan powiedziałem, ale ty jesteś
jedna z wielu ofiar GLOBALIZACJI. Globalizacja nie zaczęła się od wczoraj. Już
po drugiej wojnie światowej powstało porozumienie zwane GATT (General Agreement
of Trade and Tariffs) , które ostatnio, bo w roku 1995, przekształcono w WTO ( World Trade Organization). Ja jeszcze
pamiętam poparcie jakie dla GATT-u wyrażał Prezydent John Kennedy. Ameryka
wtedy była potęgą przemysłową, której nikt się nie równał. Za jednego amerykańskiego dolara dostawało się wtedy cztery
zachodnio-niemieckie marki. Dosłownie za
grosze można było kupować europejskie produkty, a nawet cale przemysły. Dzisiaj sytuacja się zmieniła. Jeden dolar
dzisiaj pozwala zakupić tylko 0.75 Euro. Założeniem poparcia dla GATT było
umożliwienie exportu amerykańskich produktów i kapitału. Wtedy nikt nie przypuszczał, że wraz z eksportem
kapitału wystąpi także export
miejsc pracy i wzrost bezrobocia.
Parafrazując przysłowie, można by powiedzieć, że Amerykanin strzela a Bóg kule
nosi. Jeszcze niedawno, cztery lata temu pisano szeroko o amerykańskiej post –przemysłowej ekonomii,
opartej na wysoko wykwalifikowanej sile roboczej składającej się z naukowców i bankowców.
Prosta praca pracowników w branży wytwórczej zostanie przeniesiona do krajów
azjatyckich . My, intelektualnie lepiej przygotowani, prawie ze namaszczeni
przez Boga , zajmiemy się kontrolą płodów wypracowanych przez poślednich
pracowników innej rasy. Pod wpływem tego
rodzaju „ideologów”, głownie ze strony bankowej, kolejni Prezydenci jak i Izby
Ustawodawcze uwierzyli i w tą bzdurę i jej przyklasnęli. Związki zawodowe także do emigracji miejsc
pracy się przyczyniły, wymuszając wysokie place nie współmierne z wydajnością.
Teraz okazuje się
że nie tylko prosta praca została wyeksportowana, ale także miejsca pracy
dla niepotrzebnych już inżynierów, jak
mój znajomy Stefan. Wszystko to
pogłębia amerykańską zapaść przemysłową i rosnące bezrobocie., nie wspominając
o dwu zasadniczo przegranych wojnach w
Iraku i Afganistanie. Ci którzy te wojny zmontowali, ukrywają się dzisiaj po różnych „ pojemnikach myślicieli” ,
zwanych w Ameryce jako „ Think Tanks”,
licząc na to, że mogą być jeszcze w przyszłości potrzebni. Ktoś mógłby mi zarzucić, że się mylę,
gdyż przebrzydły Sadam Husein już zawisł
w Iraku na szubienicy, a w Afganistanie idzie na lepsze. Nawet zaczęłyśmy już
rozmawiać z naszymi wrogami-Talibami o możliwości wspólnego zarządu
Afganistanem. Zgoda. Wojny być może
militarnie zostały wygrane, ale jak wspomniał kiedyś General Chuck Hagel,
ostatnio proponowany na Ministra Obrony, nie widać tańców radości na ulicach
Bagdadu (i Kabulu). A oto nam przecież
chodziło. O demokrację na wzór amerykański, czyli dwupartyjną. No, a jeśli to nie jest możliwe, to
przynajmniej o wdzięczność za wyzwolenie, którego u wyzwolonych narodów jakoś
nie widać.
Demokracja na
Bliskim Wschodzie jak widzimy rozwija się zgodnie z moimi przepowiedniami,
czyli, pasuje do nich jak siodło do
krowy. Natomiast post-przemysłowa amerykańska
ekonomia świetnie się rozwija
przynosząc spodziewane wyniki, których ofiara padł mój ,
post-przemysłowy znajomy, Stefan.
Jedyną nadzieją, a
raczej rewanżem dla Stefana jest, że
niedługo resztki post przemysłowej ekonomii przeniosą się z Wall Street do banków w Hong-Kongu, Szanghaju czy w Singapurze, a w kolejkach o zasiłki dla
bezrobotnych staną, ramie przy ramieniu ze Stefanem, analitycy i maklerzy z Wall Street. A wraz z nimi wszyscy ci , którzy tą ekonomię
wymyślili.
Dr.inz. Jan
Czekajewski
Columbus, Ohio, USA
Jan Czekajewski
Dlaczego „separatyści” wygrają na Ukrainie
9 września 2014 na przedniej stronie dziennika
The New York Times ze wzruszeniem
zobaczyłem zdjęcie kilkuletniej
dziewczynki w trumience.
Dziewczynka jak i jej braciszek zostali
zabici w czasie ostrzału artyleryjskiego
w pobliżu Maripolu na Wschodniej Ukrainie. To zdjęcie wyraźnie wskazuje, że
ostrzał artyleryjski, jaki od kilku miesięcy przeprowadzała armia ukraińska w
miastach Doniecku i Lugańsku powodując wielkie straty ludności cywilnej,
przypieczętował raz na zawsze podział Ukrainy. Nawet, gdyby wojsko ukraińskie pokonało separatystów, to wygnanie z
domów miliona ludzi, którzy nie mają
związku z separatystami, poza wspólnym rosyjskim językiem, zadecyduje teraz i w
przyszłości, że rząd w Kijowie nie będzie miał poparcia ludności we Wschodniej
Ukrainie.
Polityka polegająca
na wojskowym zwycięstwie nigdy nie prowadzi do asymilacji podbitej ludności,
szczególnie, jeśli w pobliżu znajduje się granica Rosji, która w takim wypadku
dla mieszkańców Donbasu i Luganska wygląda na kraj lepszy niż ten z rządem w Kijowie.
Prasa polska,
amerykańska a także Unii Europejskiej do znudzenia powtarza przestępstwa Rosji,
która pogwałca europejski system nienaruszalnych granic. Granice każdego kraju,
a szczególnie Ukrainy zostały wyznaczone, bez zgody ludzi Ukrainę zamieszkujących.
Stalin i Lenin nakreślili granice
Ukrainy jako granice Socjalistycznej Republiki ZSSR. Kruszczow podarował
Ukrainie zamieszkały przez Rosjan, a przedtem Tatarów, Krym. Polskie kiedyś
ziemie wschodnie, a szczególnie Lwów przypadł Ukrainie z łaski Stalina za zgodą
Churchilla I Roosevelt ’a. Polacy ze
Wschodu zostali przesiedlenie na ziemie zamieszkałe kiedyś przez Niemców. Niemcy z Prus Wschodnich i Dolnego Śląska z kolei zostali przesiedleni do Niemiec
Centralnych i Zachodnich. Bałamucenie,
że granice są nienaruszalne i warte morderstw na ludności cywilnej jakoś mnie
nie przekonuje. W tej aferze w którą wciągnęła Ukrainę agresywna grupa
amerykańskich polityków, a może także amerykańskiej oligarchii z
neo-konserwatystami na czele, los
przeciętnych ludzi Ukrainę
zamieszkującymi nie był brany pod uwagę.
Nowomowa
Kidy po 10 latach w końcu uwierzyłem, że już zwyciężyliśmy i wprowadziliśmy
demokrację w Iraku, Libii i Afganistanie, nagle Putin wyskoczył z aneksją Krymu
i zaczął mieszać we Wschodniej Ukrainie. Jakby tego było za mało, nagle
dowiedziałem się, ze mamy jeszcze innego wroga, o którym jakoby nikt nie
wiedział, a jest nim Islamski Kalifat, czy też ISIS. Czytając amerykańskie
gazety, takie jak New york Times i brytyjski Financial Times dostaję zawrotu
głowy z powodu terminologii używanej w tej renomowanej, opinię kształtującej
prasie. Kiedyś w młodych latach, życie w PRLu było dla mnie łatwiejsze. Rano
otwierało się Trybunę Ludu i już było wiadomo, kto to wróg a kto przyjaciel,
przynajmniej na dzień dzisiejszy. Dzisiaj, niestety trzeba dobrze pogłówkować,
aby się domyśleć o co właściwie chodzi aby być „politycznie poprawnym”. Kiedyś
w PRL-u mówiło się o „Obozie Pokoju”, a dziej w USA mówi się o „Krajach
Demokratycznych”. Kiedyś w Afryce trwały „Wojny Wyzwoleńcze” z kolonistami a
dzisiaj trwają wojny obalające skorumpowanych dyktatorów. Nie wiem, dlaczego
ale najbardziej mnie boli głowa z powodu Ukrainy i Putina. Chciałbym zająć
jednoznaczne stanowisko i przyłączyć się dwupartyjnej polskiej koalicji PiS-u i
Platformy Obywatelskiej popieranej przez NATO, a z drugiej strony jakoś mnie
mierzwi, że podobno prezydent i premier Ukrainy chwalą tradycje UPA i Bandery,
a ochotnicze odziały atakujące „separatystów” maja insygnia przypominająca
hitlerowską swastykę. W polskiej prasie i TV porównuje się Putina do Hitlera,
ale unika się wzmianek o morderstwach Polaków przez oddziały UPA na Wołyniu i w służbie
niemieckiej w czasie Powstania Warszawskiego. Jeden z moich kolegów z okresu
studiów, dzisiaj wspomina, że życie zawdzięcza Stalinowi, który jego rodzinę
wywiózł do Kazachstanu. Po powrocie na Wołyń w roku 1945 większość polskich rodzin, które uniknęły
wysiedlenia na Syberię czy do Kazachstanu, zostało zamordowanych przez
Ukraińców.
Polska Rusofobia
Polacy
wyraźnie cierpią na kompleks, “ostatniego wroga”. Ponieważ od czasu II Wojny
Światowej minęło już ponad 70 lat w międzyczasie wyrosły w Polsce trzy
pokolenia ludzi, którzy zbrodni hitlerowskich Niemiec nie pamiętają. Niewiele
też wiedzą o zbrodniach Ukraińców współpracujących z Hitlerowcami, jak np
ukraińskiej dywizji SS Galizien. Ponadto wejście Polski do Unii Europejskiej
jak i otwarcie rynku pracy w Niemczech spowodowało dużą emigrację Polaków do
Niemiec w poszukiwaniu lepiej płatnej pracy. W samych Niemczech stosunek do
Polakowi tez się poprawił, jako że Niemcy maja teraz do czynienia z napływem
emigrantów z Turcji i Bliskiego Wschodu, którzy są większym problemem dla
Niemców niż łatwo asymilujący się Polacy.
Polacy także identyfikują Sowietów z
Rosjanami. Trzeba pamiętać, że Polską PRLu,
Rosją jak i całym tak zwanym „Obozem Pokoju” rządzili nie Rosjanie tylko
banda opryszków zwana „Sowietami”. Na jej czele nie stał Rosjanin, tylko Gruzin
o nazwisku Stalin. W ciągu rządów komunistycznych w ZSSR większość ludzi
zamordowanych przez sowietów nie byli Polacy tylko Rosjanie. Także Polacy winni
pamiętać, że na czele rządów sowieckich po rewolucji 1917 roku nie stali
etniczni Rosjanie, ale zbieranina mniejszości narodowych wśród których
niechlubnie zapisał się Polak, Feliks
Dzierżyński, twórca tajnej policji CZEKA, który uczęszczał do tego
samego gimnazjum w Wilnie jak Józef Piłsudski. Inni, jak na przykład Beria był Gruzinem, Lew Trocki (Bronsztejn) pochodził z zamożnej żydowskiej rosyjskiej
rodziny. Niestety wielu Żydów sympatyzowało z ruchem rewolucyjnym, jako ze
oficjalnie rządy Caratu były antysemickie i Żydzi mieli zakaz osiedlania się w
Rosji właściwej z wyjątkiem wydzielonego obszaru na zachodzie Rosyjskiego
Imperium w skład którego wchodziły ziemie polskie, białoruskie i ukraińskie.
Żydzi, a właściwie ludzie pochodzenia żydowskiego, którzy zaparli się religii
żydowskiej uważali się za marksistowskich internacjonalistów mieli uzasadnioną
nienawiść do Caratu. Oni to, przez jakiś
czas, stanowili większość kadry rządzącej po rewolucji 1917r. Po emigracji
Trockiego, władze przejął Stalin i wpływy żydowskich internacjonalistów w
kierownictwie zmalały. Pod koniec życia Stalin planował pogrom antysemicki, pod
pretekstem tzw. spisku żydowskich lekarzy na jego życie.
.
Ukraina.
Początek Konfliktu Separatystycznego
Konflikt na Ukrainie nie jest konfliktem lokalnym. W
wywołaniu tego konfliktu pracowały nasze, czyli „zachodnie” służby specjalne.
Oczywiście wykorzystano zróżnicowanie narodowościowe miedzy Ukrainą Zachodnią i
Wschodnią, jako że Ukraina jako państwo jest zlepkiem dwu narodowości,
Ukraińców „właściwych” którzy zamieszkują tereny kiedyś polskie, później Austro-Węgier i Rosjan, którzy zamieszkują wschód
Ukrainy.
Po obaleniu
rządów Janukiewicza w czasie tak zwanej rewolucji na Majdanie, nowy rząd
ukraiński wydal zarządzenie zabraniające
używania języka rosyjskiego w całej Ukrainie. To spowodowało rewolucje w
okręgach takich jak Krym, Donieck i Luhansk,
gdzie mieszkańcy posługują się językiem rosyjskim i języka ukraińskiego
nie znają. Kilka lat temu bylem na Ukrainie, gdzie nasza przewodniczka w
Odessie narzekała, że miejscowa ludność ma kłopoty z zarządzeniem, które wymaga
by uczniowie i studenci posługiwali się wyłącznie językiem ukraińskim. Problem
był w tym, że na uniwersytetach w Odessie nie było naukowych książek w języku
ukraińskim. To jak przypuszczam było
zarzewiem dzisiejszego konfliktu, który z biernego przeszedł w czynny z
wzajemnym mordowaniem się stron.
Ukraina
w Finansowych Kłopotach
Wedle premiera Jaseniuka, Ukraina wymaga 35 bilonów
dolarów dla pokrycia wydatków w ciągu najbliższych dwu lat. Nowy rząd miał
nadzieję, że Unia Europejska i być może US, poprą Ukrainę finansowo. Niestety,
jak podaje prasa, skierowano Ukrainę do IMF (International Monetarny Fund) ,
który postawił twarde warunki. Ukraina musi podnieść cenę gazu dla konsumentów,
trzy czy cztery razy aby zbalansować swój budżet. Nie wyobrażam sobie, aby
przeciętny ukraiński użytkownik był w stanie zapłacić taką wysoką cenę. Znaczy
to, że Rosja subsydiowała uprzednio Ukrainę przez niską cenę gazu. W sumie cala Europa i Stany Zjednoczone
zarzucają Rosji imperialne ambicje w sprawie Ukrainy, ale nikt nie chce
podpisać weksla pokrywającego ukraińskie długi.
A może Polska pomoże? „Pomóżcie towarzysze”, apelował
kiedyś do Polaków pierwszy sekretarz PZPR-Gierek. Wtedy jednak chodziło o
Polskę PRL-u, a nie o Ukrainę.
Kto
w konflikcie na Ukrainie ma interes?
Na pozór jest to wojna domowa miedzy Ukraińcami z
Zachodniej Ukrainy i Ukraińskimi „separatystami” posługującymi się językiem
rosyjskim. Powszechnie jest wiadomo, że Rosja wydatnie pomaga Ukraińskim
separatystom, a tak zw. Zachód pomaga Ukraińskim nacjonalistom z Zachodu,
którzy s kolei są wspomagani przez Unię Europejska, NATO a właściwie Stany
Zjednoczony. Nie łudźmy się, że jest to wojna domowa miedzy samymi Ukraińcami.
Jest to wojna przez pośredników między Stanami Zjednoczonymi i Rosją. Ukraińcy są tylko tak zwanym mięsem armatnim.
Ktoś powiedział, że Stany Zjednoczone będą walczyć z Rosją do ostatniego
Ukraińca. Dlaczego Stany Zjednoczone
wplątały się w tą wojnę można tylko podejrzewać? Jak zwykle, w polityce nie ma
jednoznacznej odpowiedzi, jako że silą napędową w tej wojnie stanowią różne
grupy interesu. Być może, że chodzi o osłabienie Rosji i zmianę systemu
rządowego na taki jaki był za byłego prezydenta, Jelcyna, który był osaczony przez rodzimych i „zachodnich”
oligarchów? Może chodzi o zagarniecie olbrzymich zasobów naturalnych Rosji?
Może Rosja stanowi zagrożenie dla międzynarodowego systemu walutowego opartego
na dolarze? Może zależność Europy od rosyjskiego gazu jest czynnikiem
irytującym dla „globalnych polityków? Może NATO wymaga nowego wroga w celu
uzasadnienia swojej egzystencji?. Może przemysł zbrojeniowy widzi w wojnie na
Ukrainie nowe źródło dochodów? A może wszystkie te czynniki naraz?
No a jaki interes ma sama Rosja
reprezentowana prze Putina?
Opowiadanie, ze Putin marzy o
odbudowie Związku Radzieckiego, być może jest Putina mrzonką, a nie celem jego
realnej polityki? Być może, że wyjątek stanowi Ukraina, którą Putin jak i chyba
większość Rosjan uważa za pobratymców, jako że Rosja wzięła swój początek z
Rusi Kijowskiej? Przejecie Ukrainy przez NATO, które wydaje się tylko kwestią
czasu, powoduje realne zagrożenie dla
Moskwy odleglej zaledwie o kilkaset kilometrów od granicy z Ukrainą. Wypadki na Ukrainie spowodowały zbliżenie
Rosji do Chin jako wielkiego rynku dla Rosyjskiego gazu i ropy naftowej. Także
przyspieszyły budowę tak zwanego bloku BRICS w skład którego wchodzi Brazylia,
Rosja, Indie, Chiny i Afryka Południowa. Ten związek ma zamiar obalić rolę
dolara jako waluty rezerwowej. Tak czy inaczej wypadki na Ukrainie spowodują
wielkie zmiany w polityce i handlu z Rosją no i kłopoty w Europie z powodu
odcięcia dostaw rosyjskiego gazu dla Ukrainy, a może dla całej Europy.
W sumie sytuacja jest groźna,
ale nie beznadziejna albo odwrotnie beznadziejna, ale nie groźna. Na szczęście Ameryka
nie spieszy się z wysłaniem własnych żołnierzy na pomoc Ukrainie, licząc może
ze Litwa i Polska ich w tym zastąpi. Amaryka ma własne niekończące się problemy we właśnie „zdemokratyzowanych” krajach
arabskich, Iraku, Syrii i Libii a nawet Afganistanie. Tam właśnie islamscy
terroryści zaczęli podrzynać gardła Amerykanom, co jest dla większości
Amerykanów godne potępienia. Ukraina musi poczekać na lepsza atmosferę, jako że
Ameryce trudno jest walczyć jednocześnie na kilku frontach. Jakoś nie widać, aby
Amerykanie zaprotestowali na obcięcie rosyjskiego gazu dla Polski, która z
kolei wysyłała gaz na pomoc bratniej Ukrainie, która nie może kupić ruskiego
gazu bo nie ma pieniędzy. Ciekawe czy ten „polski” gaz dla Ukrainy by za dolary
czy też na piękne polskie słowo, „dziękuję”?
No a co ma z tego Polska?
A no figę. Podobnie jak z
Iraku, który wyzwolony z polską pomocą
miał podobno obdarzyć Polskę olejowymi kontraktami.
No, ale to nie pierwszy raz w
historii Polacy dali się wystawić na dudka. Podobnie było z Napoleonem, który
wysłał Polaków aby tłumili powstanie niewolników w Dominikanie, albo Hiszpanów
pod Sarasierą..
Śledząc polską prasę odnoszę
wrażenie, że Polacy zawsze szukają jakiegoś możnego pana, którego rękę lub buty
będą całować. Tak było z polskimi „przedwojennymi” komunistami, których potem
Stalin wymordował tak jest teraz z hołdowaniem Ameryce, której na Polsce
niewiele zależy. Amerykańskie wizy dla Polaków są tego dowodem. Co więcej satrapa moskiewski zawsze lubił
uniżoność i pokorę, natomiast Amerykanie gardzą pochlebcami.
Musze tutaj przyznać rację,
polskiemu ministrowi spraw zagranicznych, który się wypowiedział w tajnym
nagraniu jego prywatnej rozmowy, że
stosunki Polsko- Amerykańskie są dla Polski
wadliwe, czy wręcz szkodliwe. Przypuszczam, że po ogłoszeniu tej wypowiedzi,
Radek Sikorski musiał się długo tłumaczyć przed własną żoną, Amerykanką, znaną
korespondentką dziennika Washington Post.
No a jak nam się żyje w Ameryce?
Ano dobrze. Niektórym
doskonale. Płaskie telewizory można już kupić za $200.- Jedzenie jest dwa razy
tańsze niż na przykład w Szwecji.
Mieszkamy w dużych domach, których Europejczycy mogą nam pozazdrościć. Co
prawda bezrobocie jest duże, realnie chyba 25%, ale biedacy (15 % populacji)
dostają zapomogi w postaci bonów żywnościowych. 21% Amerykanów jest na tak
zwanym programie Medicaid ,co oznacza, że wszystkie zabiegi medyczne, szpitale
i domy opieki są dla nich wolne od opłat. W niektórych stanach, np. Nowy York
procent populacji objętej programem
Medicaid is 29%. Budżet w handlu
zagranicznym jest ujemny, to znaczy kupujemy od 30 lat więcej niż sprzedajemy.
Benzyna jest o połowę tańsza niż w
Europie Zachodniej.
Przemysł wojskowy pracuje pełną
parą. Budżet wojskowy wynosi około jeden
trylion dolarów. Kongres zapewnił biliony dolarów pomocy dla jakoby
„przyjaznych” arabskich rewolucjonistów w Syrii, która bombardujemy bez
zezwolenia wrogiego nam, a przyjaznego Moskwie i Iranowi satrapie Assadowi.
Długi pokrywamy przez drukowanie pieniędzy w postaci obligacji pożyczkowych,
które ostatnio sami skupujemy. Jak długo taka Nirwana potrwa, nie wiadomo.
Poinformowani z różnych amerykańskich agencji wywiadowczych podają, że dobre czasy będą jeszcze trwały 15
lat. A co będzie potem? Niech, kto inny się martwi. Nasz prezydent widocznie
się ciągle martwi, bo biedak bardzo się postarzał i obawiam się czy dociągnie
do końca kadencji.
No a co nowego na Ukrainie?
Dzisiaj, pierwszego
października 2014, jest jak po staremu. W Kijowie tysiąc ludzi gromadzi się
ponownie na Majdanie, domagając sie przyłączenia do Unii Europejskiej.
Prezydent Ukrainy, Król Czekoladek, podobnie jak ten, którego kilka miesięcy
temu wygnali, chce negocjować z Rosją obawiając się, że Rosja zakręci kurek
gazowy. Premier chce obalić Prezydenta, bo jest za Ukrainą w EU.
W Donietsku ukraińska artyleria strzela cenie do szkół zabijając 9
cywili i raniąc 30. Na szczęście nie dzieci.
Tyle na dzisiaj. Zobaczymy co
zdarzy sie jutro.
Jak zostałem szpiegiem
Obserwując sukcesy
takich autorów jak Jack Fleming, który na podstawie swoich doświadczeń, jako
agenta brytyjskiego wywiadu, napisał scenariusze do filmów z James Bondem,
agentem 007, postanowiłem dzisiaj sięgnąć do tego samego tematu. Aczkolwiek
nigdy oficjalnie żadnym agentem, żadnego wywiadu nie byłem, ale inne wywiady,
PRL-owski, Amerykański i kto wie jeszcze, jaki, za niebezpiecznego agenta mnie
uważali. Wszystko zaczęło się z powodu mojego zaciekawienia życiem na
“Zachodzie” i patriotycznym powrotem do Polski, ze Szwecji, w roku 1961 wbrew
przekonaniom UB ( Urzędu Bezpieczeństwa), że do PRL wracają jedynie agenci
kapitalizmu z zadaniem rozbicia przodującego socjalistycznego systemu.
Z dokumentów
otrzymanych z Instytutu Pamięci Narodowej (IPN) dowiaduje się, że uważano mnie
wtedy za agenta brytyjskiego, który wrócił do Polski aby przekazać jakieś tajne
informacje swym mocodawcom na “zachodzie”.
Kilka lat później, już w Ameryce, śledzono mnie, jako sowieckiego agenta,
którego zadaniem jest przesyłka strategicznie ważnych “super komputerów” do
ZSSR. Była to sprawa tragi- komiczna, gdyż mój super komputer tylko z nazwy
nazywał się „super” , a w rzeczywistości był to podły klon IBM-PC robiony na
Taiwanie i kosztujący $400.- Dzisiaj mogę się z tego tylko śmiać, ale wtedy
takie śledztwa, zarówno w PRL-u, jak i w USA mogły się skończyć więzieniem. Nic
wiec dziwnego, że na podstawie własnych doświadczeń z różnymi służbami
bezpieczeństwa, po obydwu stronach żelaznej kurtyny, podejrzewam, że nadmiernie
rozbudowane organizacje bezpieczeństwa,
zaczynają żyć własnym biurokratycznym życiem, zatrudniając coraz więcej
przeciętnych ludzi, którzy chcąc utrzymać się na stanowisku będą tworzyli
sztucznych szpiegów lub terrorystów. Szkoda dla społeczeństwa z ich działalności
jest większa niż korzyści.
Wniosek, jaki wyciągnąłem z mych niefortunnych
przygód z organami bezpieczeństwa, jest natury ogólnej. W obu wypadkach organa
te, jeśli rozrosną się do wielkich wymiarów, to naturą rzeczy jest, że z braku
rzeczywistych obiektów do unicestwienia (szpiegów, terrorystów itp.) będą
takich “nikczemników” tworzyć, bądź przez prowokacje, bądź bledną interpretację
znaczenia naklejki „Super” na marnym komputerze z Taiwanu. Organa te podlegają
tym samym prawom wielkich biurokratycznych organizacji, których celem jest ich
dalszy rozrost, zwiększenie zatrudniania znajomków i pociotków oraz, przede wszystkim, zwiększony
budżet. W totalitarnych systemach,
sowieckim I hitlerowskim, Gestapo i NKVD były instytucjami nadrzędnymi. Ich
celem było zastraszenie całego społeczeństwa i wykorzystanie go, jako narzędzia
zbiorowego mordu. W świecie “zachodnim”, organizacje te, jak Narodowa Agencja
Bezpieczeństwa i jej podobne, ciągle zabiegają o fundusze zatwierdzone przez
rząd. Z bieżących informacji dostępnych w amerykańskiej prasie i TV odnosi się
wrażenie, że te tajne organizacje wymykają się spod kontroli rządu. W amerykańskim społeczeństwie zaczyna rosnąć
obawa, ze został przekroczony środek ciężkości i celem tych organizacji stanie
się bardziej kontrolowanie własnego społeczeństwa a mniej znajdowanie
zewnętrznych i wewnętrznych wrogów.
Stało się to dla
mnie jasnym, kiedy udałem się do fryzjera.
Tenże człowiek, bez prowokacji, zaczął rozmowę zbulwersowany, że tajne
służby podsłuchują jego rozmowy telefoniczne. Musiałem ukryć śmiech, gdyż
jedynymi rozmowami, jakie mój fryzjer przeprowadzał, były rezerwacja klientów
na golenie i strzyżenia. Niemniej jednak obawy fryzjera, miały dla mnie i dla
„rządu” wielkie znaczenie. Tak długo jak o podsłuchach wie niewielka grupa
technokratów i dziennikarzy, no i oczywiście wszystkie wywiady świata, łącznie
z rosyjskim i chińskim, amerykańskie tajne organizacje nie mają czego się bać.
Jeśli jednak miliony fryzjerów i kelnerek przestanie używać Googl’a i Face Book
to już stanowi zagrożenie dla państwa. Co gorzej spanikowani senatorowie mogą
nie zatwierdzić następnych miliardów dolarów na kontrakty z prywatnymi tajnymi
firmami konsultacyjnymi. Wtedy , tak jak mówili marksiści, „ilość zaczyna
przechodzić w jakość (finansową)”.
Takie, niewinne gadanie o podsłuchach, zaczyna nabierać rumieńców zdrady
narodowej. Pytanie jest, na czym się to
skończy?
Jak podaje prasa
ilość pracowników “wywiadu” w USA, dopuszczonych do najbardziej tajnych
informacji wynosi, wedle New York Times, 854 tysięcy. Naiwnym jest sadzić, ze
wśród tej armii ludzi nie znajdą się tacy, którzy informacje o naszym
komputerowym szpiegowaniu nie przekażą naszym wrogom, albo jak Mr. Edward
Snowden amerykańskiej i brytyjskiej prasie z powodów idealistycznych.
Dziewiątego czerwca 2013, New York Times podaje, że NSA (Narodowa Agencja
Bezpieczeństwa) buduje w stanie Utah pomieszczenia o wielkości około 100,000
metrów kwadratowych dla pomieszczenia
super komputerów i personelu dla analizy danych, zebranych ze światowych
środków komunikacji elektronicznej. Przy programie tak monstrualnym jak NSA,
tajemnicy nie sposób uchronić.
W świetle rewelacji
o potężnej amerykańskiej maszynie do zbierania informacji o zakresie globalnym,
szereg innych reportaży i narzekań rządowych, że Chińczycy szpiegują nas przez
Internet i wykradają tajne informacje wojskowe i przemysłowe, zakrawa na
farsę. Okazuje się, że wszyscy
wszystkich szpiegują i Ameryka nie ma moralnego prawa, jakie sobie uzurpuje,
krytykowania Chińczyków.
W międzyczasie,
obejrzałem amerykański film dokumentarny „Detropia” (dostępny na Netflix),
obrazujący upadek przemysłu motoryzacyjnego i samego miasta, Detroit, kiedyś
centrum przemysłu motoryzacyjnego na świecie.
Na filmie tym pokazano dwa samochody elektryczne wystawiana na wystawie
przemysłu motoryzacyjnego, jeden budowany przez
GM, w cenie $40,000, a drugi Chiński,
w cenie około $20,000. Należy pamiętać, że GM został uratowany od
bankructwa przez amerykański rząd, czyli podatników. W tymże filmie powiedziano, że w czasie
ubiegłej dekady 50 tysięcy amerykańskich firm zamknęło produkcję w US i
przeniosło się do Chin i Meksyku. Pracę straciło 6 milionów amerykańskich
pracowników. Czyżby rozwój naszych agencji wywiadu nie jest odpowiedzią na
degrengoladę naszego przemysłu wytwórczego. Nowym produktem Ameryki staje się
zbieranie informacji o wszystkich i wszystkim, w myśl zasady, że od przybytku
głowa nie boli a informacja taka może się kiedyś, komuś przydać.
Jeśli chodzi o
wykradanie informacji technicznej z naszego przemysłu, to zarzut internetowego
wykradania, blednie w porównaniu z tym, co sami Chińczykom dajemy w postaci
licencji na produkty, które Chińczycy dla nas budują. Firmy takie jak Motorola,
Apple czy Generał Motors od lat, legalnie inwestują w chińskie fabryki i w
produkty importowane z kolei do US. O co
wiec chodzi w kampanii zastraszania Amerykanów, że ich cenne wynalazki są
wykradane. Czy może chodzi o większe fundusze na większa ilość pracowników NSA
i CIA i kilkudziesięciu innych „tajnych” organizacji?
Rozmawiając przez
telefon, z naukowcami pracującymi dla przemysłu farmaceutycznego oraz z
profesorami amerykańskich uniwersytetów, zauważam że znaczna ich część mówi
z wyraźnym chińskim akcentem. Jeśli wiec
Chińczycy wykradają tajemnice z Ameryki, to jest duża szansa, ze tajemnice te
zostały stworzone w USA przez rodowitych Chińczyków.
No a dlaczego
Chińczycy garna się do pracy naukowej? Garna się, gdyż Amerykanie garną się do
lżejszych zawodów, lepiej płatnych, jak prawo czy finanse, chociaż matematycy
chińscy wykształceni na amerykańskich
uniwersytetach coraz częściej lądują
na posadach w firmach finansowych na
Wall Street. Może i tam będzie coraz trudniej znaleźć pracę Amerykanom.
A jakie to wartości
mogą Chińczycy ukraść? Przed kilku laty czytałem wypowiedz wschodnio niemieckiego
naukowca o badaniach naukowych w byłej DDR (Niemieckiej Republiki
Demokratycznej). Okazuje się, że w jego instytucie większość pracowników
naukowych było zajętych nie samodzielnymi badaniami, tylko zmuszonych do
studiowana ukradzionej przez STASI dokumentacji z Niemiec Zachodnich. Okazuje się że wydajność wywiadu wschodnio
niemieckiego była bardziej szkodliwa dla ich własnych badań w Niemczech
Wschodnich, niż dla ich zachodnich konkurentów.
Z moich obserwacji, jako konstruktora, wiem, że skopiowanie produktu
zrobionego w innej firmie jest częstokroć bardziej trudne niż stworzenie
własnej konstrukcji w oparciu o własny park maszynowy I własnych specjalistów,
którzy będą znali produkt od podszewki.
W sumie zbieranie
informacji elektronicznej z Internetu i z rozmów telefonicznych, nie jest
sprawą dla społeczeństwa niebezpieczną. Niebezpieczeństwo tkwi, w jakości i
motywach ludzi, którzy tą informację analizują, wyciągają wnioski, często
błędne, kierując się motywami osobistej kariery, a nie dobrem państwa.
Pamiętacie
Państwo powiedzenie agentów sowieckiego
KGB. „Człowiek jest, paragraf się znajdzie”. Dzisiaj należało by je
zmodyfikować na:” Informację zbierzemy, człowiek się znajdzie”. Może nie
dzisiaj, ale kiedyś..., za lat pięć, dziesięć, kiedy odnajdziemy igłę w stogu
siana.
Te i podobne moje
przygody z „tajnymi wywiadami”, po obu stronach żelaznej kurtyny, które
ukształtowały mój punkt widzenia opisałem w mojej książce, „Do Sukcesu Pod
Wiatr” dostępnej częściowo na mojej stronie: www.czekajewski.com w części „Po
polsku”. Książka ta jest także dostępna w Polsce i w USA na portalu Amazon.com
.
Na zakończenie,
jestem winien czytelnikom jakiś ogólny wniosek z całej, tragi-komicznej
sytuacji z Edkiem Snowden.
Nerwowa
sytuacja, w którą dał się wciągnąć sam Prezydent Obama, wskazuje na
przeciętność ludzi, którzy nami władają. Ich ambicje wzięły górę nad istotą
sprawy. Fakt, czy Edward Snowden zostanie wydany US, stał się już drugorzędny. W gruncie rzeczy jego
ekstradycja do USA, rozpali nowe namiętności nie warte świeczki ani ogarka.
Jeśli jednak Edward Snowden stanie przed amerykańskim sądem, albo zginie w
niewiadomych okolicznościach, to nie Edward Snowden jest winny całej aferze, ale winna jest histeryczna
reakcja amerykańskiego rządu, w trzeciorzędnej, w gruncie rzeczy, sprawie. A może się jednak mylę? A może
ludzie, którzy stoją u steru mojego państwa przewyższają mnie intelektualnie i
wiedzą więcej, co w trawie piszczy? Może jednak nasza przyszłość należy nie do
kraju, który coś materialnego wytwarza, ale do kraju usług, do których
zbieranie informacji się zalicza? Może upadek „Obozu Socjalistycznego” był
błędem miernych „sowieckich “ludzi? Może my Amerykanie zrobimy to dużo lepiej?
Może...? Może..?
Sytuację podobną do dzisiejszej opisał, wiele lat
temu, przed wynalezieniem Internetu,
Julian Tuwim w wierszu jak poniżej:
Na
ratuszu bije druga,
Na
tajniaka tajniak mruga,
Na
widowni i w sznurowni
I
pod dachem i w kotłowni
I
pod sceną i w bufecie,
Na
galerii i w klozecie,
W
kancelarii i w malarni,
W
garderobach i w palarni
I w
dyżurce u strażaka
Mruga
tajniak na tajniaka...
Jan Czekajewski
Snowden-Mania
Już na Kremlu bije druga
Snowden do nas z
Moskwy mruga
Komu wierzyć w rewelacje?
Kto ma kuku? A kto rację?
Dywagacje...
Spekulacje...
itd.itp.
Sprawa Snowden’a z
pozoru wygląda na komedię. Jak to się stało, że przeciętny, młody człowiek bez
dyplomu akademickiego, a nawet matury, zrobił tyle zamieszania na najwyższych
szczeblach amerykańskiego Rządu z Prezydentem Obamą włącznie? Poniżej postaram
się wyjaśni hipotezy, jakie postawiłem sobie na pytanie, o co właściwie chodzi?
Jak zwykle każda polityczna sprawa nie da się wyjaśnić jedną odpowiedzią. Także przy okazji musze stwierdzić, że nie
jestem politykiem i nie mam dostępu do tajemnic państwowych. Może to jest moją zaletą, że patrząc na
zjawiska polityczne z dołu, nie mam zobowiązań, ani uprzedzeń w stosunku do
agencji wywiadu, które mają monopol na szpiegowską prawdę. Moje jedyne
doświadczenie z „agentami bezpieczeństwa publicznego” , pierwszy raz miało
miejsce w PRL-u, w latach 60-tych, kiedy to posądzono mnie o współprace z
wywiadem brytyjskim, a drugi raz, już w US, w roku 1984, kiedy podejrzewano
mnie za eksportera „wysokiej technologii”, pracującego dla ZSRR. W obu wypadkach dowiedziałem się, jak
nadmiernie rozbudowane agencje wywiadu, pod presją wydajności, szukają szpiegów
tam, gdzie ich niema. Moje perypetie w tej dziedzinie opisałem w książce „Do
sukcesu Pod Wiatr” , dostępnej także na Amazon.com oraz częściowo na mojej
stronie: www.czekajewski.com.
No ale wróćmy do
naszego „Enfant Terrible” (nieznośnego dziecka), Edwada Snowden’a.
Kto ma interes w
ukryciu prawdy?
Istnieje retoryczne
pytanie, dotyczące chyba Hollywoodzkich filmów kryminalnych, które brzmi: „Jak
nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze”.. Kto na rewelacjach Snowdena
traci, a kto zyskuje finansowo? Snowden przez fakt, że nie był etatowym
pracownikiem NSA ( National Security Agency) wyjawił, że duża część zadań
szpiegowskich nie jest wykonywana przez rządowe organizacje, jak NSA, CIA, FBI,
TSA, Pentagon itp., ale przez firmy prywatne pracujące na kontraktach
rządowych. Jak wiadomo dochody pracowników rządowych są jawne i dostępne dla
każdego z nas, kto poszuka na Internecie. Na przykład wiadomo, że Dyrektor CIA,
Generał David Petraeus, zarabiał $200,000 rocznie. Natomiast pensje analityków
w CIA wynoszą od $53,000 do $157,000. Zwykły agent CIA otrzymuje tylko, około
$54,000, czyli sumę podobną do uposażenia sekretarki w prywatnej firmie. Nie są
to zarobki wielkie, a nawet marne, dlatego tez wystąpił w US proces
prywatyzacji funkcji wywiadu i zatrudnienia pracowników prywatnie, na zasadzie
indywidualnych kontraktów, które płacą przynajmniej dwa razy wyższe stawki, niż
rządowe. Przypuszczam, że dochody prezydentów takich prywatnych firm sięgają
milionów dolarów, a dochody samych firm prawdopodobnie idą w miliardy dolarów.
Drugą
grupą zyskującą, jest przemysł elektroniczny, który buduje t.zw. serwery i
wielkie pamięci, służące do zapamiętywania danych zebranych z Internetu i
rozmów telefonicznych. Tu znowu mamy do czynienia z zamówieniami, które unikają
publicznej kontroli, jako że są okryte tajemnicą państwową. Nic nam nie wiadomo
ile właściwie kosztują te zamówienia?
Zainteresowani
w surowym wyroku na Sonowdena są także ci wszyscy pracownicy wywiadu cywilnego
i wojskowego, którym marzy się praca dla prywatnego przedsiębiorcy, który
zapłaci dużo więcej niż rządowy pracodawca za ich kwalifikacje. Likwidacja
zamówień prywatnych zniweczyłaby ich nadzieje.
A jakie jeszcze
inne przyczyny napędzają Snowden- Manię?
Urażona duma, nie tylko klasy rządzącej, ale i
przeciętnego Amerykanina, który, podobnie jak przeciętny Rosjanin, chce uważać
swój kraj za światowe mocarstwo. Po upadku ZSRR, Amerykę ogarnęła mitomania, że
Stany Zjednoczone, a szczególnie Prezydent Regan pokonali ZSRR, „lewa ręką” i
zredukowali konkurenta do osłabionej i potrzebującej wsparcia i szkolenia
okrojonej Rosji. Powstało nawet powiedzenie i przekonanie, że US ma prawo do
określenia: „ American
Exceptionalism”, czyli „Amerykańska Wyjątkowość”. W zrozumieniu tak
zwanych neo-konserwatystów znaczy to, że uprzednie błędy polityczne
Europejczyków, Sowietów i Azjatów możemy pominąć, gdyż my jesteśmy WYJATKOWI,
czytaj LEPSI. Zachowanie Putina i Chińczyków, rzeczywiście poirytowało tych,
którzy nie są przyzwyczajeni do sprzeciwu. Irytacja z Chinami, gdzie Snowden
się zatrzymał przelotem, minęła jakoś bez dramatycznych wystąpień. Być może z
Chińczykami jesteśmy związani, można by powiedzieć, „paktem samobójczym”. Oni
kupują nasze bezwartościowe obligacje pożyczkowe, a my w zamian dostajemy od
nich, rożnego rodzaju barachło do sprzedania w Kmart. Z Rosją to inna sprawa.
Rosja po okresie „bezkrólewia”, zaczyna stawiać warunki i sprzeciwiać się US w
Syrii, w sprawie tak zwanej „Tarczy” przeciwko pociskom balistycznym, no i w sprawie Iranu. Rosja jest także
ulubionym celem ataków ze strony US dyplomatów, że nie szanuje praw
obywatelskich. Ciekawe, że w amerykańskich zarzutach nie słyszy się krytyki, że
Rosja podsłuchuje swych obywateli.
Wpływ afery Snowden’a na amerykańską politykę wewnętrzną
Kiedyś, amerykański
prezydent, Abraham Lincoln, powiedział, że „Można oszukiwać niektórych ludzi cały czas, a nawet można oszukać wszystkich ludzi jeden raz, ale
nie da się oszukiwać wszystkich ludzi cały czas”. Społeczeństwo
amerykańskie dało się nabrać na dwie wojny w Iraku i Afganistanie, pod
fałszywymi pretekstami. Podsłuchy Internetu i telefonów miały powszechne
poparcie, kiedy były uzasadnione podsłuchiwaniem podejrzanych cudzoziemców,
wśród których terroryści jakoby zagrażali naszemu bytowi. Teraz Snowden
wyjawił, że my wszyscy, obywatele amerykańscy jesteśmy podsłuchiwani i nasza
korespondencja internetowa zapisywana. Tutaj Rząd przekroczył barierę
wierzytelności, wedle powiedzenia Lincolna. Największą obawą jest, że teraz
Rząd nie uzyska społecznego zaufania potrzebnego do rządzenia.
Wpływ rewelacji
Snowden’a na działanie naszego wywiadu.
Z informacji
dostępnych na Internecie można się dowiedzieć, że sowieckie KGB miało około
500,000 pracowników. Podobno, wedle The New York Times, ilość ludzi w US,
którzy maja dostęp do wglądu w najbardziej tajne informacje wynosi
854,000. Duża część z nich to na pewno
dobrze płatni pracownicy kontraktowi. Niemniej wśród tak dużej grupy ludzi
musza się znaleźć i tacy, którzy czy to z powodu hazardu, frustracji,
alkoholizmu czy narkomanii gotowi są sprzedać sekrety obcemu wywiadowi,
Chińskiemu czy Rosyjskiemu. Gdybym był szefem takiej organizacji jak NSA czy
CIA, to bym zakładał, że nasi przeciwnicy mają wtyczki w naszej organizacji.
Przy tak wielkim aparacie bezpieczeństwa, koszty zabezpieczania nas w 100% będą
tak olbrzymie, że nasza ekonomia nie wytrzyma takiego obciążenia. Nie mówię
tylko o kosztach bezpośrednich wynikających z opłacenia takiej ilości ludzi,
ale ze szkód dla ekonomii wynikających ze zwolnionej wymiany informacji
handlowej z powodu obawy, że nasze kontakty mogą być źle interpretowane przez
„tajne władze”. Być może, że w trakcie
zacieśnienia kontroli, będziemy musie oddać nasze paszporty i odbierać je tylko
wtedy, jeśli pisemne udokumentujemy przyczyny naszej podroży. Amerykanom trudno
to sobie wyobrazić, ale my znamy te sprawy z PRL-u. Jak sobie przypominam z lat
60-tych w PRL-u, przebywanie na plaży Bałtyku po zmierzchu było zabronione.
Każdego wieczora plaża była bronowana, aby straż graniczna, mogła zauważyć
stopy „obcych agentów”, którzy chcieliby kajakiem uciec do Szwecji. „dobre”
wzorce już istnieją, wystarczy je tylko wprowadzić.
Czy Al-Qaeda manipuluje nami?
Wczoraj się
dowiaduję, że zamknięcie ambasad i konsulatów w 13 krajach muzułmańskich było
wynikiem podsłuchanych rozmów „konferencyjnych” miedzy szefami Al-Qaeda. Jeśli
przyjmiemy, że prawdą jest, że taka konferencja miała miejsce i żeśmy ją
podsłuchali, a na dodatek obwieścili o tym całemu światu, to należy
przypuszczać, że Al-Qaeda celowo zainicjowała tak konferencję, której celem
było przekazanie naszemu wywiadowi informacji, że wielki atak ma na dniach
zaistnieć. A może, to naszej agencji był bluff, na użytek wewnętrzny, dla
własnych obywateli dla zrobienia wrażenia, żebyśmy spali spokojnie, bo ktoś nad
naszym spokojem czuwa, a wydatki na to czuwanie są więcej niż uzasadnione. Cała
sprawa przypomniała mi PRL-owskie hasło: „Spij spokojnie! ORMO czuwa”
(ORMO-Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej).
Koszty wojny z terrorem
Nie jestem pewien
czy nasz Rząd, a na pewno nie społeczeństwo,
zdaje sobie sprawę, że każda wojna ma aspekty ekonomiczne. US wygrałoby
wojnę z terrorem, gdyby terroryści wystawili zorganizowana armię, z którą nasze
siły zbrojne mogłyby się zmierzyć. Terroryści o tym wiedzą, dlatego uciekają
się do wojny podjazdowej, partyzanckiej i terrorystycznej. Wciągają US w
pułapkę dysproporcji miedzy minimalnym wkładem własnym w tysiąc razy większe
wydatki, jakie US przeznacza na zapobieganie terroryzmowi. Jeśli ten
współczynnik jest jak tysiąc do jednego, to terroryści taką wojnę mogą wygrać,
pośrednio, nie na polu bitwy, ale na polu ekonomicznym. Z oficjalnych danych
opublikowanych na Internecie o kosztach wykrywania prowizorycznych min
instalowanych przez Talibów wynika, że koszty te wynoszą 8 miliardów dolarów (
amerykańskich bilionów). W koszty te wlicza się konstrukcję nowych „lepszych”
czujników, balonów z kamerami obserwujące całe połacie Afganistanu, i cały
szereg wydatków, z których część jest utajniona. Natomiast jedna prosta bomba,
trudna do wykrycia, bo nie zawierająca części metalowych, spreparowana z nawozu
azotowego, kosztuje Talibów około $500. Około 16,000 takich bomb jest
wykrywanych rocznie. Wobec tego przybliżona cena, jaką my płacimy za jedną
wykrytą bombę, jest $500,000. A skąd
Talibowie mają te $500.- na konstrukcję jednej bomby. Ano z handlu narkotykami,
z dotacji naszych „przyjaciół-fundamentalistów” na Półwyspie Arabskim,
oraz z naszych opłat stanowiących
„protekcję” dla transportów zaopatrzenia idących z Pakistanu. W sumie przegrywamy
tę wojnę ekonomicznie i decyzja Prezydenta Obamy o kompletnym wycofaniu się z
Afganistanu, jest właściwa, ale o 10 lat spóźniona. Talibowie wygrają tę wojnę
w pierwszej fazie i przegrają w drugiej. Talibowie przegrają wojnę o „rząd
dusz”, kiedy społeczeństwo afgańskie zrozumie, że Talibowie nie mogą im
dostarczyć lepszego życia, gdyż ich zasady i metody rządzenia są średniowieczne
i nie mogą stanowić podstaw do budowy nowoczesnego państwa. Niestety nasza
interwencja, która zaczęła się za prezydentury G.W. Busha, tylko opóźniła
nieunikniony proces, budowy nowoczesnego Afganistanu, który prawdopodobnie
nigdy nie będzie naszym satelitą. Z tym musimy się zgodzić. Te obłędne dążenie,
żeby uczynić z Afganistanu kraj satelicki, zupełnie pomija doświadczenia
Wielkiej Brytanii z 19 wieku, i ostatnio, świeże, doświadczenia ZSSR, którego
imperium się załamało miedzy innymi z powodu przegranej w Afganistanie. No, ale to było kiedyś, teraz my jesteśmy
„WYJATKOWI” i damy sobie radę. A kto za
to zapłaci? Pozostawiam to pytanie bez odpowiedzi.
Detale się
zgadzają, a w czym leży sedno rzeczy?
Opisując
poszczególne detale szpiegomanii, rozdmuchanego militaryzmu i dwu, wojen w
Iraku i Afganistanie, odnoszę wrażenie, że mówię o szczegółach. Że musi być
jakiś czynnik nadrzędny, wspólny mianownik, który zapędził naszą demokrację w
kozi róg. W miarę upływu czasu, aby utrzymać wysoką stopę życiową, koszty
robocizny w USA stawały się coraz wyższe, a co za tym ceny na nasze produkty
przestawały być konkurencyjne. Wielkie firmy przekonały kolejne amerykańskie
rządy, że zamiast eksportu produktów nam, Amerykanom, będzie się lepiej opłacać
eksportować produkcję, wykorzystując tanią silę roboczą, początkowo w Europie
Zachodniej, a kiedy i tam płace poszły w górę, do Chin i Meksyku. W ciągu
ostatniej dekady 50,000 amerykańskich firm zamknęło produkcję i przeniosło się
do Chin czy Meksyku. Odbyło się to kosztem 6 milionów bezrobotnych. W
Eliminacja produkcji odbyła się przy akompaniamencie wypowiedzi ekonomicznych
„filozofów”, którzy głosili, że przyszłość należy do ery post-przemysłowej,
czyli do usług, mając na myśli międzynarodową bankowość, która miała być w
rękach amerykańskich. Oczywiście rzeczywistość stała się inna niż mrzonki
bankierów i Rządu, a rosnące bezrobocie w US jest finansowane przez rożnego
rodzaju dotacje rządowe pokrywane przez drukowanie obligacji rządowych.
Ponieważ, nie mamy wiele dobrze płatnych stanowisk w ciągle znikającej
produkcji, zatrudnienie ludzi w rosnącej liczbie organizacji tajnego i jawnego
bezpieczeństwa, jest tymczasowym wyjściem z niepokojącej sytuacji. Wojny z
terrorem, mogą być jednym z elementów tego równania.
A co z terrorystami i terroryzmem?
Pamiętajmy, że zawsze terroryści byli i będą.
Pierwszą Wojnę Światową jakoby spowodował terrorysta serbski zabijając następcę
tronu austriackiego. Do wojny wszyscy już byli gotowi, a terrorysta w
Sarajewie, był tylko pretekstem do morderczej wojny, jaką mu przypisano. U nas w US samobójczy atak znany, jako 9/11
na World Trade Center był zapalnikiem do dwu wojen w Afganistanie i Iraku.
Liczba ofiar, w tych wojnach, także w liczbie ofiar i rannych amerykańskich
żołnierzy, przekroczyła dawno liczbę ofiar zamachu w NY. Patrząc z perspektywy
12 lat, można przypuszczać, że do tych wojen amerykański „kompleks militarno-
informacyjno-przemysłowy” był także gotowy.
Terroryści tylko stali się zapalnikiem i wygodnym pretekstem, do tych
wojen. Wojny te zainicjował Bin Laden, mówiąc otwarcie, że jego celem jest
spowodowanie wielkiego konfliktu (krucjaty) amerykańskiej przeciw Narodom
Mahometańskim. Ten cel mu się udał.
Naiwni politycy amerykańscy dali się wciągnąć w tą pułapkę. Dzisiaj Rząd
ma problemy jak się z tej pułapki wydostać. Żyjąc w coraz bardziej
skomplikowanym świecie, uzależnieni od elektryczności i komputerów, jesteśmy
potencjalnymi ofiarami ataków terrorystycznych, bądź to przez pomyleńców,
domowych faszystów ( nie zapominajmy o bombie w Oklahoma), czy zagranicznych
lub domowych terrorystów. Nauczmy się z tym zagrożeniem żyć, walczyć i nie
reagować histerycznie na każdy ich atak. Wojna nie jest właściwym rozwiązaniem
dla walki z terrorem. Niestety, dla
większości społeczeństwa amerykańskiego wojny prowadzone przez najemnych
żołnierzy nie są problemem podstawowym do puki Amerykanie nie są głodni i
starcza im na piwo i benzynę. Jak na razie, Rząd może wydawać kolejne wojny bez
sprzeciwu społeczeństwa. Przeciętni
Amerykanie nie zdają sobie sprawy, że ich bezrobocie może mieć związek z
odległymi wojnami w krajach, których nie potrafią pokazać na mapie. Groźba jest
jednak ciągle realna, że pasywność społeczeństwa ma swoje granice, szczególnie
w okresie bezrobocia. Nie oczekujecie Państwo ode mnie jasnych wskazówek, co
trzeba robić, aby naprawić sytuację. Może na początek, wystarczy postawić
diagnozę choroby, która nie tylko toczy nasz kraj, ale i inne „zaprzyjaźnione
demokracje”.
Saddamie Wróć! i
Inne Dyrdymałki.
Zabrałem się do
pisania, gdyż wypadki ostatnich dni wykazały, że politykę zagraniczną Stanów
Zjednoczonych na chłopski rozum, bez „wodki nie rezbieriosz” i
dlatego chcąc, czy nie chcąc , muszę ją
wsiąść w swoje spracowane ręce, powątpiewającego ignoranta. Teraz po 10 latach
wojny w Iraku wywołanej pod kłamliwym pretekstem broni masowej zagłady, w
czasie, której zginęło 4.5 tysiąca
amerykańskich żołnierzy a kilkadziesiąt tysięcy zostało rannych, przyznajemy,
że była to drobna pomyłka. O zabitych i rannych lokalnych „tuziemcach” nie
wspominamy, bo ich śmierć wynosi „zaledwie” kilkaset tysięcy, a może i milion,
kto ich tam wie? Nawet Hilary Clinton, którą widziałem, 10 lat temu, entuzjastycznie
popierającą agresywną decyzję G.W. Bush ’a, dzisiaj przyznaje, że żałuje swej
ówczesnej decyzji, licząc, że przed następnymi wyborami prezydenckimi,
społeczeństwo jej tego nie będzie
wytykać. Przypominam sobie tysiące żółtych naklejek na zderzakach samochodów,
opiewających, że „My popieramy naszych żołnierzy”. Ci natomiast, którzy mieli
odwagę zapytać, dlaczego mamy zabijać i umierać w Iraku, kraju którego 90% Amerykanów nie mogło
pokazać palcem na mapie, uważani byli za anty-patriotów. Na Florydzie,
właściciel Francuskiej restauracji, zamknął business i wyniósł się do Francji,
gdyż Francuzi stali się naszymi wrogami z powodu braku poparcia dla wojny.
Nawet, w restauracjach w Kongresie Amerykańskim przestano używać określenia „Frytki Francuskie” i zmieniono ich nazwę na
„Frytki Wolnościowe” (Fredom Fries).
Dal nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy
Ogłupienie nie ograniczyło się do
społeczeństwa amerykańskiego. Także rząd Polski omamiony perspektywami podziału
łupów w postaci kontraktów olejowych i zamówień na sprzęt wojskowy wysłał do Iraku polskich żołnierzy. Polakom
w Polsce wytłumaczono, że polska akcja się finansowo niezmiernie opłaca. Innym,
którzy wątpili w intratne kontrakty, wytłumaczono, że umieranie za cudzą
sprawę, jest konieczne dla utrzymania naszych wojaków w dobrej do walczenia( i
umierania), kondycji. Kolega emigrant wątpiący w Polską sprawę w Iraku i
Afganistanie, zwrócił mi uwagę, że nie od dzisiaj Polacy maja tego rodzaju
pomysły. Już za czasów napoleońskich było podobnie. Nawet w polskich hymnie w
drugiej zwrotce, śpiewamy: „ Dal nam przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy..”
Ciekaw jestem czy teraz w Polsce uczą dzieci w szkołach, że Polacy zawsze
walczyli za „nasza i wasza wolność”, szarżując broniących się Hiszpanów pod
Somosierrą i tłumiąc zryw antykolonialny powstańców na Santo Domingo? Polakom w
Kraju warto przypomnieć, że Bonapartego zwycięstwa miały swe granice i
skończyły się po katastrofalnej wyprawie na Moskwę, dokąd maszerował i skąd
zwiewał w towarzystwie 90 tysięcy Polaków. Niewielu z nich przeżyło tą
„zwycięską” eskapadę.
O ile wiadomo
nadzieje Polaków na kontrakty olejowe albo zbrojeniowe z Iraku skończyły się
fiaskiem. Sytuacja w Iraku, jak w kalejdoskopie, zmienia się z godziny na
godzinę. Iran, który był do wczoraj naszym (i Izraela) największym wrogiem
dzisiaj oferuje Stanom Zjednoczonym pomoc w rozgromieniu terrorystów ISIS
(Mahometańskie Państwo Iraku i Syrii). Ciekaw jestem co o tym myśli premier Izraela, który niedawno nalegał na Prezydenta Obamę,
aby zbombardował Iran? Wtedy to Benjamin Netanyahu odgrażał się, że jeśli
Amerykanie tego nie zrobią, to on gotów zrobić to sam, na własną rękę. Jakoś
dzisiaj „Bibi” Iranu nie bombarduje. Ciekaw jestem dlaczego?
Rady Gubernatora Jesse Ventura
Ze wstydem musze się przyznać, że spędzając wakacje w Kanadzie oglądam
tutaj rosyjską telewizję, która wydaje się bardziej interesująca niż
amerykańskie CNN czy Fox News. Otóż
dzisiaj w programie tej telewizji, występował były gubernator stanu Minnesota,
Jesse Ventura. Na pytanie czy US winny się angażować w wojny i politykę krajów
Bliskiego Wschodu, odpowiedział: ”Stanowczo nie!”. Jako przykład podał
Krzysztofa Kolumba, który wybrał się w ryzykowną wyprawę, której zadaniem było
odkrycie nowej drogi do Indii z pominięciem Bliskiego Wschodu. W czasie tej wyprawy ryzykował, że jego
statek spadnie z płaskiej ziemi w przestrzeń kosmiczną. W owym czasie ludzie
wierzyli, że ziemia jest płaska, jak naleśnik, stąd jego obawy. Czyli już
wtedy, 500 lat temu, ludzie zdawali sobie sprawę, że Bliski Wschód jest
niezgłębionym źródłem morderczych konfliktów, na tle religijnym i etnicznym i
trzeba się od nich trzymać z daleka. Niestety od czasu Wypraw Krzyżowych,
poprzez czasy Imperium Otomańskiego, Francuskiego i Angielskiego, które teraz
przejęli na własność Amerykanie, wszyscy popełniają te same błędy.
Z drugiej strony,
porażki, jakich doświadczyła uzbrojona po zęby Ameryka z rąk ubranych w
łachmany rebeliantów, dają nam ostatnią
szanse, aby zostawić ich własnemu losowi. Może oni sami podzielą Bliski Wschód
na kraje, które odpowiadają bardziej podziałowi etnicznemu i religijnemu. Jak
dotychczas, te kraje są krajami o sztucznych granicach, stworzonymi przez
imperialistów angielskich i francuskich na gruzach Imperium Otomańskiego (
Tureckiego). Zaangażowanie Ameryki w ich tysiącletnie konflikty, prowadzi do
wzrostu anty amerykanizmu i terroryzmu, jakim był atak na wieżowce w Nowym
Jorku, zwanym jako 9/11. Jeszcze
wcześniej, Amerykanie nie wyciągnęli poprawnego wniosku z przegranej wojny w
Wietnamie, wysyłając tam żołnierzy różniących się etnicznie i rasowo od
Wietnamczyków, którzy uznali ich za nowych imperialistów, starających się
ponowne ujarzmić ich kraj, po zrzuceniu jarzma francuskiego. Dla przypomnienia Wietnamczycy stracili w tej
wojnie ponad milion ludzi, a straty amerykańskie wynosiły 58 tysięcy ofiar. Tak
się jednak składa, że Wietnamczycy tą wojnę wygrali.
Jak dla ironii,
dzisiaj Wietnam, szuka poparcia amerykańskiego, obawiając się agresji Chin
Ludowych, mających pretensje do zasobów mineralnych Morza Południowo
Chińskiego.
Do pewnego stopnia konflikty na Ukrainie i w
Iraku mają swe źródło w krajach stworzonych przez imperialistów bez względu na
podziały etniczne i religijne. W wypadku Ukrainy, takim imperialistą był
ówczesny Związek Radziecki, którego przywódcy, Lenin, Stalin i Chruszczow
zakreślili granice Ukraińskiej Republiki w ramach ZSSR. Konflikt miedzy rządem
w Kijowie i separatystami we Wschodniej Ukrainie, którzy grawitują ku Rosji
stanowi dodatkowy problem dla Ameryki , NATO i Rosji. Kraje Bilskiego Wschodu,
jak i Ukraina muszą rozwiązać problem granic we własnym zakresie. Obca
interwencja nic tu nie wskóra i tylko powiększy pulę ofiar. Upieranie się, że
granice wytyczone na mapie maja jakieś nadrzędne znaczenie nie ma sensu.
Przyjrzyjmy się mapie i zobaczymy jak zmieniły się granice różnych krajów,
włączając w to Polskę, w ciągu ostatnich 100 lat. Jako przykład może służyć
Jugosławia, która z dużą pomocą Ameryki, rozpadła się niedawno na szereg
małoznaczących państewek.
Rozpadający się Irak
Dzisiaj się
dowiaduję że dwa największe miasta w Iraku, Mosul i Fellujah wpadły w ręce Mahometańskich
Terrorystów walczących pod nazwa ISIS . Opanowali też podobno największą
rafinerię ropy naftowej. Ich przednie
oddziały są o 40 km od stolicy, Bagdadu. Co ciekawsze, zwycięstwo rebeliantów
obyło się bez walki. Żołnierze rządu w Bagdadzie, na którego czele stoi Maliki,
oddali rebeliantom bez walki
zaawansowany sprzęt bojowy, warty setek milionów dolarów. Dzisiaj terroryści są
już armią dobrze uzbrojoną i nie zdziwiłbym się, że stolica kraju, Bagdad zostanie
przez nich zdobyta w ciągu najbliższych kilku dni. Po opanowaniu Iraku przez Mahometańskich
Fundamentalistów, być może padnie i Syria, gdzie desperacko jeszcze się broni
prezydent Assad, który prawie że cudem uchronił się od masowego bombardowania przez
US. Wygląda na to, że Putin pomógł Obamie w decyzji, w zamian za rezygnację
przez Assada z gazów bojowych. Co ciekawsze, że
nasi i Izraela najwięksi wrogowie, czyli tak zwana Gwardia Rewolucyjna w
Iranie, ofiarują pomoc osaczonemu przez terrorystów ISIS rządowi z Bagdadzie, a
finanse dla terrorystów pochodzą jakoby z nami zaprzyjaźnionej Arabii
Saudyjskiej i zasobnemu w ropę Kataru.
Polski mocarstwowe mrzonki
NATO po wycofaniu
się z Iraku i Afganistanu straciło do pewnego stopnia rację bytu. Prawdę
powiedziawszy zaangażowanie polskich żołnierzy u boku Amerykanów w Afganistanie
i Iraku nie miało sensu, gdyż NATO jak sama nazwa wskazuje ma za zadanie bronić
Europy przed Związkiem Radzieckim. Gdzie wiec do tego zadania pasują Afganistan
i Polska, czyli Gdzie Rzym?, a gdzie Krym? Generałowie w NATO bardzo się
ucieszyli z nowej definicji Rosji, jako naszego nowego wroga a Polacy temu
gremialnie przyklasnęli. Nie mogę się
nadziwić, jak łatwo Polacy zaprzyjaźnili się Niemcami, mimo że sprawa Ziem
Zachodnich nie jest definitywnie uregulowana. Nie moim celem jest ganić Polaków
za współpracę z Niemcami, aczkolwiek utrzymanie dobrych stosunków z Rosją,
chociażby ze względów gospodarczych jest jak najbardziej w Polskich interesie.
Krytykując Polskę za zaangażowanie w Iraku i
Afganistanie, być może naiwnie uważam Polskę za niepodległy kraj. Być może, że
Polska dzisiejsza usilnie się stara być wasalem Ameryki, spodziewając się, że
Stany Zjednoczone będą jej bronić przed zakusami Putina. Dwadzieścia lat temu
rozmawiając z przedstawicielem polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych,
wspomniałem o konieczności dobrych stosunków z Rosją. Już wtedy uważałem, że
Rosja nie zamierza włączyć Polski do swoich planów podbicia i okupacji. Polska
ma tą specyficzną cechę, że jest za słaba, aby się agresji rosyjskiej oprzeć,
ale za duża, aby agresor ją strawił, czyli zrusyfikował. Rosjanie to chyba
rozumieją. Pamiętają na pewno polskie antyrosyjskie powstania w 18-tym i 19-tym wieku, wojnę antybolszewicką z roku
1920 i ostatni zryw Solidarności, który zapoczątkował rozpad ZSSR. Co innego
jest z Ukrainą. Wygląda na to, że Rosja Ukrainie nie popuści, a NATO i Ameryka
pozostanie przy obietnicach, gdyż zagrożenie dla amerykańskich interesów jest
gdzie indziej, przede wszystkim na Bliskim Wschodzie, gdzie kluczowym elementem
jest kontrola nad ropą naftową i na Pacyfiku i Morzu Chńskim, gdzie Chiny
starają wyprzeć Amerykę i przejąć
wiodąca rolę hegemona.
Dwa rożne punkty widzenia na konflikty na Bliskim
Wschodzie.
Opinie jak poniżej,
są raczej kontrawersyjne i nie znajdują miejsca w głównym nurcie amerykańskiej
prasy i TV, które to media trzymają społeczeństwo amerykańskie w błogiej
ignorancji. Tu i ówdzie można jednak przeczytać tego rodzaju teorie na
Internecie.
A.
Wedle jednej teorii, na Bliskim Wschodzie Ameryce chodzi o ropę naftową i jej
cenę, którą kontrolują Amerykanie. Ma to też związek z rolą dolara, jako waluty
rezerwowej, jako, że ropa naftowa jest wyceniania w dolarach. Waluta rezerwowa
ma tą olbrzymią zaletę, że można ją „drukować” bez wywołania inflacji. Wydrukowane nadwyżki w formie obligacji
pożyczkowych kupują kraje zamorskie i obywatele Sanów Zjednoczonych, jako
namiastkę złota. Jeśli Ameryka odda
Bliski Wschód mahometańskim rebeliantom, to znaczy, że straci kontrolę nad ceną
ropy naftowej z tych krajów. Niemniej ropa naftowa sama w sobie niema
uniwersalnej wartości. Aby jej właściciel mógł kupić jedzenie musi ją sprzedać
za dolary albo inną walutę wymienną, np. Euro. Może bardziej się opłaca kupować
tę ropę niż walczyć o kontrolę nad jej wydobyciem? Wojna w Iraku kosztowała US
ponad amerykański trylion dolarów. Czy były to pieniądze dobrze wydane? Obawiam
się, że nie.
B.
Wedle innej teorii, zasadniczym powodem, dlaczego Ameryka, angażuje sie w
konflikty na Bliskim Wschodzie, jest wywołanie tam ciągłego konfliktu miedzy
rywalizującymi miedzy sobą grupami religijnymi i etnicznymi. Założeniem jest,
że osłabione wzajemnymi konfliktami arabskie społeczeństwa będą łatwiej
kontrolowane przez Stany Zjednoczone, które upieką przy okazji swoje
„mocarstwowe” interesy, główne olejowe.
Jeśli taka polityka rzeczywiście ma miejsce, to jednak dla US może mieć swe ujemne strony, jako że niestabilna sytuacja prowadzi do
niestabilnych rezultatów i Stany Zjednoczone mogą się spotkać z nowym wrogiem,
którego istnienia nie przewidzieli.
W historii 20-go wieku było podobnie, kiedy to Niemcy Kajzera w roku 1917 sfinansowały bolszewicką
rewolucję wysyłając pieniądze i Lenina do Petersburga. Ta sama rewolucyjna
władza, w postaci ZSSR, 28 lat później, rozgromiła doszczętnie hitlerowską
Rzeszę Niemiecką. W sumie wywołanie rewolucji w Rosji w roku 1917 wzmocniło Rosję, a nie osłabiło, jak
spodziewali się tego Niemcy. Wygląda na to, że tak zwana „Wiosna Arabska”
zainicjowana przez US już się obraca się przeciwko żywotnym amerykańskim interesom
i US traci nad „wiosennymi” krajami kontrolę. Sytuacje w dzisiejszym Iraku,
Libii i Egipcie są tego przykładem.
Jan Czekajewski
Jan Czekajewski
KREW TANSZA NIZ ROPA
Długo zastanawiałem
się nad tytułem dla tego artykułu, który by obejmował istotę konfliktów na
Bliskim Wschodzie. Wypadki terroryzmy w Paryżu inspirowane przez IS, czyli
Kalifat masowa emigracja Syryjczyków, Afgańczyków i Afrykanów do Europy,
zestrzelenie Rosyjskiego samolotu przez samolotu tureckie na granicy z Syrią,
konkurują ze sobą o uwagę. Niemniej przy bliższym przyjrzeniu się wymienionym
wypadkom łączy je wspólny mianownik, jakim jest konkurencja o wydobycie i
sprzedaż ropy naftowej.
Przekleństwo ropy naftowej
W ubiegłych wiekach
ludzie mordowali się nawzajem, aby zyskać tereny łowieckie albo obszar ziemi
rolnej nadający się do uprawy rolnej. Wynalazek silnika benzynowego spowodował
zapotrzebowanie na ropę naftową. Tak się złożyło, że najbardziej roponośne
tereny przypadły w Afryce i Małej Azji zasiedlonej przez Arabów wyznania
mahometańskiego. Po pierwszej wojnie światowej i upadku Imperium Otomańskiego,
kraje te zostały skolonizowane przez Anglie, Francje i Włochy. Po drugiej
wojnie światowej w krajach tych nastąpił ruch antykolonialny i kontrole
przejęli różnego rodzaju dyktatorzy jak Kadafi w Libii, Sadam w Iraku, King
Saud w Arabii Saudyjskiej itd. Kraje kolonialne korzystały z ropy w inny
sposób, tym razem kupując ją od dyktatorów. Dyktatorzy s kolei budowali sobie
pałace, ale część dochodu przeinaczali na poprawę bytu społeczeństwa, które
zaczęło się rozrastać i mieć zwiększone nadzieje na więcej. Rozkwit
komunikacji, Internetu i powszechność telefonów komórkowych spowodowała
eksplozje nadziei na lepsze życie. Ponieważ jedynym źródłem bogactwa była ropa
naftowa, przejęcie kontroli nad ropą stało się celem ruchów rewolucyjnych w
postacie różnego rodzaju „kolorowych rewolucji”, z których cieszyli się także
„imperialiści”, czyli ci w Europie i US, którzy kontrolują dystrybucję i handel
ropą naftową.
Pojawienie się ISIS
czyli Kalifatu jest konsekwencja tego samego procesu, przejmowania kontroli nad
wydobyciem i handlem ropą naftową. Wedle skąpych informacji o organizacji
„państwa” Kalifatu, wiadomo, że maja oni pieniądze od bogatych sympatyków w
Arabii Saudyjskiej oraz czerpią ponad 500 milionów dolarów rocznie z eksportu
ropy naftowej, która sprzedają do Iraku jak i do Turcji. Ostatnio Putin
zarządził ataki na setki cystern i szybów naftowych w Syrii, aby obciąć finanse
napływające do Kalifatu, które finansują także akcje terrorystyczne w Europie.
Dotychczasowa działalność tak zwanej koalicji pod auspicjami USA mającej
atakować ISIS nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Wygląda na to, że akcja
rosyjska spowodowała wyraźne straty finansowe dla ISIS i może, dlatego
wysadzono w powietrze rosyjski samolot lecący z kurortu w Egipcie do St.
Petersburga. Tak czy inaczej organizacja terrorystyczna pod nazwą ISIS nie ma
szans na długi żywot, z uwagi na fakt, że cala ich ekonomia opiera sie na
dochodach z ropy naftowej. Wcześniej czy później mieszkańcy Kalifatu zaczną
odczuwać braki w zaopatrzeniu w podstawowe środki do życia i ich sympatia a
nawet bierna współpraca z władcami Kalifatu się skończy. Niestety nawet po
upadku Kalifatu masy arabskie pozbawione środków do życia pozostaną na długi
czas wielkim problemem dla całej
Zachodniej Cywilizacji. Wśród nich będzie zarzewie dla tej czy innej
działalności terrorystycznej, jako że
świat chrześcijański będzie pojmowany przez nich jako przyczyna ich
mizerii. Jednocześnie ich związek ze średniowiecznymi zasadami ich religii
uniemożliwia im stać się produktywnymi członkami społeczeństwa wytwarzającego
produkty, o które zabiegają i których nam zazdroszczą.
W ciągu ostatnich
tygodni nasze amerykańskie media piszą o ostatnich zamachach terrorystycznych w
Paryżu a ostatnio w hotelu w afrykańskim kraju Mali. Odnosi się wrażenie, że
tego rodzaju zamachy są wyjątkowo groźne dla całej zachodniej, chrześcijańskiej
cywilizacji. Należy wyjaśnić, że terroryzm jest zjawiskiem tak starym jak
ludzkość i jej wzajemne waśnie, ale rozwój cywilizacji umożliwił dostęp do
materiałów wybuchowych i broni coraz większej grupie ludzi, którzy przez
zamachy terrorystyczne chcą zwrócić uwagę świata na ich jakoby nędzę czy
upokorzenie. Możliwość przejęcia przez terrorystów materiałów
promieniotwórczych czy tez broni bakteriologicznej napawa strachem
społeczeństwa, ale i służby policyjne. Dodatkowym elementem obcym dla kultury
chrześcijańskiej jest skłonność Islamskich terrorystów do samobójstwa. W sumie
jednak ilość ofiar śmiertelnych jako skutek terroryzmu np. w USA jest mniejsza niz ilość zabójstw na
skutek waśni rodzinnych, nie mówiąc już o zabójstw wywołanych konfliktami
między gangami trudniącymi się handlem narkotykami.
Kogo uważamy za terrorystę
Określenie
„terrorysta” także jest względne i zależne od punktu widzenia. W oczach Niemców
w okresie II wojny światowej, ludzie, którzy spowodowali zamach na Heydricha w
Pradze, lub polscy AK-owcy zamach na Caffé Club w Warszawie byli uważani za
terrorystów. Celem tych zamachów było spowodowanie strachu w szeregach wroga,
czyli niemieckich. Jeśli jednak zgodzimy się, że terroryzm jest tak stary jak
świat to ostatnie wypadki kierują naszą uwagę na konflikt między światem islamskim
i zachodnim, opierającym się na kulturze chrześcijańskiej. Jak w wielu
konfliktach mobilizacja mas ludzkich może być oparta na religijnych
wierzeniach. W Polsce na przykład, konflikt między skostniałym systemem
komunistycznym zmusił ludzi do scementowania swych wierzeń i politycznych dążeń
wokół kościoła katolickiego. Na szczęście chrześcijaństwo zabrania samobójstwa
i mediacja papieża Jana Pawła Drugiego, który znał mentalność swych
komunistycznych przeciwników, doprowadziła do obalenia systemu komunistycznego
bez wielkiego przelewu krwi.
Jaki jest cel zamachów terrorystycznych?
Zamachy same w
sobie nie obala zachodniej cywilizacji. Ilość zabitych w czasie zamachów nie
przekracza ilości zabitych w czasie sprzeczek rodzinnych. Nagłośnienie zamachów
w środkach masowego przekazy wyolbrzymia ich skutek i powoduję panikę. Zamiarem
zamachowców jest sprowokowanie interwencji zbrojnej w postaci żołnierzy w
krajach muzułmańskich. To z kolei ma
przekonać bierne masy muzułmańskie, że istnieje nowa krucjata cywilizacji
chrześcijańskiej przeciw nim i zmobilizuje ich do walki. Biorąc pod uwagę
olbrzymi potencjał ludzki, jaki przedstawiają muzułmaninie na świecie wygranie
wojny z nimi będzie niezwykle kosztowne.
Masowy ruch emigracyjny w Europie
Większość
emigrantów których zaprosiła pani Merkel do Niemiec jest wyznania
mahometańskiego. Jeśli pomniemy bieżącą liczbę emigrantów, która szacuje się na
jeden milion w roku 2015, wojna z muzułmanami nie będzie wojną konwencjonalna
miedzy cywilizowanym, chrześcijańskim Zachodem i fundamentalistycznym,
muzułmańskim wschodem albo południem. Bedzie to wojna na dwa fronty, z którym
jednym będzie front wewnętrzny z islamistami napływowymi do Europy Zachodniej,
albo nawet urodzonymi już w Europie,
jak to wskazuje rodowód terrorystów-samobójców w Paryżu.
Kto jest winny zaproszeniu Piątej Kolumny Islamistów do
Europy ?
Problem napływu
Muzułmanów do Niemiec nie jest nowy. Zaczęło się dawno temu, jeszcze za czasów
zimnej wojny, kiedy to przemysł niemiecki rozkwitający po zniszczeniach
wojennych potrzebował siły roboczej. Otwarto, więc imigrację Turków, którzy
podejmowali się prac, jakie nie pasowały rodowitym Niemcom. Nazywano ich
„Pracownikami Gościnnymi”, jako że zamiarem ich był powrót do Turcji. Przez
wiele lat nie dawano im niemieckiego obywatelstwa, nawet tym urodzonym już w
Niemczech. Oczywiście niewielki procent z nich wrócił do Turcji a większość
stworzyła getta tureckie w Hamburgu i Berlinie. Ponieważ Tureccy imigranci nie
czują się częścią społeczeństwa niemieckiego, ich odczucia są wrogie w stosunku
do otoczenia. Czują się poniżani i wykorzystywani. Dzisiaj problem turecki
został powielony wielokroć, jako ze nowi islamiści nie są liczba kilkutysięczną
ale milionową i wielomilionową, jeśli sprowadzą do Niemiec swoje rodziny. Niemcy i pani Merkel nie są jedynymi
sprawcami zalewu islamistów. Na drugim miejscu jest Francja, której kolonialna
historia spowodowała napływ islamistów z byłych kolonii francuskich w głownie z
Algierii. O ile sobie przypominam, aby uspokoić rewolucję antykolonialną w
Algierii potraktowano Algierię jako jedną z prowincji francuskich i nadano wszystkim
Algierczykom, aby ich uspokoić, obywatelstwo francuskie. Nic, więc dziwnego, że
wielu Algierczyków wybrało Francję jako miejsce do życia. Wybierając Francję,
jednak nie zmienili swej religii ani nie stali się integralna częścią
społeczeństwa francuskiego. Jeśli nie ich to rodzice to ich dzieci, urodzone we
Francji czuły się pokrzywdzone i winiły rasowe i religijne uprzedzenia
rodowitych Francuzów za ich własny brak awansu społecznego. Zjawisko to nie
jest wyłącznie arabskie. Także część polskich emigrantów w krajach europejskich
ma takie odczucia. Ja osobiście, lat temu ponad 40 wyemigrowałem ze Szwecji do
USA, gdyż miałem odczucie, że awans społeczny w Szwecji będzie dla mnie trudny.
Nawet ostatnio, żona moja, Amerykanka, rozmawiała ze Szwedem polskiego
pochodzenia na lotnisku w Sztokholmie, który powiedział, że, mimo że urodził
się we Szwecji i mówi po szwedzku lepiej niż po polsku, to jednak ma odczucie,
że nie jest traktowany, jako równy obywatel szwedzki, którego rodzice byli
Szwedami. Nic, więc dziwnego, że muzułmanie, których Szwedzki rząd zaprosił do
Szwecji koncentrują się w gettach muzułmańskich, na południu Szwecji i w samym
Sztokholmie. Ich asymilacja jest minimalna, a potencjalne źródło kandydatów na
terrorystów, duże. Ostatnio opublikowany artykuł w Financial Times ( Listopad
27, 2015) podaje dane niemieckiego Ministerstwa Imigracji, dotyczące
zatrudnienia imigrantów w Niemczech.
Wedle tych danych tylko 10% imigrantów, którzy zamieszkują w Niemczech
pięć lat ma zatrudnienie, a ci, którzy zamieszkują 10 lat mają zatrudnienie w
50%. Jak sobie wyobraża Pani Kanclerz Merkel problem zatrudniania i utrzymania
dla miliona emigrantów, , których w tym roku
zaprosiła do Niemiec, nie wiadomo?
Kto staje się terrorystą-samobójcą?
Ostatnie artykuły, wywiady
w NY Times oraz przez kanadyjską dziennikarkę, która zastała zaproszona do
„Kalifatu” ( ISIS) w opanowanej przez nich Syrii, daje wgląd jak wygląda życie
przeciętnego Araba pod kontrolą ISIS.
Przed wszystkim
Syryjczycy, którzy tam żyją są wyznawcami islamskimi sekty Sunitów. Chrześcijan
i Muzułmanów z sekty Szyitów albo wyrżnęli, albo są opodatkowani
dodatkowo, jeśli odmawiają zmianę wyznania. Poza tym „Kalifat” funkcjonuje jak
normalne państwo wypłacając żołd żołnierzom, zbierając podatki i sprawując
władzę policyjną nad resztą społeczeństwa. Wszelkie prawa jakie były stosowane
pod rządami Assada w Syrii czy Sadama w Iraku zostały zastąpione przez
archaiczne prawo islamskie, „szaria”.
Wedle tego prawa za kradzież amputuje się rękę a za cudzołóstwo
kamienuje się. Dla dużej ilości mieszkańców
takie średniowieczne prawa są właściwe i dlatego „Kalifat” ma poparcie
społeczne. Oczywiście jest to państwo policyjne ze specjalna policją
wyznaniową, kontrolująca sposób ubierania się kobiet i nawet ich życie
seksualne. Jak w każdym państwie policyjnym, istniej też wyjątki dla tych na
wyższych szczeblach władzy. Znamy to ze praktyk komunistycznych w Polsce
stalinowskiej i w hitlerowskich Niemczech. Terroryści -Samobójcy są uważni za
„swiętych” , którzy maja pierwszeństwo do Islamskiego nieba. Żony samobójców
też mają specjalne przywileje, ale często są własnością przechodnią, jako żona
następnego samobójcy. Ponieważ ilość samobójców jest pokaźna, są do pewnego
stopnia uważani za strategiczny oręż w walce z chrześcijańskim światem. Biorąc
pod uwagę uczucie specjalnej misji to jednak defekty psychiczne tych ludzi
należy brać pod uwagę. Jak z tym walczyć nie wiadomo, aczkolwiek nacisk
finansowy na „Kalifat” jest jak najbardziej właściwy? Zbankrutowane państwo ISIS
nie będzie miało pieniędzy, aby zapraszać europejskich szermierzy Islamu. Pod
tym względem zgadzam się z Putinem, który stara się przerwać dostawy ropy
naftowej będącej źródłem finansów dla utrzymania Kalifatu i chroniącym go przed
bankructwem.
Poparcie dla masowej imigracji przez europejskie media
Cywilizacja
europejska zaczęła się w Grecji i poprzez Rzym i religię chrześcijańską
opanowała kraje europejskie i te kraje, które chrześcijańscy Europejczycy
opanowali. Chrześcijańska kultura, a szczególnie jej protestancki odłam
spowodował rozkwit przemysłu i handlu, który s kolei zapewnił niesamowity
rozkwit dobrobytu w tych krajach. Niestety wiele narodów naszego globu nie
podążała za europejskim dobrobytem i olbrzymia część światowej populacje żyje w
nędzy. Wśród liberalnych Europejczyków istnieje tendencja do podzielenia się
europejskim dobrobytem z milionami tych, którzy urodzili się pod złą gwiazdą
albo inną szarookością geograficzną, albo są wyznawcami innej religii. W tym
wypadku występuje zderzenie moralności chrześcijańskiej z okrutną prawdą, że
podzielenie się dobrobytem zuboży Świat Zachodni i że jakkolwiek wielka jest
jego zamożność to nie starczy jej na zaspokojenie aspiracji miliardów nędzarzy
w Azji i Afryce.
Przyczyny Upadku Polskiego, (PRL) Przemysłu
Dyskusja, jaka
odbyła się w czasie ostatniego 15 Zjazdu Absolwentów Wydziału Łączności
(dzisiaj elektroniki) Politechniki Wrocławskiej dała początek rozwinięcia tego
tematu, który budzi do dzisiaj wiele kontrawersji o globalnym programie
przeskoku z ekonomii socjalistycznej do ekonomii rynkowej, jaki odbył się w
latach 1989-1992. Część społeczeństwa uważa, że dorobek ponad 40 lat
rozkradziono, albo sprzedano za bezcen. Nasz kolega Ryszard P., powiedział
kilka lat temu, że firma wystawiona na sprzedaż jest tyle warta ile nabywca
chce za nią zapłacić. To on wyznacza cenę. Tego nie rozumiał przypadkowy
obserwator, z którym nawiązałem rozmowę 2 lata temu przed hotelem Brystol, na
Krakowskim Przedmieściu. Właśnie ulica przechodził „Marsz Solidarności” dymiąc
w plastykowe trąbki i domagając się wystąpienia Prezydenta Tuska, którego
winili za niskie place dla braci z „Solidarności”. Okazało się, że mój
przypadkowy znajomy był robotnikiem, który budował hale zakładów telewizyjnych
w Piasecznie. Jak mi się zwierzył, dzisiaj te hale stoją puste. Próbowałem mu
wytłumaczyć, że telewizorów na lampach próżniowych już na świecie się nie
produkuje i że wartość obiektu w Piasecznie jest tyle warta ile ktoś za niego
chce zapłacić, czyli zero albo około zera.
Kogo należy winić za krach polskiego przemysłu
Kiedy Lenin z
Trockim z pomocą niemieckiego i
amerykańskiego kapitału zrobili rewolucję w Rosji, byli zaskoczeni, że tak
łatwo im się to udało. Co do ekonomii nie mieli żadnego gotowego planu,
sięgnięto, więc do wzorów Niemiec i Stanów Zjednoczonych. Lenin był pod
wrażeniem niemieckiej wojennej ekonomii i systemu centralnego planowania, który
pozwolił im prowadzić długą pierwszą wojnę światową z przeważającym
przeciwnikiem. Stad powstała mantra, którą uczyliśmy się na wykładach z
ekonomii politycznej, że ekonomia dzieli się na Bazę i Nadbudowę. Baza wedle
Lenina i później Stalina miała polegać na przemyśle ciężkim, czyli węglu,
stali, betonu i elektryczności. W tamtych czasach nie myślano o elektronice,
chociaż początki radia już istniały. Ponieważ od początku liczono się z wojną,
naprzód z kapitalistami a później z Niemcami, koordynacja produkcji za pomocą
centralnego planowania była koniecznością.
Dzięki centralnemu planowaniu ZSSR wygrał wojnę z Niemcami. Ja już w
latach 60-tych zauważyłem, że rozwój technologii, szczególnie elektroniki
spowodował takie zróżnicowanie gatunków produkcji, że metody centralnego
planowania całkowicie zawodziły. Dla mnie dowodem tego był brak na rynku śrubek
M3, które sam produkowałem w Zakładach Kasprzaka na praktyce wakacyjnej, po
pierwszym roku studiów. Partia
Komunistyczna i jej nomenklatura nie chciała się zgodzić na radykalna reformę
ustroju ekonomicznego, gdyż centralizacja była im na rękę. Im głównie chodziło
o utrzymanie władzy, a koszty ekonomiczne były drugorzędne.
Polityczne motywacje wielkich inwestycji
Pochodną cechą
centralizacji planowania, były przemysłowe inwestycje. W tym wypadku niewielka
grupa ludzi mająca do wyłącznej dyspozycji olbrzymi kapitał ludzki, chciała
wykorzystać go do inwestycji. W ZSSR
budowano, więc kanały między Moskwa i Leningradem a także słynny kanał
białomorski w którym zmarło tysiące jeśli nie setki tysięcy więźniów Gułagu. W
Polsce budowano Hutę Lenina i Hutę Katowice bez oglądania na koszty i nawet
warunki geologiczne i dystans do wody i surowców. Opowiadał mi kiedyś pewien człowiek, który
kiedyś znal się z Hilarym Mincem, szefem wszechpotężnej Komisji Planowania
Gospodarczego, że Minc przechadzając się z nim na deptaku w Krynicy zwierzył
się, że wyczerpał już swoją wyobraźnię i zastanawiał się, co jeszcze w Polsce
można by zbudować. Wyraźnie Minc nie
ufał innym, aby mu cos zasugerowali. Polegał, więc na własnej wyobraźni i
wzorach zaczerpniętych od sowieckiego sojusznika.
Brak wymienialnej waluty i centralizacja handlu
zagranicznego
Jeszcze innym
wbudowanym mankamentem systemu centralnie sterowanego, był monopol handlu
zagranicznego w rękach kilku Centrali Handlu Zagranicznego. Jak wiadomo nie
możliwe, aby handlowcy w Elektrimie czy Varimeksie znali się na szerokiej gamie
produktów, które oferowali. Dodatkowo
brak wymienialnego pieniądza uniemożliwiał poprawną wycenę kosztów własnych
zarówno inwestycji jak i produktów. Kiedy wprowadzono wymienialność złotego na
inne waluty, wtedy okazało się, że koszty własne produktów wytwarzanych były
wyższe niż ich rynkowa wartość. Na dodatek w koszty te trzeba było wliczyć
archaiczne konstrukcje żelbetonowych hal produkcyjnych i całą akcję socjalną
razem z domami wypoczynkowymi w morskich i górskich uzdrowiskach.
Wbudowane, a może celowe poczucie niższości
Na dodatek produkty
przemysłu PRL-u były technologicznie opóźnione o wiele lat w stosunku do
produktów „krajów wiodących”. Jeszcze w
czasie mego krótkiego stażu
inżynieryjnego w Polsce drażniły mnie publiczne stwierdzenia komunistycznych
polityków i gazet, że taki czy inny wyrób jest porównywalny z wyrobem
produkowanym na Zachodzie. Nigdy nie słyszałem, że polski wyrób był
lepszy. Przy takim przekonaniu polskich
przywódców, niż dziwnego, że nikt nie ośmielił się wyprodukować czegoś, co by
było światowym sukcesem. Taką „porównywalną” “wypowiedz słyszałem osobiście od
ministra , Komitetu Nauki i Techniki ,
tow. Chylińskiego , nawiasem mówiąc syna
pierwszego prezydenta PRL-u, Bieruta.
W czasie krótkiej rozmowy minister Chyliński chwalił się, że jakiś
polski inżynier wymyślił silnik samochodowy podobny do silnika Wankla, a inna
polska fabryka już zaczyna robić tranzystory krzemowe, „porównywalne” do
zachodnich. Jeśli nasi przywódcy mieli poczucie niższości w stosunku do Zachodu
wiec ich niepewność własnych możliwości przenosiła się na masy im podległe.
No a jak upadek starego przemysłu odbywał się w USA?
Jeden z naszych
kolegów spędził rok w USA, w Chicago na zaproszenie swego syna. Naocznie
obserwował upadek starego amerykańskiego przemysłu, który był równocześnie zastępowany
przez nowo powstające zakłady, poza centrum miasta. Uważał, że model
amerykański mógłby zostać skopiowany dla Polski. Przyjrzyjmy się, zatem bliżej,
co się stało w Ameryce i to nie z powodu przemian ustrojowych, socjalizm
względem kapitalizmu, ale w ramach samego kapitalizmu. Olbrzymia większość amerykańskich przedsiębiorstw jest
finansowanych przez kredyty bankowe. Jeśli koniunktura na rynku spada, jak np.
cena ropy na świecie, to firmy wydobywające ropę, jeśli nie maja własnych
dużych oszczędności, bankrutują. Bankructwo może być wywołane wieloma
przyczynami, z których tylko niektóre są spowodowane błędami inwestycyjnymi
managerów. Wiele z tych bankructw jest
spowodowane nagłym skokiem technologicznym, na który dana firma nie jest
przygotowana. W elektronice pojawienie się płaskich telewizorów spowodowało
nagłe zamkniecie wszystkich zakładów produkujących telewizory, które opierały
się na lampach kineskopowych. W USA firmy elektroniczne produkujące telewizory
zostały zamknięte i nie zbudowano nowych, nawet takich, które by produkowały
płaskie telewizory. Płaskie telewizory zaczęto więc sprowadzać z Japonii i
Korei Południkowej wykorzystując istniejącą już sieć dystrybucji telewizorów
kineskopowych. Wielkie firmy
elektroniczne i elektryczne jak np. General Electric, przewidując, że nie będą
mogli konkurować ceną w produkcji telewizorów lub odbiorników radiowych, od
dawna zmodyfikowały swoje inwestycje i zajęły się także bankowością i
ubezpieczeniami. Owszem na peryferiach miast widzi się nowo powstające zakłady,
z których tylko niektóre są zakładami produkcyjnymi. Głownie są to centra
dystrybucji produktów importowanych z Chin.
W miastach natomiast jest rozkwit różnego rodzaju budynków biurowych i
wieżowców dla banków i przedsiębiorstw ubezpieczeniowych. W sumie produkcji jest coraz mniej a
biurokratów coraz więcej. Ameryka weszła w fazę post-przemysłową. Co więc się
stało więc z klasą robotniczą, która zajmowała się produkcją? Rząd zdając sobie
sprawę z zagrożenia dla ładu społecznego przez rzeszę bezrobotnych, stworzył,
więc całą sieć świadczeń socjalnych, które umożliwiają godziwą egzystencje bez
wysiłku związanego z regularną praca. I tak np. następujące stany USA, mają
więcej ludzi na różnego rodzaju zasiłkach niż pracujących.
California
New Mexico
Mississippi
Alabama
Illinois
Kentucky
Ohio ( mój Stan)
New York
Maine
South Carolina
Po podliczeniu wartości zasiłków i porównaniu tych
wartości z przeciętna sumą zarobków amerykańskiego pracownika wychodzi, że
dochody ludzi objętych zasiłkami kształtują się na poziomie $40 na godzinę, natomiast średnia płaca
pracownika amerykańskiego wynosi $30 na godzinę. Nic więc dziwnego, ze domy handlowe i
restauracje poszukują pracowników a do pracy brakuje chętnych. Wygląda na to,
że po prostu ludzie w USA nauczyli się dobrze kalkulować.
Jeśli jest tak źle w USA,
to dlaczego nam jest tak dobrze?
Luksusowe
restauracje są pełne. Ludzie kupują więcej wielkich samochodów terenowych i
półciężarówek. Po postu rząd USA pokrywa koszty drukując dolary, wypuszczając
obligacje, które kupują inne kraje, głownie produkujące ropę ale i Chiny, Japonia itd. jako walutę rezerwową. Dolar więc zastąpił
złoto, które ma ten mankament, że nie można go dowolnie pomnażać. Za pożyczone
pieniądze importuje się więc różnorodne dobra z Chin i innych krajów, które na
rynku amerykańskim są dużo tańsze gdyby były produkowane w USA. W sumie standard życiowy w USA jest za wysoki
w stosunku do wydajności (produkcyjności)
własnej populacji.
Jak
długo tego rodzaju polityka jest możliwa, nie wiadomo. Dla zabezpieczenia
amerykańskiego dolara, „jako wartości rezerwowej”, USA ma największą armie na
świecie i związane z tą armią wydatki. Zakusy na podważenie pozycji dolara na
rynku światowym ma Rosja i Chiny. Zobaczymy czym się to starcie skończy? Jak
długo Stany Zjednoczone będą zdolne utrzymać dominacje dolara i związaną z
dolarem wysoką stopę życiową? Nadzieje, że model amerykański mógłby być
zastosowany w Polsce są płonne. Na
zakończenie chciałbym zwrócić uwagę, że każdy
system ekonomiczny, łącznie z amerykańskim kapitalizmem, ma swoje wady i możliwości bankructwa. My w
USA, żyjemy nie tylko za pożyczone pieniądze ale pod groźbą, że sam raj
ekonomiczny jaki nasz Rząd i jego otoczka bankowa nam stworzył ma ograniczony
czas życia.
Jan
Czekajewski
Jan Czekajewski
Polskie Iluzje
Iluzji politycznych
Polacy mają wiele a w miarę upływu czasu ilość ich rośnie. Nie sięgając
dalekiej przeszłości zastanówmy się nad niektórymi,
Ostatnio z powodów
kalendarzowych Polacy w rezonansie z polską prasą i TV, ubolewają nad jakoby
zdradą jaką Polskę i Polaków spotkała ze strony „zachodnich aliantów” czyli USA
i Wielkiej Brytanii, w czasie konferencji w Jałcie w dniach 4 do 11 Lutego, 1945r. W czasie tej
konferencji oddano ZSSR tereny polskie tereny wschodnie zgodnie z kiedyś
proponowaną, po pierwszej wojnie światowej, tak zwaną Linią Curzona na Bugu. Polacy z perspektywy 70 lat uważają, że
zostali zdradzeni przez sojuszników.
Cokolwiek „zachodni
alianci” by powiedzieli w czasie tej konferencji, to decyzja o podziale Polski
a właściwie przesuniecie jej na zachód, kosztem Niemiec, była przesądzona przez
sytuację na frontach. Armie sowieckie już okupowały Polskę i z pomocą rodzimych
ubowców likwidowały opozycję. W końcowej fazie wojny światowej Polska przestała być ważna.
Dla Anglii atak
hitlerowskich Niemiec na ZSSR był zbawieniem w ostatniej minucie. Później dla USA ważniejsza była współpraca
ZSSR w rozprawieniu się z Japonią, niż to czy Polska będzie, czy nie będzie pod
sowieckim wpływem. Zresztą inne kraje
Europy Wschodniej podzieliły losy Polski.
System komunistyczny, albo raczej sowiecki jaki ZSSR wprowadził w
Polsce, spowodował wiele strat zarówno wśród najbardziej żywotnej części
polskiej inteligencji jak i zacofania gospodarczego kraju, które do dzisiaj
Polska nie może odbudować. Z geograficznego puntu widzenia Polska jednak
zyskała na przymusowym przesiedleniu na Zachód. Pozbycie się terenów, które
dzisiaj należą do Ukrainy, Białorusi i Litwy wyszło Polsce na korzyść. Teraz Polacy mogą się uśmiechać pod wąsem z
powodu kłopotów, jakie Rosja ma z Ukrainą.
Zachodnia Ukraina w ramach powojennej Polski byłaby wieczną kością
niezgody i waśni. Nawet okrojona Ukraina a właściwie Ukraińska Powstańcza Armia
(UPA) prowadziła w latach 1945-47 walkę
z komunistyczną Polską o skrawek terenu
w Bieszczadach. Polska dzisiejsza jest etnicznie silniejsza, jako że nie ma w
swym składzie mniejszości narodowych, które przed rokiem 1939 były wiecznie
niezadowolone z życia w Polsce z dominującą przewagą Polaków.
Co prawda ja, jako wychowanek PRL-u mający zakodowaną niechęć do systemu
sowieckiego, którego zbrodnie w Polsce są mi znane, uważam, że polski rząd w
Londynie i podziemna opozycja w Polsce
byli w błędzie licząc na trzecia wojnę światową, jako drogę do
wyzwolenia Polski. Komunistyczny rząd w
PRL-u w miarę upływu lat na skutek biernego oporu społeczeństwa zmuszony został
do ustępstw i jak dowcip głosił, „w polskim baraku w „Obozie
(koncentracyjnym) Pokoju” żyło się
najweselej”. Na szczęście Trzecia
Wojna Światowa nie wybuchła, gdyż z Polski i Polaków zostałyby jedynie
zgliszcza i mogiły. Równowaga w broni
atomowej, po obydwu stronach żelaznej kurtyny, zmuszała zapaleńców do
refleksji. Jak wiadomo ZSSR posiadał już bombę atomowa w roku 1949, czyli w
cztery lata po drugiej wojnie światowej.
Rozpad ZSSR i
całego „Obozu Pokoju” odbył się bezkrwawo na skutek obsesji władzy na
Kremlu Marksizmem-Leninizmem i jego
idiotycznym modelem ekonomicznym z centralnym planowaniem. Nagle tak zwane Republiki ZSSR stały się
samodzielnymi państwami i Ukraina stworzona przez Stalina z ziem dawniej w
granicach Polski, Rumunii i Rosji, stała się niezależnym państwem. Nowa
„putinowska” Rosja ma na zachodniej granicy wrogie im państwo składające się z
Ukraińców grawitujących ku Unii Europejskiej i Ukraińców, a właściwie Rosjan
którzy są niechętni do życia we wspólnocie z rządem w Kijowie. Bratobójcze
walki we Wschodniej Ukrainie utrwalają tą niezgodę i oddalają możliwość
kompromisu. Podział Ukrainy jest chyba konieczny, aby zapobiec dalszemu
rozlewowi krwi i rozszerzenia się konfliktu na kraje ościenne, głównie Polskę.
Pokojowy podział Czechosłowacji na Czechy i Słowację winien być dla Ukrainy
przykładem. W tym momencie wraca sprawa,
nazywana dzisiaj „Kompromisem w Monachium” do jakiego doszło 30 września 1938
miedzy Chamberlainem i Hitlerem, w czasie którego Chamberlain zgodził się na
oddanie Sudetów Czeskich Hitlerowi i cofnął swe poparcie dla rządu
czechosłowackiego, który się gotował do walki. Rok później Hitler wydal wojnę
Polsce i konsekwencje tej wojny wszyscy znamy. Mówiąc o Monachium i Hitlerze,
niektórzy z wojennych zapaleńców zarówno w Polsce jak i w USA porównują Putina
do Hitlera i Umowy w Mińsku do Umowy z Hitlerem w Monachium. W sumie takich fotelowych generałów, jak
można by ich nazwać, świerzbi ręka albo tyłek, aby rozprawić się z Rosją, którą
uważają za agresora.
Wgląda na to, ze
jedynym oponentem w rządzie amerykańskim do rozszerzenia wojny na Ukrainie jest
sam prezydent Obama, który mimo nacisków jest przeciwny wysłaniu na Ukrainę
ofensywnego uzbrojenia w postaci rakiet przeciwpancernych, helikopterów i instruktorów,
którzy nauczą Ukraińców jak się taką bronią posługiwać. Obama boi się, że lokalny konflikt na
Ukrainie może wciągnąć US i NATO do dużej wojny z Rosja. Powstaje pytanie,
czy taka wojna jest w interesie US i
jakie będą jej koszty? W chwili obecnej
US jest zaangażowane militarnie na
Środkowym Wschodzie i w Afganistanie. Na dłuższą metę Chiny naciskają na kraje
pobliskie, takie jak Wietnam czy Filipiny, z zamiarem kontrolowania ich wód
terytorialnych. Wgląda na to, że Chiny
chcą wypchnąć Stany Zjednoczone z Pacyfiku i stać się dominującym mocarstwem w
tamtym rejonie. Ze strategicznego punktu widzenia Chiny są ważniejszym
przeciwnikiem dla US niż Rosja i jej zaangażowanie na Ukrainie.
Do tego
wszystkiego, US ma kłopot ważniejszy niż zbrojne konflikty, z którym wiadomo
jak sobie radzi, albo raczej nie radzi. Problem jest ekonomiczny i polega na
dominacji dolara, jako tak zwanej waluty rezerwowej. Zaletą takiej waluty, jest
możliwość „bezkarnego” drukowania pieniędzy (dolarów) w postaci obligacji pożyczkowych,
które kupują różne kraje z Chinami i Japonią włącznie. Taka sytuacja istniała
od roku 1971, kiedy to Prezydent Nixon unieważnił wymianę dolara na złoto, co
spowodowało zastąpienie złota papierowym dolarem. Ostatnio jednak szereg krajów, ale głównie
Chiny i Rosja chcą obalić ten system i handlować miedzy sobą we własnych
walutach. Jeśli rola dolara, jako waluty
rezerwowej zostanie podważona, to trudno nam będzie prowadzić kosztowne wojny
bez podwyższenia podatków. W konsekwencji nasz standard życiowy zostanie
obniżony i można się spodziewać społecznej rebelii. Tego na pewno obawia się
nasz rząd i robi wszystko, aby uniemożliwić próby podważenia dolara, jako
waluty rezerwowej.
Następne pytanie
jest, czy frakcja w rządzie US, która pali się do wojny z Rosja, wymusi taka
wojnę, w ramach NATO, na Obamie? Z uwagi na bliskość terytorialną, Rosja ma
dużą przewagę nad US w konflikcie na terenie Ukrainy. Jeśli wojna z Rosją wybuchnie, to Polska
będzie krajem, który poza samą Ukrainą, ucierpi najwięcej. Czy Polska jest
gotowa do takiej ofiary w ludziach i zrujnowanych miastach? Jak zwykle w każdej wojnie, przeciętni ludzie
nie będą mieli wiele do powiedzenia. O nich kilkadziesiąt lat później będzie
się mówiło, że Polacy walczyli i umierali za „Słuszną i Szlachetną Sprawę”,
albo „Za Naszą i Waszą Wolność”.
Niebezpieczenstwa
wynikajace z wojny na Ukrainie
„Niebezpiecznym jest uważać, że ekonomiczna
współzależność, jądrowy arsenał i międzynarodowe sojusze zabezpieczą nas przed
tragedia, jaka może być skutkiem zamieszek na Ukrainie”. Napisal Niall
Ferguson, profesor historii z Uniwersytetu Harwardzkiego
W dniu 28 lipca
przypada stulecie wybuchu Pierwszej Wojny Światowej, która pochłonęła około 40
miliony ofiar, i która stała się przygrywką do następnej wojny, która pobiła
rekord pierwszej mordując około 70
milionów, głownie bezbronnych cywilów. Przede mną leży mała książeczka,
notatnik mego ojca Franciszka Czekajewskiego, ktory nosił go w kieszenie na
froncie w czasie służby w armii rosyjskiej cara Mikołaja Drugiego. Notatnik ma
około 50 stron i jest pisany kursywa którą trudno odczytać, gdyż tekst jest
wyblakły. Pierwsza strona ma datę 21 luty 1916 roku a końcowe zapiski mają datę
z roku 1917r. Część zapisków jest po polsku a część, szczególnie adresy, znajomych
i rodzinny jest w języku rosyjskim. Na pierwszej stronie widnieje podpis
właściciela jako felczera weterynarii drugiego szwadronu Huzarów Jelczańskich. Wojnę memu ojcu udało
się przeżyć gdyż, kiedy wojna wybuchła był już żołnierzem z czteroletnim stażem
i pewnym doświadczeniem jak unikać niebezpiecznych dla życia sytuacji. Ojciec
opowiadał jak na stacji kolejowej w Kijowie, uniknął frontowej jatki robiąc
zakup gorącej wody na herbatę, tak zwany po rosyjsku „kipiatok” ( wrzątek). Tak
długo mu ten proceder zajął, aż podciąg wiozący go na front uciekł mu z przed
nosa. Wtedy natychmiast udał się do policji wojskowej z prośbą na zatrzymanie
pociągu, co nie było możliwe. Ojciec wiedział, że żołnierze, których złapano
albo się zagubili w Kijowie nie odsyłano na front tylko do nowo formujących się
dywizji na zapleczu. Prawdopodobnie ten zabieg uratował mu życie. Druga
sytuacje, którą ojciec opisuje krótko w notatniku była kontuzja, wstrząs mózgu
spowodowany przez wybuch pocisku artyleryjskiego. Życie uratował mu polski Żyd,
który był lekarzem wojskowych i który go odesłał do Petersburga na
rekonwalescencje specjalnym pociągiem sanitarnym ufundowanym przez damy dworu
cesarskiego. Przed wyjazdem do Polski,
ojciec mój pracował, jako sekretarz, w polskim konsulacie w Petersburgu i
wspominał, że wtedy konsulat dawał wizy do Polski, każdemu który umiał
powiedzieć „ Dzień dobry
Tutaj czytelnik
może mi zadać uzasadnione pytanie, co wspomnienia z przed stu laty maja do
sytuacji dzisiejszej, szczególnie na Ukrainie.
Zbieżność wypadków
z przed stu laty, kiedy to Rosja Carska była przedmiotem niemieckiej agresji w
ramach ich filozofii „Drang nach Osten” ( Parcie na Wschód) i walk miedzy
popieranymi przez NATO i EU wojskami rządu w Kijowie a rosyjskimi separatystami
narzuca obawę, że lokalne, jakby się wydawało, zamieszki mogą przerodzić się w
wielką wojnę. Niestety znając historię
początków pierwszej i drugiej wojny światowej traci się zaufanie do ludzi,
którzy stoją na czele rządów i jakoby mają pełną kontrolę nad biegiem wypadków.
Niestety większość ludzi w Stanach Zjednoczonych uważa, że ludzie na czele
rządu są mądrzejsi od nas przeciętnych obywateli, gdyż „oni” mają dostęp do
tajnych informacji, których z powodu tajemnicy państwowej my nie znamy.
Niestety, jeśli się
pamięta argumenty uzasadniające dwie duże wojny ostatniej dekady, w
Afganistanie i w Iraku, to okazały się one błędne lub fałszywe. Czy możemy
wierzyć, że tym razem nasze zaangażowanie w konflikt na Ukrainie jest w
interesie Stanów Zjednoczonych, nie mówiąc już o Polsce. Czy ten konflikt
zagraża w jakiejś mierze naszej amerykańskiej egzystencji?
Słuchając
komentarzy w National Public Radio (Narodowe Radio Publiczne) stało się dla mnie jasnym, że walki na
Ukrainie nie są walkami miedzy separatystami
i armią ukraińską reprezentowaną przez rząd w Kijowie, ale wojną przez
pośredników między Stanami Zjednoczonymi i Rosją. Szukanie winnych wśród
separatystów czy ukraińskiego rządu w Kijowie jest źle ukierunkowane. Można by
powiedzieć, że w tym wypadku fakty są drugorzędne. Amerykańskiego porzekadło „
Do not confuse me with facts” ( Nie mąć mi w głowie faktami) doskonale określa
tą sytuację.
W Financial Times,
z datą 2 sierpień, 2014, czytam artykuł
Niall Ferguson’a, profesora historii na Uniwersytecie Harwardzkim, pod tytułem
„ In history’s shadow” ( W cieniu historii) opisujący konflikt na Ukrainnie i
analizę tego konfliktu z punktu widzenia 100 letniej rocznicy wybuchu pierwszej
wojny światowej. W większości zgadzam się z tym artykułem opisującym zagrożenia, które mogą doprowadzić do
światowego konfliktu, aczkolwiek , autor opisując je używa terminologii, albo
raczej frazeologii podobnej do tej jaką używali propagandziści komunistyczni w
PRL-owskiej Trybunie Ludu czy sowieckiej „Prawdzie”. Z ta różnicą, że w sowieckiej propagandzie
idealnym systemem politycznym i ekonomicznym był socjalizm w wydania sowieckim,
natomiast dzisiaj w demokratycznej prasie, „socjalizm” został zastąpiony
„demokracją” i „wolnym rynkiem” . Tak
jak kiedyś każdy, kto odważyłby się negować ideał „socjalizmu” byłby uważany za
zdrajcę godnym napiętnowania, jeśli nie uwięzienia, tak dzisiaj osoba
kwestionująca „demokracje i wolny rynek” w najlepszym wypadku będzie uważana za
pozbawioną patriotyzmu. Autor artykułu opisując zarzewie konfliktu, streszcza
go do sytuacji jak następuje: Rosja po rozpadzie ZSSR była w rękach często
pijanego Jelcyna i rozkradana przez „Oligarchów”. Niemniej ówczesny liberalizm
demokratyczny pozwalał na reformy. Dzisiaj Putin swoim jednowładztwem
sprzeciwia się „demokratycznym” reformom, jakie chciałby widzieć „Zachód”.
W wolnym tłumaczeniu wyjątek z tego artykułu,
dotyczący sankcji nałożonych na Rosję, wygląda następująco:
„Czym większe są
sankcje gospodarcze, tym bardziej Władimir Putin jest zapędzany w kozi róg. W efekcie
Zachód dał mu dwie możliwości, z których pierwszą jest kapitulacja poprzez
zaniechanie pomocy dla separatystów i drugą, którą jest rozszerzenie konfliktu
poprzez dalsza pomoc wojskowa dla separatystów. Dla człowieka, jakim jest
Putin, pierwszy wybór nie istnieje. Kryzys w lipcu 2014 wygląda jakby wykrojony
z przepowiedni. Wnioskiem jaki można by wysnuć z tego kryzysu, jest obalenie
wiary, że post-sowiecka Rosja może zostać pokojowo wchłonięta w system
świata zachodniego oparty na wolnych rynkach i demokracji. W najgorszym
wypadku, istnieje obawa, że lokalny konflikt we wschodniej Ukrainie może
przekształcić się w wielką wojnę, której celem będzie władanie nad całą
Europą”.
Zdanie z artykułu w
Financial Times, które pozwoliłem sobie podkreślić tłustym drukiem, daje
odpowiedź na przyczyny konfliktu na Ukrainie. Otóż ci, którzy pomagają władzy w
Kijowie chcieliby widzieć integracje nie tylko Ukrainy, ale i samej Rosji ze
światem zachodnim w sposób pokojowy. To samo zdanie wyjaśnia, że świat zachodni
jest oparty na wolnych rynkach i demokracji. Tak się składa, że pojęcie
demokracji jest dość mgliste, gdyż np. w USA, ideałem jest demokracja
dwupartyjna. Wolny rynek jest też oparty na dominacji dolara w handlu
zagranicznym i jego funkcji, jako międzynarodowa waluta rezerwowa. Z tego zdania wynika, że naczelnym celem
konfliktu na Ukrainie jest zmiana systemu ekonomicznego i politycznego w Rosji
na taki, który by odpowiadał „Światu Zachodniemu”. Jasnym jest, że Putin nie
może się na to zgodzić i ma w tym poparcie 85% Rosjan. „Pokojowe” rozwiązanie
tego konfliktu, w którym ścierają się dwa różne interesy jest po prostu
mrzonką. Jeśli Zachód będzie rozszerzać swój nacisk na Rosję, obawiam się, że
sytuacja może wymknąć się z pod kontroli i skończy się wielką wojną, którą
trudno będzie ograniczyć do Europy.
Pytanie, które
trzeba sobie postawić jest, czy w naszym amerykańskim interesie jest następna
wojna na wielką skalę, której wyniku trudno jest przewidzieć? Niestety decyzje
w tej dziedzinie nie sa w rękach przeciętnego obywatela, a może nawet samego
prezydenta Obamy. Nawiasem mówiąc w dzisiejszym The New York Times z dnia 2go
sierpnia, 2014 w artykule zatytułowanym „After Heated Week, President Blows Off
Steam” ( Po gorącym tygodniu, Prezydent zionie gorącą parę), autorka artykułu,
Julie Hirschefeld Davis, cytuje wypowiedz sfrustrowanego Prezydenta Obamy, na
temat polityki zagranicznej. Prezydent Obama powiedział: „Jest dla mnie jasnym, że ludzie zapomnieli, że Ameryka jako
najpotężniejszy kraj na świecie, nie jest w stanie kontrolować wszystkiego co
dzieje się na tym globie”
Ani Prezydent ani
autorka artykułu nie wyjaśnia, kto to są ci ludzie, którzy wierzą w
niezwyciężalną siłę Ameryki. Być może, że są to ludzie, którym się wydaje, że
są mądrzejsi od wszystkich innych, którzy w historii marzyli o podbiciu całego
świata. Może to oni ....., .a może to
Marsjanie?
Jan Czekajewski
Szpieg Szpiegiem Pogania
Obserwując sukcesy
takich autorów jak Jack Fleming, który na podstawie swoich doświadczeń, jako
agenta brytyjskiego wywiadu, napisał scenariusze do filmów z James Bondem,
agentem 007, postanowiłem dzisiaj sięgnąć do tego samego tematu. Aczkolwiek
nigdy oficjalnie żadnym agentem, żadnego wywiadu nie byłem, ale inne wywiady,
PRL-owski, Amerykański i kto wie jeszcze, jaki, za niebezpiecznego agenta mnie
uważali. Wszystko zaczęło się z powodu mojego zaciekawienia życiem na
“Zachodzie” i patriotycznym powrotem do Polski, ze Szwecji, w roku 1961 wbrew
przekonaniom UB ( Urzędu Bezpieczeństwa), że do PRL wracają jedynie agenci
kapitalizmu z zadaniem rozbicia przodującego socjalistycznego systemu.
Z dokumentów
otrzymanych z Instytutu Pamięci Narodowej (IPN) dowiaduje się, że uważano mnie
wtedy za agenta brytyjskiego, który wrócił do Polski aby przekazać jakieś tajne
informacje swym mocodawcom na “zachodzie”.
Kilka lat później, już w Ameryce, śledzono mnie, jako sowieckiego
agenta, którego zadaniem jest przesyłka strategicznie ważnych “super
komputerów” do ZSSR. Była to sprawa tragi- komiczna, gdyż mój super komputer
tylko z nazwy nazywał się „super” , a w rzeczywistości był to podły klon IBM-PC
robiony na Taiwanie i kosztujący $400.- Dzisiaj mogę się z tego tylko śmiać,
ale wtedy takie śledztwa, zarówno w PRL-u, jak i w USA mogły się skończyć
więzieniem. Nic wiec dziwnego, że na podstawie własnych doświadczeń z różnymi
służbami bezpieczeństwa, po obydwu stronach żelaznej kurtyny, podejrzewam, że
nadmiernie rozbudowane organizacje bezpieczeństwa, zaczynają żyć własnym biurokratycznym życiem,
zatrudniając coraz więcej przeciętnych ludzi, którzy chcąc utrzymać się na
stanowisku będą tworzyli sztucznych szpiegów lub terrorystów. Szkoda dla
społeczeństwa z ich działalności jest większa niż korzyści.
Wniosek, jaki wyciągnąłem z mych niefortunnych
przygód z organami bezpieczeństwa, jest natury ogólnej. W obu wypadkach organa
te, jeśli rozrosną się do wielkich wymiarów, to naturą rzeczy jest, że z braku
rzeczywistych obiektów do unicestwienia (szpiegów, terrorystów itp.) będą
takich “nikczemników” tworzyć, bądź przez prowokacje, bądź bledną interpretację
znaczenia naklejki „Super” na marnym komputerze z Taiwanu. Organa te podlegają
tym samym prawom wielkich biurokratycznych organizacji, których celem jest ich
dalszy rozrost, zwiększenie zatrudniania znajomków i pociotków oraz, przede wszystkim, zwiększony budżet. W totalitarnych systemach, sowieckim I
hitlerowskim, Gestapo i NKVD były instytucjami nadrzędnymi. Ich celem było
zastraszenie całego społeczeństwa i wykorzystanie go, jako narzędzia zbiorowego
mordu. W świecie “zachodnim”, organizacje te, jak Narodowa Agencja
Bezpieczeństwa i jej podobne, ciągle zabiegają o fundusze zatwierdzone przez
rząd. Z bieżących informacji dostępnych w amerykańskiej prasie i TV odnosi się
wrażenie, że te tajne organizacje wymykają się spod kontroli rządu. W amerykańskim społeczeństwie zaczyna rosnąć
obawa, ze został przekroczony środek ciężkości i celem tych organizacji stanie
się bardziej kontrolowanie własnego społeczeństwa a mniej znajdowanie
zewnętrznych i wewnętrznych wrogów.
Stało się to dla
mnie jasnym, kiedy udałem się do fryzjera.
Tenże człowiek, bez prowokacji, zaczął rozmowę zbulwersowany, że tajne
służby podsłuchują jego rozmowy telefoniczne. Musiałem ukryć śmiech, gdyż
jedynymi rozmowami, jakie mój fryzjer przeprowadzał, były rezerwacja klientów
na golenie i strzyżenia. Niemniej jednak obawy fryzjera, miały dla mnie i dla
„rządu” wielkie znaczenie. Tak długo jak o podsłuchach wie niewielka grupa
technokratów i dziennikarzy, no i oczywiście wszystkie wywiady świata, łącznie
z rosyjskim i chińskim, amerykańskie tajne organizacje nie mają czego się bać.
Jeśli jednak miliony fryzjerów i kelnerek przestanie używać Googl’a i Face Book
to już stanowi zagrożenie dla państwa. Co gorzej spanikowani senatorowie mogą
nie zatwierdzić następnych miliardów dolarów na kontrakty z prywatnymi tajnymi
firmami konsultacyjnymi. Wtedy , tak jak mówili marksiści, „ilość zaczyna
przechodzić w jakość (finansową)”.
Takie, niewinne gadanie o podsłuchach, zaczyna nabierać rumieńców zdrady
narodowej. Pytanie jest, na czym się to
skończy?
Jak podaje prasa
ilość pracowników “wywiadu” w USA, dopuszczonych do najbardziej tajnych
informacji wynosi, wedle New York Times, 854 tysięcy. Naiwnym jest sadzić, ze
wśród tej armii ludzi nie znajdą się tacy, którzy informacje o naszym
komputerowym szpiegowaniu nie przekażą naszym wrogom, albo jak Mr. Edward
Snowden amerykańskiej i brytyjskiej prasie z powodów idealistycznych.
Dziewiątego czerwca 2013, New York Times podaje, że NSA (Narodowa Agencja
Bezpieczeństwa) buduje w stanie Utah pomieszczenia o wielkości około 100,000
metrów kwadratowych dla pomieszczenia
super komputerów i personelu dla analizy danych, zebranych ze światowych
środków komunikacji elektronicznej. Przy programie tak monstrualnym jak NSA,
tajemnicy nie sposób uchronić.
W świetle rewelacji
o potężnej amerykańskiej maszynie do zbierania informacji o zakresie globalnym,
szereg innych reportaży i narzekań rządowych, że Chińczycy szpiegują nas przez
Internet i wykradają tajne informacje wojskowe i przemysłowe, zakrawa na
farsę. Okazuje się, że wszyscy
wszystkich szpiegują i Ameryka nie ma moralnego prawa, jakie sobie uzurpuje,
krytykowania Chińczyków.
W międzyczasie,
obejrzałem amerykański film dokumentarny „Detropia” (dostępny na Netflix),
obrazujący upadek przemysłu motoryzacyjnego i samego miasta, Detroit, kiedyś
centrum przemysłu motoryzacyjnego na świecie.
Na filmie tym pokazano dwa samochody elektryczne wystawiana na wystawie
przemysłu motoryzacyjnego, jeden budowany przez
GM, w cenie $40,000, a drugi Chiński,
w cenie około $20,000. Należy pamiętać, że GM został uratowany od bankructwa
przez amerykański rząd, czyli podatników.
W tymże filmie powiedziano, że w czasie ubiegłej dekady 50 tysięcy
amerykańskich firm zamknęło produkcję w US i przeniosło się do Chin i Meksyku.
Pracę straciło 6 milionów amerykańskich pracowników. Czyżby rozwój naszych
agencji wywiadu nie jest odpowiedzią na degrengoladę naszego przemysłu
wytwórczego. Nowym produktem Ameryki staje się zbieranie informacji o
wszystkich i wszystkim, w myśl zasady, że od przybytku głowa nie boli a
informacja taka może się kiedyś, komuś przydać.
Jeśli chodzi o
wykradanie informacji technicznej z naszego przemysłu, to zarzut internetowego
wykradania, blednie w porównaniu z tym, co sami Chińczykom dajemy w postaci
licencji na produkty, które Chińczycy dla nas budują. Firmy takie jak Motorola,
Apple czy Generał Motors od lat, legalnie inwestują w chińskie fabryki i w
produkty importowane z kolei do US. O co
wiec chodzi w kampanii zastraszania Amerykanów, że ich cenne wynalazki są
wykradane. Czy może chodzi o większe fundusze na większa ilość pracowników NSA
i CIA i kilkudziesięciu innych „tajnych” organizacji?
Rozmawiając przez
telefon, z naukowcami pracującymi dla przemysłu farmaceutycznego oraz z
profesorami amerykańskich uniwersytetów, zauważam że znaczna ich część mówi
z wyraźnym chińskim akcentem. Jeśli wiec
Chińczycy wykradają tajemnice z Ameryki, to jest duża szansa, ze tajemnice te
zostały stworzone w USA przez rodowitych Chińczyków.
No a dlaczego
Chińczycy garna się do pracy naukowej? Garna się, gdyż Amerykanie garną się do
lżejszych zawodów, lepiej płatnych, jak prawo czy finanse, chociaż matematycy
chińscy wykształceni na amerykańskich
uniwersytetach coraz częściej lądują
na posadach w firmach finansowych na
Wall Street. Może i tam będzie coraz trudniej znaleźć pracę Amerykanom.
A jakie to wartości
mogą Chińczycy ukraść? Przed kilku laty czytałem wypowiedz wschodnio
niemieckiego naukowca o badaniach naukowych w byłej DDR (Niemieckiej Republiki
Demokratycznej). Okazuje się, że w jego instytucie większość pracowników
naukowych było zajętych nie samodzielnymi badaniami, tylko zmuszonych do
studiowana ukradzionej przez STASI dokumentacji z Niemiec Zachodnich. Okazuje się że wydajność wywiadu wschodnio
niemieckiego była bardziej szkodliwa dla ich własnych badań w Niemczech
Wschodnich, niż dla ich zachodnich konkurentów.
Z moich obserwacji, jako konstruktora, wiem, że skopiowanie produktu
zrobionego w innej firmie jest częstokroć bardziej trudne niż stworzenie
własnej konstrukcji w oparciu o własny park maszynowy I własnych specjalistów,
którzy będą znali produkt od podszewki.
W sumie zbieranie
informacji elektronicznej z Internetu i z rozmów telefonicznych, nie jest
sprawą dla społeczeństwa niebezpieczną. Niebezpieczeństwo tkwi, w jakości i
motywach ludzi, którzy tą informację analizują, wyciągają wnioski, często
błędne, kierując się motywami osobistej kariery, a nie dobrem państwa.
Pamiętacie
Państwo powiedzenie agentów sowieckiego
KGB. „Człowiek jest, paragraf się znajdzie”. Dzisiaj należało by je
zmodyfikować na:” Informację zbierzemy, człowiek się znajdzie”. Może nie
dzisiaj, ale kiedyś..., za lat pięć, dziesięć, kiedy odnajdziemy igłę w stogu
siana.
Te i podobne moje
przygody z „tajnymi wywiadami”, po obu stronach żelaznej kurtyny, które
ukształtowały mój punkt widzenia opisałem w mojej książce, „Do Sukcesu Pod
Wiatr” dostępnej częściowo na mojej stronie: www.czekajewski.com w części „Po
polsku”. Książka ta jest także dostępna w Polsce i w USA na portalu Amazon.com
.
Na zakończenie,
jestem winien czytelnikom jakiś ogólny wniosek z całej, tragi-komicznej
sytuacji z Edkiem Snowden.
Nerwowa
sytuacja, w którą dał się wciągnąć sam Prezydent Obama, wskazuje na
przeciętność ludzi, którzy nami władają. Ich ambicje wzięły górę nad istotą
sprawy. Fakt, czy Edward Snowden zostanie wydany US, stał się już drugorzędny. W gruncie rzeczy jego
ekstradycja do USA, rozpali nowe namiętności nie warte świeczki ani ogarka.
Jeśli jednak Edward Snowden stanie przed amerykańskim sądem, albo zginie w
niewiadomych okolicznościach, to nie Edward Snowden jest winny całej aferze, ale winna jest
histeryczna reakcja amerykańskiego rządu, w trzeciorzędnej, w gruncie
rzeczy, sprawie. A może się jednak mylę?
A może ludzie, którzy stoją u steru mojego państwa przewyższają mnie intelektualnie
i wiedzą więcej, co w trawie piszczy? Może jednak nasza przyszłość należy nie
do kraju, który coś materialnego wytwarza, ale do kraju usług, do których
zbieranie informacji się zalicza? Może upadek „Obozu Socjalistycznego” był
błędem miernych „sowieckich “ludzi? Może my Amerykanie zrobimy to dużo lepiej?
Może...? Może..?
Sytuację podobną do dzisiejszej opisał, wiele lat
temu, przed wynalezieniem Internetu,
Julian Tuwim w wierszu jak poniżej:
Na
ratuszu bije druga,
Na
tajniaka tajniak mruga,
Na
widowni i w sznurowni
I
pod dachem i w kotłowni
I
pod sceną i w bufecie,
Na
galerii i w klozecie,
W
kancelarii i w malarni,
W
garderobach i w palarni
I w
dyżurce u strażaka
Mruga
tajniak na tajniaka...
Jan Czekajewski
Columbus, Ohio, USA
Polityczny Śmigus- Dyngus, 2013.
Spojrzenie z USA
Wojny
W ciągu ostatniej
dekady mieliśmy dwie wygrane wojny w Iraku i Afganistanie, które kosztowały
chyba więcej niż amerykański trylion dolarów (polski bilion) , a wynik ich jest
koślawy. Zainstalowany przez nas
marionetkowy rząd w Iraku kuma się z naszym ( i Izraela) wrogiem, Iranem i
lekceważy nasze prośby aby zabronić irańskim samolotom dostarczać broń z Iranu
do Syrii. Na dodatek, wedle dzisiejszego
Finacial Times, nasi jakoby sprzymierzeńcy, bojownicy islamscy w Syrii,
walczący z rządem prezydenta Assada,
zjednoczyli się z terrorystyczna organizacja al-Qaeda w Iraku. Trzeba
być geniuszem na miarę byłego prezydenta Gerge W. Bush’a, który jak nam widowo,
„wyzwolił” Irak, aby zrozumieć tą
sytuacje.
W Afganistanie jest
podobnie, a nasz sojusznik Pakistan, blokuje granice dla wywózki tysięcy
pojazdów wojskowych, których alternatywą jest ich zniszczenie, albo wycofanie
przez byłe republiki sowieckie, za których tranzyt ich nowi, post komunistyczni
władcy każą sobie dobrze płacić. Nasz sojusznik, prezydent Afganistany, Karzai,
tez ma coraz większe aspiracje i ostatnio zabronił ataków przez amerykańskie
samoloty-roboty (drony) na wioski afgańskie. Ze swej strony ma swoją rację, bo
każdy atak zabija więcej niewinnych
ludzi niż terrorystów, co z kolei
powoduje zwiększony nabór do szeregów Talibów.
Dzisiejszy dziennik The New York Times (z 8 kwietnia 2013 r) podaje , że
dziesięcioro maleńkich dzieci i pięć
kobiet zostało zabitych w czasie jednego bombardowania. Karzai także zdaje sobie sprawę, że gdy Amerykanie się wycofają to będzie on skazany
na laskę Talibów, którzy mogą mu darować życie ( w co wątpię) albo go powieszą
na suchej gałęzi. Obawiam się, że Amerykanie nie udzielą mu azylu politycznego,
tak jak nie udzieli azylu przed laty, oddanemu sojusznikowi, Szachowi Iranu.
Pod tym względem Sowieci mieli lepszą metodę instalacji Demokracji Ludowych, bo
ich „demoludy” przetrwały 40 lat, a nasi, demokratyczni „przyjaciele” nie mogą
dociągnąć do lat dziesięciu.
W społeczeństwie
amerykańskim entuzjazm do wojenki już się wypalił, bo jak 10 lat temu 90%
samochodów miało naklejone plastykowe, żółte kokardki z napisem „Popieram
Naszych Żołnierzy”, dzisiaj już ich nie zauważam. Widocznie ludzie maja wątpliwość, czy warto
ginąć za budowę „Demokracji na Bliskim Wschodzie”. No a kto za te wojny zapłacił? Naturalnie
Chińczycy. Nie bezpośrednio, ale pośrednio, kupując amerykańskie obligacje
pożyczkowe. Gdyby kosztami tych wojen obarczyć amerykańskie społeczeństwo to
wojny te nie mogłyby trwać tak długo jak trwają, bez obniżenia stopy życiowej .
Na dodatek należałoby wprowadzić obowiązkowy zaciąg do armii, co by także
obniżyło społeczny entuzjazm do tych wojen.
Nic dziwnego, że Prezydent Obama nie pali się do dalszych wojen,
aczkolwiek skończenie tych dwu zajmuje mu więcej czasu niż obiecywał. Pytanie
się nasuwa, czy Obama jest tym, który decyduje, czy tez za nim kryją się
mocniejsi ludzie lub sfery, w których interesie jest kontynuowanie wojen i
zbrojeń.
Ponieważ w Polsce
bywam rzadko, wiec nie wiele wiem, jakie stanowisko w sprawie tych wojen ma
polski rząd i społeczeństwo. Uprzednio słyszałem, że Polacy mieli nadzieję na
jakieś duże kontrakty olejowe, czy zbrojeniowe od nowego rządu w Iraku z
wdzięczności za wyzwolenie. Wygląda na to, że nadzieje te spaliły na panewce. A
w Afganistanie? Nie wiem, na jakie interesy może liczyć Polska w Afganistanie?
Oczywiście, jako sojusznicy amerykańscy w NATO, może w końcu Polacy zaskarbia
sobie wjazd do „krainy miodem i mlekiem” płynącej na zasadzie bezwizowej.
Niestety, część naszych senatorów jest przeciwna bezdewizowemu napływowi
Polaków, wśród których ukrywają się, jakoby, „terroryści”. Czyżby były nimi religijne fanatyczki w
postaci „moherowych beretów” z PiSu?
Emigracja
Emigracja, albo
imigracja do Stanów Zjednoczonych jest przedmiotem niekończących się sporów
międzypartyjnych. Naszym partiom zależy bardziej na glosach nielegalnych
Meksykanów, niż na dobru kraju. Zaraz po Drugiej Wojnie Światowej, władze
rozumiały, że wojna została wygrana z
powodu siły przemysły i innowacji. Radar, maszyna do łamania szyfrów, Enigma, w
której Polacy mieli swój udział i w końcu bomba atomowa zdecydowały o wygranej.
Dlatego też, zaraz po wojnie przymykano oczy na import specjalistów
niemieckich, którzy pracowali w czasie wojny dla Hitlera. Typowym przykładem
był Dr. Wernher von Brown, wynalazca rakiety V2, który awansował w USA do
stanowiska dyrektora programu kosmicznego, Apollo i był współodpowiedzialny za
wysłanie Amerykanów na księżyc.
Rozumiano wtedy, że gdyby nie wypędzenie albo zamordowanie naukowców
pochodzenia żydowskiego, Hitler miałby własną bombę atomową i wygrałby wojnę. Sukcesy Ameryki w latach powojennych były w
dużej mierze, sukcesami względnymi, z powodu dewastacji przemysłu konkurentów w
Europie i Azji . Przemysł Niemiec,
Japonii i reszty Europy leżał w gruzach.
Sowieci mieli co prawda własne bomby atomowe, ale ich przemysł, poza
wojskowym, był zacofany. Chiny się nie liczyły, jako konkurent. W miarę upływy czasu sytuacja się zmieniła.
Nasi konkurenci odbudowali swoje przemysły, często z nasza pomocą. Sukces uderzył Amerykanom do głowy. Przemysł
finansowy, czyli banki i im pokrewne instytucje finansowe przejęły wiodącą rolę
w kraju. W ich interesie wyeksportowano, zrazu fabryki, a ostatnio nawet
badania naukowe do krajów o niższych kosztach produkcji. W konsekwencji dzisiejszy amerykański
przemysł wytwórczy stanowi jedynie 12% dochodu narodowego a w nim 80%, podobnie
jak w Sowietach, stanowi przemysł wojskowy. Naukowcy i inżynierowie stali się
mniej potrzebni. Potrzebni natomiast są
robotnicy rolni do zbierania sałaty i winogron w Kalifornii a także do opieki
nad starzejącą się ludnością. Kucharze są także wysoko w cenie! Dlatego tez
przez dziesiątki lat przymknięto oczy na napływ nielegalnych, nisko płatnych
robotników z Meksyku. Mamy ich dzisiaj
ponad 11 milionów. Dla pozoru, aby
stworzyć wrażenie, że kontrolujemy nielegalną imigrację, zaczęto robić
trudności wizowe Polakom. Ostatnie dyskusje międzypartyjnej komisji do spraw
imigrantów (tak zwanej komisji JOLT)
stanowią przykład preferencji dla nisko wykwalifikowanych robotników rolnych i
usługowych, nadając im specjalna kategorie „W” ( workers). No a co z naszym
bezrobociem, którego wielkość jest fałszywie oceniana na 7,6 % a w
rzeczywistości jest może 15% lub 20%, jeśli policzymy tych, co są jakoby
chronicznie nie zdolni do pracy albo przestali szukać pracy w swoim zawodzie,
gdyż ich fabryki wyeksportowano do Chin albo Meksyku? Ludzie ci mogliby pracować na roli albo w
niskopłatnych usługach. Niestety taka praca jest poniżej „arystokratycznych”
wymagań większości Amerykanów. Oni wola brać rządowe zasiłki niż kalać się
ciężką pracą. Rząd zdaje sobie z tego sprawę, więc unikając rewolty kontynuuje
politykę imigracji neo- niewolników, dając im wizy „W”, którzy przynajmniej w
pierwszym pokoleniu, ciężką pracą nie będą się brzydzić. Czytając emigracyjny dziennik Nowy Dziennik z środy 3 kwietnia, dowiedziałem się interesującego szczegółu o
biurokracji w sprawie przyznawania tak
zw. Zielonej Karty. Otóż jedna z kilku grup aplikantów jest zarejestrowana pod
numerem IV-A .Są to „pracownicy religijni”. Ich podania rozpatrywane są od ręki.
Natomiast podania członków rodzin obywateli USA, są rozpatrywane, średnio po 10
latach. Jakie dyplomy mają przedstawić
Pracownicy Religijni, aby dostać zielona kartę? Czy odnosi to się wyłącznie do
księży, a jeśli tak to, jakiego wyznania? Czy siostry zakonne się
kwalifikują? Ponadto drażni mnie
pytanie, czy mułłowie mahometańscy tez się do takiej preferencyjnej grupy
zaliczają? Jeślibyśmy mieli armie religijna gotującą się do nowej wojny, to bym
rozumiał zwiększenie zapotrzebowania na kapelanów koniecznych do zagrzewania
ducha przed bitwą i ostatnich namaszczeń po bitwie, ale w armii bezwyznaniowej
i skomputeryzowanej kapelani nie są konieczni. Koalicja senatorów , nazywana
czasami „gangiem ośmiu”, w sprawie wiz dla niewykwalifikowanych robotników,
pomija konieczność ułatwień wizowych dla wysokokwalifikowanych specjalistów.
Wskazuje to, że dobro kraju jest dla nich drugorzędne. Jedynie glosy wyborców,
którzy im zapewnia kontynuację intratnych, politycznych stanowisk, się liczą.
No cóż więcej nadaje się do reportażu na nasz Prima
Aprilis?
Może coś o „wiosnach arabskich”?
Z tymi arabskimi
wiosnami mamy pewien problem. Rewolty
przeciwko satrapom miały się ukazywać na wiosnę, a potem ciągnęły się latem i
zimą. Więc nie zasługują na miano
„wiosny arabskiej”. Czytając prasę amerykańską ma się wrażenie, że rewolty te
uczynią kraje arabskie bardziej demokratyczne ,na nasza modłę, a przez to
łatwiejsze do kontroli. Niestety po obaleniu dyktatorów okazało się, że nie
bardzo jest, z kim rozmawiać. Młodzi ludzie włączyli się do rewolucji licząc na
natychmiastowa poprawę ich bytu, ale okazuje się, że z próżnego trudno nalać.
Kraje te są pozbawione przemysłu i jedynie w niektórych z nich dochody pochodzą
z wydobycia i eksportu ropy naftowej. Ludzie, którzy objęli władze w tych
krajach, głownie fanatyczni Muzułmanie, bynajmniej nie są Ameryce
przyjaźni. Sytuacja jest , jak by to
powiedzieć „rozwojowa”. Czym to się skończy nie wiadomo? Wiadomo jednak , że
Ameryce te globalne interwencje nie wyjdą
na zdrowie. Może ktoś kiedyś
otrzeźwieje i zrozumie, że całego świata się nie da kontrolować? Niektórzy to
samo próbowali nawet niedawno, ale o katastrofie systemu Sowieckiego już się
nie pamięta, albo wygodniej zapomnieć.
Czy wiec w Ameryce
jest tak źle, ze nie może być gorzej? Bynajmniej, ponieważ zagraniczne fundusze
pchają się do nas drzwiami i oknami. Widocznie wszędzie indziej jest jeszcze
gorzej.
Na tym
optymistycznym stwierdzeniu moich czytelników, serdecznie, dyngusowo, olewam.
Jan Czekajewski
janczek@aol.com
Przy okazji tego
reportażu autor zachęca do przeczytania jego książki: „Do Sukcesu Pod Wiatr” ,
wydanej w Polsce , a także w języku angielskim pod tytułem: „Musings of a
Rebellious Emigrant” (www.Amazon.com)
Jan Czekajewski
Nabieranie Amerykanow na cienki drucik
Nabieranie Amerykanów na cienki drucik z przynętą zwaną
QE1,QE2 i QE3
Kiedy poproszono
mnie o napisanie kolejnego artykułu o stanie amerykańskiej ekonomii
powiedziałem, że do dobrego artykułu musze mieć natchnienie. Natchnienie w moim
zrozumieniu to nie jest błogi stan duszy konieczny romantycznym poetom do
napisania poematu, ale wrząca złość, że mnie amerykańskie media i dwupartyjny
rząd uważają za głupola lub pomyleńca.
Otóż dzisiaj takie natchnienie, albo
wkurzenie, miało miejsce, kiedy w The New York Times przeczytałem, że problemem
trapiącym amerykańską ekonomia, jest brak kredytu. Gdyby tylko banki
pofolgowały sznurek, który wiąże ich sakiewkę i pożyczyły ludziom pieniądze, to
nasza ekonomia odbiłaby się od dna i rozkwitła wieloma kolorami tęczy.
Wtedy ludzie,
którzy nie mogą związać końca z końcem, pracując na dwu etatach, nagle zaciągną
kolejną pożyczkę na zakup nowego domu. Mali przedsiębiorcy, którzy nie maja
pomysłu na produkują czegoś wartego sprzedaży
nagle rozwiną reklamę rzeczy wątpliwej wartości , jak promocja jeszcze jednej
kliniki pięknych paznokci ,odchudzania , upiększania albo lepszego poczucia
. Tego rodzaju niefrasobliwa filozofia
łatwych pieniędzy, „drukowanych” na komputerach rządowych pod kryptonimem
QE1,QE2 i ostatnio QE3 ma miejsce
dzisiaj, zaledwie w cztery lata od momentu, kiedy krach nieruchomości
spowodował bankructwo milionów ludzi, których nie było stać na spłatę
pożyczek zaciągniętych ponad ich możliwości spłaty. Ludzie ci często
wyprowadzali się w nieznane, oddając klucze do banku. Powstała nawet nowa nazwa
na listy takich desperatów adresowane do banków. Listy takie z zawartymi w nich
kluczami od opuszczonych domów nazywano, „pobrzękującymi”.
Jeśli tak dalej
pójdzie, to kraj nasz stanie się krajem czyścicieli butów, w którym będziemy
sobie wzajemnie polerować buty, aczkolwiek ze wzrostem popularności tenisówek
przyszłość tego zawodu stoi także pod znakiem zapytania.
Aby tego było za
mało, kolejną inspiracją był dla mnie artykuł w miesięczniku „Foreign Afers”
(Polityka Zagraniczna) „wybitnego” profesora
Steven N. Kaplan z Uniwersytetu w
Chicago. Tytuł tego artykułu jest „The Real Story Behind Executive Pay”
(Prawdziwa Opowieść o Wynagrodzeniu Dyrektorów).
Prof. Kaplan, który
poza biznesem wykłada także przedsiębiorczość i finanse, uzasadnia, że nasze
uprzedzenia do bankierów nie maja podstaw, gdyż wynagrodzenia dyrektorów
wielkich, międzynarodowych przedsiębiorstw nie są wcale dużo mniejsze.
Kulminacją mojej twórczej dziennikarskiej pasji było Profesora Kaplana
uzasadnienie, że zmniejszenie wynagrodzenia bankierów spowoduje odpływ
talentów? A gdzie te „wybitne” talenty miały by odpłynąć? Czy do Europy, w
której te talenty narobiły szkody porównywalne, albo nawet większe, niż w US ?
A może do Singapuru, lub Hong-Kongu? Tam
już maja własnych utalentowanych bankierów z chińskim rodowodem. Po zatem w
Singapurze klimat jest gorący i wilgotny i wypluwanie gumy do żucia na chodnik
jest karane, nie mówiąc już o narkotykach i marihuanie. Wyraźnie Prof. Steven
Kaplan napisał ten artykuł na zlecenie jego mocodawców, bankierów, którzy
finansują jego pseudo naukowe artykuły, licząc na ogłupienie opinii
czytelników, jakoby poważnego, liczącego się czasopisma. Nawiasem mówiąc w tymże numerze, Foreign
Affairs, Maj/Czerwiec 1913, wiodący artykuł stanowi wywiad z polskim ministrem
spraw zagranicznych, Radkiem Sikorskim pod tytułem: „The Polish Model. A
Conversation with Radek Sikorski”. W tym miejscu artykułu tego nie będę dyskutować,
jako że żyjąc od 40 lat w US, nie mogę zabierać głosu na temat polskiej
polityki zagranicznej.
Dlaczego wiec
amerykańskie banki nie dają pieniędzy przedsiębiorstwom, które produkują rzeczy
potrzebne i nieodzowne? Może, dlatego że te przedsiębiorstwa już od dawna
wyprowadziły się do Chin i innych krajów, gwarantujących im większe zyski.
Ostatnio w prasie amerykańskiej czytamy alarmujące wypowiedzi ze sfer rządowych
i wojskowych, że Chińczycy u nas szpiegują. Obawiam się, że korzyści dla Chin z
ich szpiegowania, są coraz mniejsze, jako że coraz mniej mamy wartościowych
rzeczy do wykradzenia. Wielkie firmy takie jak General Electric, General
Motors, Motorola, Apple itp. Zupełnie legalnie przekazują amerykańską
technologię do ich chińskich fabryk. W fabrykach tych setki tysięcy Chińczyków
uczy się używać i kopiować amerykańską technologię. Kilkaset tysięcy studentów
z Chin studiuje nauki ścisłe, inżynierię, fizykę i matematykę na amerykańskich
uniwersytetach. Tylko w roku 2013 , 200,000 nowych studentów zaczęło studiować
w US. Ludzie ci, po ukończeniu studiów, mają trudności z uzyskaniem wizy
pobytowej w US i wracają do Chin, gdzie są wykorzystywani, jako nasi
konkurenci.
Bez studiujących
Chińczyków, wydziały, inżynierii, matematyki i fizyki na uniwersytetach
amerykańskich musiałyby się zamknąć w 80%. Chińczycy także zaczynają przejmować
wiodącą role, jako uniwersyteccy profesorowie i badacze w dziedzinach nauk
ścisłych.
A co studiują
młodzi, zdolni Amerykanie? Oni studiują
administrację biznesu, medycynę lub prawo.
A co robią mniej zdolni, albo bardziej ubodzy? Oni studiują „nauki” o
dyskryminacji mniejszości rasowych lub kobiet o innej orientacji
seksualnej. Po takich studiach
absolwenci znajdują pracę, jako taksówkarze, są kelnerami i ścinają trawniki.
Ci najszczęśliwsi budują drewniane domy, kupowane przez ubogich Amerykanów, za
pożyczki, których nie są w stanie spłacić. Czy mogłoby być inaczej? A no
mogłoby być tak jak jest w Niemczech, gdzie około 50% uczniów szkol średnich
uczy się w szkołach zawodowych. Szkoły te przygotowują wykwalifikowanych
pracowników dla niemieckiego przemysłu wytwórczego. Ten przemysł stanowi o
zdrowiu gospodarki niemieckiej. Niemcy są jedynym krajem w Europie, który ma
dodatni bilans handlowy. US ma deficyt w handlu zagranicznym, każdego roku,
począwszy od roku 1984. W US, tylko 0.3% uczniów szkol średnich uczy się w
„zawodówkach”. W interesującym artykule,
Edward’a Luce w brytyjskim dzienniku, Financial Times , z 15 kwietnia 2013r. pod
tytułem: „Why the US is looking to Germany for answers” ( Dlaczego US szuka odpowiedzi u Niemców) pisze, że niemiecka firma Siemens,
która ostatnio zbudowała fabrykę w North Carolina (US) miała zapotrzebowanie na
50 pracowników. Zgłosiło się 2,000, ale tylko 10% przeszło przez podstawowy test
kwalifikacyjny. Wniosek jest jasny, nasi młodzi ludzi studiują za, zwykle
pożyczone, pieniądze, tematy, na które nie ma zapotrzebowania, wynagrodzenia
ani pracy.
Czasami sobie myślę, ze istnieje podobieństwo
miedzy „szlachecką” mentalnością większości Polaków i dzisiejszych młodych
Amerykanów. Piszę „dzisiejszych”, gdyż kiedyś, lat temu 50, w Ameryce tego nie
było. Znam takich inżynierów -wynalazców, dzisiaj już na emeryturze, którzy
nigdy na uniwersytet nie uczęszczali i są inżynierami bez dyplomu. Zawodu nauczyli się w pracy. Niektórzy
zostali nawet milionerami i założyli własne firmy. W XIX wieku, zubożała polska
szlachta zamiast zająć się praktycznym zajęciem, stworzyła klasę gryzipiórków.
Dzisiejsi młodzi Amerykanie nie garną się do zajęć technicznych, które uważają
za podrzędne. Potrzeba będzie pokolenie
ich powszechnego bezrobocia, aby zmienić tą mentalność.
O podobnych
problemach w Polsce, napisałem we własnych wspomnieniach, które się ukazały się
ostatnio drukiem pod tytułem: „ Musings of rebellious emigrant”. Ja, na
szczęście, od dziecka lubiłem „majsterkować”. Nawet doktorat otrzymałem „psim
swędem” w Szwecji, nie na podstawie głębokich studiów, ale za całokształt mej
wynalazczej pracy w dziedzinie przyrządów naukowych. Obawiam się, że w Polsce
nie byłoby to możliwe.
Jan Czekajewski
Kto tu (w Ameryce) rządzi?
Przypomniał mi się
stary, wyświechtany dowcip, kiedy zahukany mąż, dominującej go, despotycznej
małżonki, w pewnym memencie zebrał się na odwagę i zapytał, „Kto tu, w tym
domu, rządzi?„ Moment później, kiedy
małżonka zmierzyła go groźnym wzrokiem, dodał: „A czy wolno się zapytać?”
W tym wypadku,
jestem ja, potulny obywatel amerykański, pomny potęgi mego państwa, popartej
przez przynajmniej milionem tajnych agentów różnych służb bezpieczeństwa, nie
mówiąc już o „dronach”, czyli latających robotach, które na razie ubijają
innowierców, ale po łatwym przeprogramowaniu, mogą namierzyć takich jak ja,
czyli tych, którzy zadają kłopotliwe pytania w rodzaju, A kto tu właściwie
rządzi? Nie omieszkam dodać, że to pytanie trapi mnie od dawna i mam
wątpliwości, czy nasi potentaci w administracji, w wojsku, w bankach i
przemyśle, znają na nie odpowiedź. Być może, że tak jak ja, boją się wyrazić
swe wątpliwości otwarcie. A przecież ich zadaniem jest znać i wiedzieć! Oczy
całego świata, nie mówiąc o wyborcach, są na nich skupione i nie mogą
publicznie okazać zbła wątpliwości. Czasami prawda o ich ignorancji wychodzi na
wierzch, ale zwykle po wielu latach, a w międzyczasie mój kraj wydaje wojny,
które nie były konieczne i które
kosztowały setki tysięcy, jeśli nie miliony ludzkich ofiar. Tak było z wojną w
Wietnamie, a ostatnio w Iraku, Afganistanie i Libii. Właśnie czytam w The New
York Times, że prezydent W.G. Bush przed wysłaniem wojska do Iraku, pytał się
wszystkich swych doradców, z wojska, wywiadu i dyplomacji, zgromadzonych w tak
zwanym „ Pokoju Sytuacyjnym”, czy popierają jego decyzję, wysłania wojska do
Iraku w celu obalenia Saddama Husseina? Wtedy nikt nie był przeciwny. Teraz,
ponad 10 lat później, pojawiają się głosy, że wojna w Iraku była błędem.
Niektórzy jej architekci, jak vice minister obrony Paul Wolfowitz i teoretyk
„amerykańskiej potęgi”, Richard Perle, zniknęli z areny politycznej i od jakiegoś
czasu nie widzę ich artykułów, ani telewizyjnych wywiadów. Widocznie wcześniej
niż inni, zorientowali się, że ich buńczutne wypowiedzi i konieczności
wprowadzenia demokracji na Bliskich Wschodzie, nie znajdują potwierdzenia w
rozwoju sytuacji i jak szczury z tonącego okrętu , wycofali się z życia
publicznego i znaleźli intratną przystań w Truście Mózgów zwanym , „American
Enterprise Institute”. Na przegranym
polu walki zostali jedynie architekci siłowego rozwiązania problemów
„Demokracji na Bliskim Wschodzie” za pomocą bombardowania, Dick Cheney,
pełniący funkcję wice prezydenta i Donald Rumsfeld, ministra obrony, no i
oczywiście, sam były prezydent W.G. Bush. Ci „pogrobowcy” w swych wypowiedziach
i pamiętnikach, utrzymują, że gdyby dzisiaj znaleźli się w podobnej sytuacji,
zrobili by to samo. Niepokojące jest, że ci trzej ludzie o błędnym zrozumieniu
politycznej, etnicznej i religijnej rzeczywistości na Bliskim Wschodzie mogli w
imieniu całego kraju podejmować tak ważne decyzje, których konsekwencje
obarczają nas wszystkich dzisiaj. Czy, za nimi stały inne grupy interesów, jak
na przykład przemysł wojskowy i naftowy tego się nie dowiemy. Oczywiście teraz,
kiedy już jest wolno mówić o przegranej wojnie w Iraku, nikt z tych, co
zawinili, kłamiąc w żywe oczy, że Saddam Hussein ma „Bron Masowej Zagłady”, nie
zostali pociągnięci do odpowiedzialności.
Pozostaje sprawa wpływu Izraela na nasza politykę bliskowschodnią, który
to wpływ, być może był inspiracją do ataku na Irak. Teraz jednak, kiedy po
obaleniu dyktatorów na Bliskim Wschodzie, górę zaczęli brać mahometańscy
ekstremiści, może dla bezpieczeństwa Izraela starzy wrogowie byli
bezpieczniejsi, niż nieokiełzani fanatycy biorący górę w Syrii, Libii, Iraku,
Tunezji i Egipcie. Na Amerykanów coraz
mniej można liczyć, gdyż nasze zainteresowania przesunęły się z Bliskiego na
Daleki Wschód. A może Polacy...?
Prezydent Obama
nagle znalazł przyjaciela, który go wyciągnął z tarapatów w Syrii, jako że nasi
sprzymierzeńcy, Francja i Anglia, nie mówiąc o Izraelu pchali go do wojny z
Assadem w Syrii, gdzie jakoby „dmokratyczni” rebelianci mieli wprowadzić
następną, jeśli nie wiosnę to jesień wśród Alawitów i Chrześcijan. Już, już Obama miał nacisnąć guzik z
rakietami Tomahawk, gdy z przyjazną pomocą pospieszył mu nie, kto inny, ale
rosyjski prezydent Putin. To on namówił Assada, by pozbył się broni chemicznej,
która i tak do niczego się nie nadaje i przez to Assad z mordercy dzieci,
których jakoby zagazował, zamienił się na bardziej nam przyjaznego nam satrapę.
Z pomocą przyszła Obamie, także jego doradczyni do spraw bezpieczeństwa, Susan
E. Rice, która jakoby dotychczas była specjalistką od spraw afrykańskich, a
teraz skierowała swą i Prezydenta uwagę na Daleki Wschód jako, że z „Bliskim
Wschodem” nikt jeszcze nie wygrał. Wynika z tego, że w mrocznej otchłani
amerykańskiej polityki zagranicznej, zabłysnęło światełko zdrowszego
rozumu. Po wielu latach końcu zrozumiano
rzeczy, które były oczywiste od samego początku. Ma nadzieję, że Obama nie wyda
wojnę Chinom w obronie Wietnamu czy Japonii, które to kraje spierają się z
Chinami o jakieś wystające z wody skały, wokół których, być może, znajduje się
ropa naftowa.
A co z tym
przebrzydłym Snowdenem, który zbezcześcił dobre imię naszego elektronicznego
ucha?
Właśnie Putin dal
mu azyl i wybawił naszego Prezydenta z kłopotów, jakie nasze agencje
wywiadowcze by mu sprawiły, sprowadzając Snowdena do US, gdyż ani go ubić, ani
sądzić nie byłoby można, bez sprowokowania dużej społecznej poruty. Ludzie na
ulicy się ostatnio wycwanili i pytają się ciągle co to takiego groźnego Snowden
zrobił? Czyli znaczy się, że Obama
winien być Putinowi wdzięczny podwójnie, raz za Syrię, a drugi raz za Snowdena.
Prasa, która zwykle w przeszłości szła na sznurku zaleceń z Białego Domu, tym
razem się buntuje. Od jakiegoś czasu The New York Times, prawie codziennie,
drukuje nowe wiadomości o wybrykach naszej super organizacji „Wielkiego Ucha”
zwanej Agencją Narodowego Bezpieczeństwa, która wypełnia sobie czas nagrywaniem
rozmów z telefonu komórkowego Pani Merkel.
Na naszym południowym podwórku, małemu i słabemu krajowi Ameryki
Łacińskiej, Boliwii, przypomniano, że jest tylko mało znaczącym pionkiem winnym
posłuszeństwa amerykańskiemu mocodawcy. Boliwii wasalską pozycję podkreślono,
kiedy samolot ich prezydenta Evo Morales zmuszono
do lądowania we Wiedniu. Powodem było podejrzenie, że na jego pokładzie może
znajdować się Edward Snowden. Snowdena w samolocie nie znaleziono i nasi
europejscy sojusznicy jak i nasze
amerykańskie wywiady zbudziły się z ręką w nocniku. Nie dałbym głowy, ale
możliwe, że pomysł ze Snowdenem na pokładzie samolotu prezydenta Boliwii,
podrzucił Amerykanom wywiad rosyjski. Śmiechu było chyba w Moskwie, co nie
miara, kiedy Amerykanie dali się na ten prosty dowcip nabrać. Ciekaw jestem czy
śmiał się także Prezydent Obama, kiedy mu powiedziano, że cała Ameryka Łacińska
się buntuje, z powodu pogwałcenia neutralności Boliwii, a prezydent Brazylii,
Dilma Rousseff, zarządził budowę własnego, niezależnego od US Internetu.
Natomiast nasi
„zaufani” partnerzy w Europie z powodu ujawnienia podsłuchów zawieszają rozmowy
o wspólnym rynku z US, który byłby bardzo korzystny dla US. W sumie coraz
wyraźniej widać, że korzyści z podsłuchów, wyglądają jak celny strzał we własną
stopę.
Prezydent Obama
widocznie pod wpływem wpływowych doradców, niepotrzebnie rozdmuchał sprawę
Snowdena i teraz ma poważne kłopoty, jak się z tej sytuacji wykaraskać.
Cokolwiek zrobi to mu zaszkodzi. Oczywiście mógłby przyznać, że Snowden zwrócił uwagę społeczeństwa amerykańskiego,
że nasz, rozdmuchany wywiad, nie wiele ma do czynienia z terroryzmem, ale wtedy musiałby chyba prosić Putina o
azyl, gdyż atmosfera w Washingtonie,
mogłaby być dla jego zdrowia szkodliwa.
Ja tu gadu, gadu a
czytelnicy niecierpliwie się pytają, a kto tu (w Ameryce) rządzi? Ano, chyba
nikt. A może moje pytanie jest zbyt ambitne? Jedno jest wiadomo, że jak na
razie, osoba, która stoi na czele tego kraju, czyli Prezydent Obama, może wydać
wojnę z błahego powodu, ale nie jest wstanie jej skończyć. Patrzcie Państwo na
Afganistan. No a co z finansami i z czego żyjemy. Żyjemy z długów, czyli z „drukowania” pieniędzy. Nasza najpotężniejszą
bronią jest dolar, jako tak zwana waluta rezerwowa, którą naiwni kupują i się z
jej zasobów cieszą. Jak długo to potrwa? Nie wiadomo. Może bańka mydlana
naszego, wysokiego standardu życiowego, pęknie jutro, a może za lat dziesięć?
Optymistyczną nadzieją jest, że tego mementu nie dożyję. Gorzej będą mieli
młodsi ode mnie, którzy wtedy posmakują „odżywczą” zupę zwaną, „wodzianką”,
jaką moi rodzice próbowali zaspokoić mój i swój głód w czasie wojny, rzucając
skórki zeschłego chleba na gorącą wodę w której okazyjnie pływały skwarki
słoniny.
A skąd ja taki
mądry? Ano z wieloletniego doświadczenia w PRL-u i w USA, z ówczesnymi
organizacjami szpiegowskimi po obu stronach żelaznej kurtyny. Ku mojemu
zdumieniu, 50 lat po niewczasie, z dokumentów tajnych służb w PRL-u, teraz
dostępnych z IPN, dowiaduję się, że byłem wtedy podejrzany przez komunistyczny
kontrwywiad, że jestem agentem brytyjskim, a kilka lat później, już w US, brano
mnie za
sowieckiego „szpiona” wysokiej technologii. I komu tu wierzyć, jeśli sam
o swej szpiegowskiej działalności nie wiedziałem? Jeśli ktoś z szanownych
czytelników jest zainteresowany mymi „szpiegowskimi” wspomnieniami to zachęcam
do przeczytania mej książki pod tytułem „ Do Sukcesu Pod Wiatr”, dostępnej na
Amazon.com, albo od autora tego artykułu.
Dr.inz. Jan Czekajewski
Kiedy wybuchnie III Wojna Światowa?
W zeszłym roku
pisałem z okazji 100 letniej rocznicy wybuchu Pierwszej Wojny Światowej, że
względny spokój jaki doświadczyliśmy przez ostatnie 70 lat był spowodowany równowagą w posiadaniu broni jądrowej między dwoma potęgami USA i
ZSSR. 20 lat temu, w momencie, kiedy
rozpadał się ZSSR, nikt nie brał pod uwagę trzeciego partnera, jakim dzisiaj
stały się Chiny. Siedemnastego maja,
2015 roku, poczytny dziennik, The New York Times pisze na pierwszej stronie, że
Chiny modyfikują swe rakiety balistyczne, zastępując ładunek z jedną bombą wodorową przez trzy
takie. Tego rodzaju technologia zwana rakietami balistycznymi z wielokrotnymi
celami, była od lat znana w USA i w ZSSR. Chińczycy wiedzieli jak to robić, ale
aby nie drażnić Amerykanów, nie wprowadzali jej do praktyki. Nagle Chińska
taktyka i praktyka dyplomatyczna się zmieniła. Widocznym jest, że aktualny President
Xi-Jinping nagle zmienił politykę.
O co wiec chodzi? Rakieta z trzema bombami jądrowymi jest zdolna do
kompletnego zniweczenie trzech amerykańskich miast. Kiedy prezydent Nixon
rozmawiał z Mao-Tse- Tung iem w roku 1972 gospodarka Chiny była zdewastowana przez tak zwaną Rewolucję
Kulturalną. Równocześnie Chiny były w
konflikcie zbrojnym o granicę z ZSSR na syberyjskiej rzece Ussuri . W tamtym czasie Chiny nie stanowiły
niebezpieczeństwa dla US, natomiast ZSSR był naszym głównym wrogiem. Od momentu spotkania Nixon-Mao Tse -Tung, US
pofolgowało restrykcje w handlu z Chinami i w miarę czasu zaczęto sprzedawać
Chinom nie tylko produkty, ale i technologie do ich wytwarzania. Dzisiaj po 43 latach symbiozy amerykańsko-
chińskiej, w amerykańskich, a także europejskich sklepach większość towarów ma
chińskie pochodzenie ( Made in China). W
sumie w ciągu 43 lat, Chiny z Kopciuszka ekonomicznego stały się drugą, a może
i pierwszą potęga ekonomiczną na
świecie, w dużej mierze z pomocą
amerykańską i jego sojuszników. Czyżby rząd amerykański nie zdawał sobie sprawy
, że dewastując własny przemysł stwarza wiele problemów społecznych i
strategicznych w samych Stanach Zjednoczonych?
Może tak, a może nie, jakby powiedział Lech Wałęsa.
Są dwie teorie albo
i trzy , które odpowiadają na to pytanie.
Trudno jest decydować, która z tych teorii jest dominująca a może
wszystkie działają wspólnie.
Teoria amerykańskiej malejącej wydajności i globalizacja
Druga wojna
światowa spowodowała zniszczenie ekonomii krajów, które mogły by być
ekonomicznie konkurencyjne w stosunku do USA. Takimi krajami były przede
wszystkim Niemcy i Japonia, a także Anglia i Francja. Powojenna wysoka pozycja
dolara w stosunku do walut europejskich gwarantowała tanie inwestycje w Europie
i przejmowanie firm europejskich przez kapitał amerykański. W miarę upływu czasu kraje Europy Zachodniej
odbudowały swoją ekonomię i zmieniła się proporcja dolara do marki niemieckiej,
a późnij do Euro. Dolar zaczął tracić na wartości szczególnie, kiedy Nixon w
roku 1971 skasował wymienialność dolara na złoto, ale ten manewr dał rządowi amerykańskiemu możliwość drukowania
pieniędzy bez jakiejkolwiek żenady. Od tamtego momentu, praktykę tą stosowały
kolejne rządy amerykańskie, a szczególnie ostatni rząd prezydenta Obamy.
Drukowanie pieniędzy bez powodowania inflacji jest to sztuka, jaką chyba
wymyślili Amerykanie przez mianowanie dolara na stanowisko „Waluty Rezerwowej”,
która nie wchodzi do obiegu, gdyż nabywca jej (inwestor) trzyma ją na koncie
bankowym i nie puszcza w cyrkulację na rynku materiałów i usług. Takim nabywcą
amerykańskich obligacji pożyczkowych, drukowanych w oparciu o „świeże
powietrze”, były do niedawna Chiny, Japonia i inne banki centralne. Jak każda metoda, tak i metoda oparta na
dolarze jako walucie rezerwowej ma swe wady i zalety. Wadą jest, że od niedawna sytuacja zaczęła
się zmieniać i Chiny szukają innych alternatyw. Inne kraje w Azji, a
szczególnie w Chinach zaczęły produkować produkty o niższej cenie i
porównywalnej jakości. Amerykanie zaczęli tracić pracę. Rząd amerykański, aby zapobiec niepokoju zaczął rozszerzać programy socjalne
wśród ludzi ubogich. Programy takie zamiast uspakajać , czasami mają odwrotny
skutek. Wśród rosnącej klasy bezrobotnych młodych ludzi, brak zajęcia powoduje
frustrację która przejawia się w rozboju, grabieży i dewastacji osiedli w
których żyją. Od wielu lat mieliśmy doświadczenia z takimi „rewolucjami” w Los
Angeles, Chicago, Ferguson i innych miastach. Okazuje się, że zwiększenie
pomocy socjalnej a także zwiększenie policji i więzień nie rozwiązuje
sytuacji. Natomiast zmniejszenie pomocy
socjalnej na pewno spowoduje fale agresywnych protestów, wiec jedynym wyjściem
jest drukowanie dolarów tak długo jak to jest możliwe i modlenie się, aby
kryzys, a raczej rewolucja, jaka nam z tego powodu grozi przyjdzie po naszej
śmierci.
Wojna jako alternatywa
Oczywiście każdy
rząd ma trzecią możliwość uspokojenia społecznej frustracji, jest nią wojna.
Metoda ta stosowana od wieków odwraca uwagę społeczeństwa od rzeczywistych,
trudnych do rozwiązania problemów, wysyłając miliony ludzi na pewną śmierć z
rąk rzeczywistego albo wymyślonego wroga.
Po takiej wojnie istnieje proces radosnej odbudowy i społecznego
zadowolenia. Wynalazek broni jądrowej
skomplikował ten proces, jako że po winie jądrowej dewastacja będzie tak
dokładna, że będzie brakować ludzi, koniecznych dla odbudowy. Ci militaryści,
którzy rozważają możliwość wojny, jako narzędzia rozwiązania wewnętrznych i
zewnętrznych konfliktów, zakładają, że straszak wzajemnego, kompletnego
zniszczenia jest tak przerażający, że nikt nie odważy się na użycie broni
jądrowej. Aby mieli rację, gdyż ich
pomyłka będzie oznaczać koniec cywilizacji, jaką znamy.
Teoria naszej intelektualnej wyższości
Od jakiegoś czasu w
US działa grupa ludzi, którym się wydaje, że są przez fakt zamieszkania w Stanach Zjednoczonych , lepsi od innych
ludzi na świecie. Nie należą do żadnej politycznej partii, gdyż wśród nich są
ludzie o różnych politycznych afiliacjach. Nazywamy ich Neokonami
(Neocons) albo Nowymi
Konserwatystami. Tego rodzaju idee w
przeszłości otumaniły jeden z najbardziej oświeconych narodów w Europie, Niemcy
i doprowadziły do drugiej wojny światowej. Wyznawcy tych nacjonalistycznych
idei znaleźli posłuch Prezydenta George
Busha i doprowadziły do dwu przegranych wojen w Iraku i
Afganistanie. Nowi Konserwatyści (Neocons) przekonali Amerykanów, że my jako naród wybrany przez Historię i Boga może, a nawet
powinien, kontrolować świat . Nikt z
Neokonów nie brał poważnie stwierdzenie, że światem będą kierowali wszyscy
Amerykanie, gdyż będzie to wybrana grupa wybitnie oświeconych intelektualistów,
czyli oni sami, Neo- Konserwatyści.
Narzuca się porównanie między teoriami sowieckimi z Przewodnią Rolą
Partii Komunistycznej i pomysłami amerykańskich
Neo-Konserwatystów. W myśl ich nowej amerykańskiej teorii większość
produkcji będzie wykonywana w krajach o niskich kosztach produkcji np. Chinach
a większość zarobków będzie wracać do Stanów Zjednoczonych poprzez genialnie
skonstruowany system finansowy. Miejsca
pracy w przemyśle zostaną zastąpione miejscami pracy w usługach, których z
różnych powodów nie da się eksportować.
Ujemny bilans handlowy będzie kompensowany przez druk pieniędzy, czyli
Obligacji Pożyczkowych. Wybuchy niezadowolenia wśród bezrobotnych będą tłumione
przez rozbudowaną służbę bezpieczeństwa z jedoczesnym, w miarę potrzeby,
wzrostu świadczeń socjalnych dla bezrobotnych. W tym względzie Neokoni są
zgodni z frakcją liberalna w Partii Demokratycznej. Dla możliwości drukowania pieniędzy i dla
pokrycia świadczeń socjalnych i policyjnych, włączając w to armię ważnym jest
utrzymanie dominującej roli dolara, jako waluty rezerwowej. Rozbudowa sil
zbrojnych jest także do tego przydatna. Kraje, które chcą się wyrwać z
amerykańskiego systemu waluty rezerwowej, szczególnie kraje produkujące ropę
naftową, muszą się liczy z poważnymi konsekwencjami. Z tego też powodu Stany Zjednoczone utrzymują
bazy wojskowe w ponad 100 krajach i mają najwyższy budżet wojskowy na świecie.
A jaka rolę odgrywa dzisiaj Ukraina?
Ukraina jest
peryferyjnym krajem z peryferyjnym konfliktem miedzy dwoma szczepami, których
dzieli język ale łączy wspólny alfabet ( Cyrylica) . Ukraińcy jak i Polacy nie
zdają sobie sprawy. że są pionkami w zmaganiach dwóch poważnych konkurentów do
dominacji nad światem. Są nimi US i Chiny. Rosja jest drugorzędnym partnerem w
tym przetargu, z tym, że ostatnio NATO i US na skutek błędnej polityki w
drugorzędnym konflikcie na Ukrainie
popchnęły Rosję w ramiona Chin. Tu i ówdzie pojawiają się komentarze realistów
w prasie amerykańskiej, że wiodąca rola US w polityce i gospodarce światowej ma
się ku końcowi i że z biegiem czasu przejmą ją Chiny. W między czasie pierwsze
oznaki Chińskiej ekspansji mają miejsce na arenie ekonomicznej. Dowodem na to jest stworzenie konkurencji do
Banku Światowego dominowanego przez US w postaci związku państw pod nazwą BRIC
( Brazylia, Rosja, Indie i Chiny). Jego
założeniem jest wzajemny handel oparty na własnych walutach z pominięciem
dolara, jako pośrednika. Na dodatek w ostatnich tygodniach Chińczycy
zaproponowali nowy bank pod nazwą, Azjatycki Bank dla Inwestycji w
Infrastrukturze (AIIB). Oczywiście nie
spodobało się to rządowi amerykańskiemu, który chce utrzymać monopol w
decydowaniu o światowych finansach. Na
dodatek, wbrew naszemu sprzeciwu, nasi sojusznicy poczynając od Wielkiej
Brytanii, Niemiec, Francji, Włoch, Australii i Korei Południowej
entuzjastycznie zgłosili chęć przyłączenia się do chińskiej inicjatywy. W sumie
57 krajów poparło Chiński projekt. To z
pewnością niepokoi rząd US, któremu wymyka się kontrola nie tylko nad naszymi
przeciwnikami, ale także nad naszymi sojusznikami.
Chiny inwestują też w wielkie przedsięwzięcia w Ameryce
Południowej m.in. planując konkurencyjny w stosunku do Kanału Panamskiego kanał
przez Nikarague oraz są bardzo aktywne w Afryce budując tam linie kolejowe do
wywozu surowców potrzebnych chińskiej gospodarce.
Bardziej kontrawersyjna, z wojskowego punktu
widzenia jest budowa pasów startowych dla chińskich samolotów wojskowych na
rafach koralowych na Morzu Chińskim w pobliżu Filipin, Malezji i Wietnamu. Nasi sojusznicy wokół Morza Chińskiego mają
jednak rozdwojenie jaźni. Z jednej strony irytuje ich ingerencja Chin na ich
wodach terytorialnych z drugiej strony Chiny, a nie US są ich najważniejszym
partnerem handlowym. Aby było
śmieszniej, wedle ostatnich wiadomości w Financial Times, 12 czerwca 2015 roku,
Chiny zaoferowała międzynarodowemu kapitałowi, także amerykańskiemu, możliwość
inwestycji w chińskiej inicjatywie budowy sztucznych wysp, portów i lotnisk na
Morzu Chińskim. Ciekaw jestem, kto się
da nabrać na taką ryzykowną propozycję i jak rząd US zareaguje, jeśli firma
chińska zajmująca się budową tych wysp, zarejestruje swe akcje na Wall Street?
Trudno sobie jednak wyobrazić, że US z olbrzymią potęgą militarną
przekraczającą wielokrotnie armie Chin i Rosji odda klucze do światowego
skarbca bez oporu.
Rola Polski, jako Przedmurza Demokracji (kiedyś
Chrześcijaństwa)
Wojna z Chinami i jej sojusznikiem Rosją,
jeśli taka zaistnieje, może spowodować użycie taktycznych pocisków jądrowych i
nie zdziwiłbym się, że mogą ich użyć, jako pierwsi przyparci do muru Rosjanie,
i to nie na Dalekim Wschodzie ale w Europie, w Polsce lub Ukrainie. To, czego bał się pułkownik Kukliński może
się zdarzyć jutro w nieco zmodyfikowanej formie. To nie Amerykanie w obronie
przed wielką armią pancerną ZSSR będą bombardować bombami atomowymi Polskę, ale
Rosjanie przyparci do muru atakowani przez siły NATO mogą się zdecydować na
taki desperacki krok. Kiedyś znalazłem się w podobnej sytuacji, kiedy
przypadkiem natknąłem się na jadowitego węża- grzechotnika, który gotował się
do skoku, aby zadać jadowite ukąszenie.
Nie podjąłem wtedy wezwania, aby go zabić. Ryzyko ukąszenia nie było warte świeczki.
Wycofałem się ostrożnie z niebezpiecznej sytuacji zostawiając węża w spokoju.
Mam nadzieję, że nasi, amerykańscy stratedzy, wiedzą coś o reakcji drapieżnika
zagonionego w „kozi róg”.
Jak na razie US,
które sromotnie przegrało” kolorowe wojny” na Bliskim Wschodzie i w
Afganistanie, szuka przeciwnika, który by walczył na podobnych zasadach jak
armia US. Problem jest taki, że nasi bieżący wrogowie nie maja mundurów,
czołgów i samolotów. Na dodatek nie maja nawet butów, tylko sandały. Posługują
się minami zrobionymi z nawozów sztucznych i trudno ich odróżnić od masy innych
wieśniaków. Przypuszczam, że na naradach
w Pentagonie rozważa się propozycję, aby ubrać naszych wojaków w sandały firmy
Nike, najlepiej takie z błyskające światełkami, jakie noszą nasze dzieci, po
których łatwiej będzie rozpoznać w nocy, kto nasz przyjaciel, a kto wróg. Co innego z Ruskimi. Oni, tak jak my, maja
wszystko podobne do uzbrojenia amerykańskiego tylko, że podobno gorszej,
jakości i w złym kolorze. Z takimi łatwiej walczyć, szczególnie, że w pobliżu
mamy zawziętych Ukraińców spod szlachetnego znaku Bandery i Polaków, którzy
chcieliby Ruskim przyłożyć. Wystarczy ich trochę podbechtać i już są gotowi
umierać za „demokratyczną” Ukrainę. Może jednak przesadziłem z tymi przeciętnymi
Ukraińcami, którzy wedle ostatnich wiadomości wieją za granice do Polski,
Niemiec lub do Rosji unikając poboru do
wojska i mają poważne wątpliwości, co do sensu kolorowej rewolucji na Majdanie. Polacy się natomiast zbroją i ćwiczą na
wypadek gdyby, NATO się przestraszyło i nie pomogło. Nawet ostatnio w Polskim
Sejmie, część posłów ubrało się w mundury polowe, a niektórzy z polskich
„doradców” sugerują uzbrojenie Polski w broń jardową, aby nią postraszyć
Putina. Jeśli te pogłoski o polskiej
bombie atomowej są prawdziwe , to może nie Platforma Obywatelska lub PiS winni
rządzić Polską, ale ZPSPT czyli Zespól
Psychiatrów ze Szpitala Psychiatrycznego w Tworkach. W międzyczasie, z dnia na dzień, Duch
Napoleona i pamięć zwycięstw pod Somosierrą rośnie w polskich sercach.
Hej, kto Polak, na bagnety!
Żyj, swobodo, Polsko, żyj!
Takim hasłem cnej podniety
Trąbo nasza wrogom grzmij!
Żyj, swobodo, Polsko, żyj!
Takim hasłem cnej podniety
Trąbo nasza wrogom grzmij!
Jan Czekajewski
Columbus, Ohio, USA
Idzie na
lepsze…czyżby?
Od
jakiegoś czasu zacząłem zauważać, ze moje artykuły wyraźnie się poprawiają ,
jak jestem literacko mówiąc,
podenerwowany. Dzisiaj, powodów do zdenerwowania mam dwa. Jednym z nich, bliższy memu sercu, a właściwie memu
systemowi trawiennemu, jest zapchana
toaleta, a właściwie, po staropolsku, polsku wychodek w mojej kabinie na statku
Seaborn Legend. Statkiem tym podróżuję,
za drogie pieniądze, po Wyspach Dziewiczych na Karaibach. Natomiast drugi powód i to wiadomość jaka otrzymałem ze
słynnego zjazdu „wielkich myślicieli” siata finansowego, mającego miejsce w
Davos, w Szwajcarii.
Tak
się składa, że moja małżonka zakupiła dla nas podróż, czyli „cruze” w jakoby
luksusowej kabinie „właściciela” na
statku Seaborn Legend abyśmy obejrzeli sobie Wyspy Dziewicze płynąc z Fort
Lauterdale, na Florydzie a kończąc na wyspie St. Thomas . Po
zaokrętowaniu, okazało się, że na statku
tym już żeśmy płynęli lat temu piętnaście
od Brazylii do Argentyny, ale od tego czasu statek, tak jak my sami,
odpowiednio się zestarzał, czyli przerdzewiał. Pogodziliśmy się wiec ze rdzą na
pokładzie i widokiem lodzi ratunkowej, która wisi nad moim
leżakiem, jak miecz Damoklesa, ale od kilku godzin nasza toaleta, czyli z
polska wychodek, przestała działać. Okazuje się ze my nie jesteśmy przedmiotem
szczególnej złośliwości rzeczy martwych, jako że nie tylko nasza, ale wszystkie
toalety na statku odmówiły posłuszeństwa, czyli się zapchały. Na razie jednak rozważałem możliwość
wysiusiania się z balkonu kabiny do Morza
Karaibskiego, ale nie jestem pewny jak się zachowac, kiedy kmoj system
trawinenny będzie wymagal poważniejszych decyzji, nazwijmy je „ewakuacyjnymi”.
Zirytowanie
trawienno-odbytnicze zbiegło się z wiadomościach z Dawos w Szwajcarii, zjechali się w komplecie możni
tego świata, aby dyskutować jak naprawić kryzys, który już jakoby znika.
Glos
zabrał Mr. Jaime Dimon, Prezes (CEO) JP
Morgan, największego banku
amerykańskiego, który w przemówieniu skierowanym do 45 przywódców narodowych i
2500 lobbystów, żurnalistów i kapitanów
przemysłu zadeklarował, że „najgorsze mamy za sobą, bo banki zaczynają znowu
pożyczać pieniądze”.
Po
przeczytaniu jego wypowiedzi o mało co nie dostałem rozwolnienia, ale z uwagi
na zepsuta toaletę musiałem się na razie wsiąść pigułkę na wstrzymanie. Idzie na lepsze, przekonywał mnie prezes
największego banku amerykańskiego bo banki znowu zaczęły pożyczać
pieniądze? Od dłuższego czasu w
kolko słyszę , że „ lepsze” wymaga
pożyczek. Że pożyczki to droga do globalnego sukcesu. Dlaczego nikt nie mówi o
oszczędnościach i dochodach? Omamienie ludzi pożyczkami doprowadziło do
istniejącego kryzysu. Czy nikt tego nie widzi? Dlaczego prezes największego banku, JP Morgan, jest uważany
za wyrocznię systemu finansowego świata?
Od
dłuższego czasu zastanawiam się czy jest jakaś analogia miedzy załamaniem się
sowieckiego modelu ekonomicznego i ostatnim kryzysem który zapoczątkował się w
Ameryce. Dochodzę do wniosku, ze obydwa systemy maja wspólny mianownik
polegający na braku nowych idei,
pomysłów co robić dalej. Obydwa systemy cechował rozrost władz centralnych,
które nie były w stanie określić kierunku ekonomicznych inwestycji w coraz
bardziej złożonym systemie. Obydwa systemy cechuje wzrost „Nomenklatury”. W tak
zwanym Wolnym Świecie, nomenklatura ma inna nazwę. Są to „ ludzie, których nie
da się zastąpić”. To takiej właśnie nomenklatury należy Mr. Jamie Dimond, który
przed Komisją Kongresu Amerykańskiego, badającą przyczyny kryzysu, nie potrafił wytłumaczyć, skąd się wzięły
straty w jego banku, sięgające wielu miliard dolarów. W USA system centralnego
zarzadzania został przejęty przez banki, którego symbolem jest prezes banku JP
Morgan, Jamie Dimond, który sam przyznaje, że inwestycje jego banku były źle
ukierunkowane a poprawnie mówiąc, bezwartościowe, bo skierowane głownie w rozdmuchany rynek
nieruchomości. Można by powiedzieć, że istnieje analogia miedzy amerykańskim
rynkiem nieruchomości a PRL-owskim przemysłem stalowym w postaci Nowej Huty i
Huty Katowice.
Kiedyś system kapitalistyczny miał to do
siebie, że nieudolne, źle funkcjonujące przedsiębiorstwa, kierowane przez
ignorantów, upadały i na ich miejsce powstawały nowe, lepiej prowadzone.
Niestety okazuje się, że w nowoczesnym systemie kapitalistycznym powstały
twory, głównie banki, które są, jakoby „ za wielkie aby upaść”, kierowane prze
„geniuszy”, których „nie da się zastąpić”.
Czy
nie jest to podobne do sowieckiego systemu ekonomicznego w którym członkowie
nomenklatury, jak długo byli posłuszni linii partyjnej, zawsze mieli zapewnione
dyrektorskie stanowiska, niezależnie od lepszego lub gorszego funkcjonowania
kierowanych przez nich przedsiębiorstw?
Przed
laty, jeszcze kiedy system sowiecki miał się dobrze, istniała teoria o scaleniu
się obu systemów, kapitalistycznego i socjalistycznego. Może dzisiaj jesteśmy
świadkami takiego scalenia, w którym system sowiecki, jak kameleon, przeobraził
się w kapitalizm, który jest za duży aby upaść na którego czele stoją
ludzie których nie da się zastąpić.
Donos z Frontu Walki o Światową
Demokrację
w roku 2005 i ½
.Wojenko, Wojenko Cóżeś Ty za Pani….
Polityka mojego,
amerykańskiego rządu utwierdza mnie w
coraz większym przekonaniu, że jestem nie tylko geniuszem ale także prorokiem.
Wszystko to co przewidywałem od początku wojny w Iraku się sprawdza i ja w związku z tym
planuję założyć Fundację Charytatywną o
nazwie „ Proroczenia Delfijska”,
Oczywiście, będzie to fundacja
zwolniona z podatku dochodowego i VAT-u. a do klienteli, mam nadzieje, będą się zaliczać prezydenci,
ministrowie a także senatorowie.
Wszyscy oni będą mieli do wyboru wróżby z fusów z kawy
zbożowej albo herbaty miętowej.
Moje aspiracje do
mocy nadprzyrodzonych nie są bynajmniej wyssane z palca (od nogi) ale
potwierdzone wydarzeniami w Iraku w przeciągu ostatnich trzech lat.
W międzyczasie mamy
w USA wojnę permanentną z terrorystami co mi przypomina wzmagającą się walkę klasową w ostatnim etapie budowy
komunizmu, przed wylewem krwi do mózgu
Genialnego Wodza Narodów, Józefa Stalina.
Jak wiadomo natura ludzka jest słaba, a żądza zostania terrorystą ogromna, z
uwagi na te ponętne dziewice w Mahometańskim Niebie, Pomny tego, nasz rząd
postanowił nas, Amerykanów, chronić
przed seksualna pokusa i podsłuchuje więc
nasze telefony, sprawdza Internet, stan kont bankowych i transakcji, a
także rejestry bibliotek, gdzie jeszcze
bronią dostępu, jak na szańcach Westerplatte, bohaterskie bibliotekarki.
Ponieważ ludzie
trochę już się znudzili wojną w Babilonie więc być może zgotujemy im nastopną z Iranem. Udział Polski w tej
koalicji jest niezbędny i korzystny, jako że Polska za ten udział zostanie,
sowicie wynagrodzona łatającymi perskimi dywanami, które są lepsze od ostatnio
nabytych myśliwców F16, gdyż z powodu wełnianego charakteru są niewidoczne dla
radaru.
Jeśli chodzi o
rekompensatę dla Polski za wydatki związane z wojna w Babilonie, to podobno już
ostatnio Polski Konserwatywny Rząd podpisał umowę z nowym, Demokratycznym
Rządem w Bagdadzie, że Polacy mają prawo do odzysku z atmosfery i stratosfery tego gazu, który się ulotnił z
przedziurawionych rurociągów. Podobno
Polacy już zakupili od
amerykańskich firm olejowych (Haliburton)
nowoczesny sprzęt do nabijania tego gazu w butelki (po piwie).
Spij spokojnie, ORMO czuwa!
Prasa donosi , że
nasz rząd zarządził, aby firma Google, najpopularniejsza internetowa
wyszukiwarką, dostarczyła kilku milionów adresów internetowych swych
użytkowników. Oficjalnym powodem jest zabezpieczenie dzieci przed zalewem
pornografii, aczkolwiek wielu niedowiarków i ukrytych komuchów podejrzewa, że
nasza bezpieka zechce wyłowić tych co oglądaj antywojenne strony internetowe,
albo szukają rad jak ominąć podatki.
Wedle wiadomości
prasowych z czerwca 2006r. centrum
komputerowe SWIFT w Brukseli, zajmujące się bankową komunikacją i dokumentacją
międzynarodowych przekazów pieniężnych, zostało zmuszone do udostępnienia swej
bazy danych amerykańskim służbom „specjalnym” pod pozorem śledzenia pieniędzy
terrorystów. Biorąc pod uwagę, ze terroryści zwykle posługują się gotówka, a
ich koszty własne są niewielkie, należy wnioskować, ze chodzi tu o
„namierzenie” konkurencji i zebranie kompromitujących informacji dla niejasnych
celów. Unia Europejska mocno się zaniepokoiła, kiedy sprawa wyszła na jaw.
Prezydent zagroził, że ogłaszanie tej wiadomości w prasie może być przestępstwem kryminalnym,
aczkolwiek o śledzeniu transakcji bankowych, rząd nasz chełpił się już przez
trzy lata. Być może wiezienie w Guantanamo, na Kubie, zacznie gościć krnąbrnych dziennikarzy, jak tylko zwolnią się miejsca
po Talibanach..
Wojenko, Wojenko Cóżeś Ty za Pani,
że za Tobą Idą Chłopcy Malowani, Sami Wybierani…
New York Limes
donosi, że sąd wojskowy uniewinnił starszego sierżanta amerykańskiego, Lewis’a E. Welshofer’a od zarzutu morderstwa
irackiego generała, Mowhoush’a, który sam się zgłosił do władz amerykańskich
próbując negocjować zwolnienie z amerykańskiego wiezienia dwu jego synów. Sierżanta skazano za przekroczenie swych obowiązków i
zobowiązano do spędzenia 6-ciu miesięcy w areszcie domowym w bazie wojskowej, z
podkreśleniem, że może on jednak wychodzić na mszę do kościoła. Starszy
sierżant zadusił irackiego
generała wsadzając mu głowę do śpiwora i
siadając na nim. Uprzednio zespól
„specjalistów” najętych przez CIA torturował generała łamiąc mu 7 żeber.
Starszy sierżant Welshofer tłumaczył się, że chciał wymusić od generała
tajemnice gdzie Sadam Husein ukrył „bron masowego rażenia”. Widocznie się sierżantowi pomyliły słowa rozkazu,
wymusić i udusić.
Przytul Mnie Legalnie, Kochanie.
Kwiatuszkiem sezonu
antyterrorystycznego było przegłosowanie w kongresie amerykańskim prawa, co
prawda jeszcze nie wprowadzonego, że tym co będą pomagać będą nielegalnym emigrantom winna grozić kara do 5ciu lat wiezienia. Tu
trzeba przyznać humanitaryzm prawodawców, że jednak nie kara śmierci, jaka
stosowali hitlerowcy w Polsce w stosunku do tych co podali kawałek chleba
Żydowi. Do tych „kryminalistów” będą się
zaliczać lekarze, księża a nawet przyjaciele i
współmałżonkowie którzy na takich nielegalnych przestępców na czas nie
doniosą.
23 czerwic
2006-06-23
Jak to na wojence ładnie, kiedy ułan z konia spadnie….
Kilka dni temu w
liście do redakcji miejscowego dziennika Columbus Dispatch, matka młodego żołnierza w drodze do Iraku, napisała:
„Wadą naszego
społeczeństwa (amerykańskiego) jest to, że nie zdajemy sobie sprawy jak dobrze
tutaj w Ameryce mamy i jaką wolnością się cieszymy. Jestem dumna z mego
syna i jego misji (szerzenia demokracji)
w Iraku”
16 czerwca, 2006
Amerykański Kongres większością głosów (256 do153) zatwierdził pozostanie wojsk
amerykańskich w Iraku na czas nieokreślony (do zwycięstwa).
Również Senat
większością głosów (93 przeciw 6)
zatwierdził obecność wojsk w Iraku bez podawania daty ich wycofania. Mamy armie ochotnicza,
aczkolwiek ostatnio coraz mniej w niej ochotników. Armia przedłuża
kilkakrotnie kontrakty pobytu
żołnierzy w strefie wojny. Rodziny
żołnierzy zawodowych się rozpadają. Ranni weterani nie dostają właściwej opieki
medycznej po powrocie do domu. Niektórzy żołnierze celowo zażywają narkotyki,
aby zostać odrzuceni przy selekcji lekarskiej kwalifikującej ich do powtórnej wysyłki do Iraku.
Na dzisiaj (23
VI.06) statystyka ofiar wojny wynosi jak
następuje : 2,500 żołnierzy US zabitych
a 18,490 rannych. Społeczeństwo w większości ( 49 %) popiera decyzję
rozpoczęcia wojny w Iraku a 44% jest tej decyzji przeciwna, pozostałe 7% nie ma
określonego zdania.
Wedle brytyjskiego
czasopisma Lancet, w tej wojnie, poległo
około 100 tysięcy Irakijczyków. Dokładnej cyfry zabitych Irakijczyków nie
znamy, jako, że nikt się nie trudzi sporządzać takich nieprzyjemnych statystyk,
o ludziach którzy są nam niewdzięczni, za wyzwolenie.
Moralność
Myślą Przewodnią Narodu
Mamy kraj oparty na
wartościach rodzinnych i chrzescianskich, przepraszam, powinno być poprawnie,
Judeo-Chrzesciańskich. Dlatego też szef
przedsiębiorstwa albo profesor
uniwersytetu trafia pod sąd albo
wylatuje z posady gdy zaproponuje koleżance randkę, albo spojrzy jej za dekolt.
W Babilonie jednak mamy inne standardy,
które zezwalają, że nasze
niewinne dziewczęta ubrane w mundury
Wojsk Największej Demokracji każą się więźniom w Abu Ghraib,
publicznie onanizować. Zainteresowani mogą sobie obejrzeć takie i podobne
zdjęcia z tego wiezienia, zrobione przez
nasze dziewczęta i chłopców dla rodzinnych albumów pamiątkowych na stronie internetowej:
http://www.antiwar.com/news/?articleid=8560
.
Gdy naród do boju
wystąpił z orężem,
panowie o czynszach radzili.
Gdy naród zawołał: "umrzem lub zwyciężym!"
panowie w stolicy bawili
panowie o czynszach radzili.
Gdy naród zawołał: "umrzem lub zwyciężym!"
panowie w stolicy bawili
Senatorom i
Kongresmanom łatwo jest głosować za wysyłką młodych ludzi do Iraku bo ich synom
i wnukom nic nie grozi. Do wojska idą osoby biedne, odrzucone że szkol, nie
mające pieniędzy na studia i pozbawione zawodu.
O planach poboru do wojska nie słychać. Gdyby taki zaistniał, wtedy klasa rządząca
nie byłaby tak skora do wojny, której
powodów nie jest w stanie wytłumaczyć.
Łatwo jest być bohaterem przelewając cudzą krew i wydając pożyczone ( od Chińczyków) pieniądze. Ci których na
siłę wyzwalamy, są w 82%, silnie przeciwni dalszemu pobytowi wojsk „koalicji” w
ich kraju. Ponieważ Babilończycy się
dąsają, powstał więc następny pomysł uszczęśliwienia Persów.
Trudno się oprzeć konkluzji, że wojna jest w
dzisiejszych czasach niepraktycznym rozwiązaniem. Pobicie armii nie rozwiązuje
problemu współpracy mieszkańców z okupantem. Zajęcie ziemi nie przynosi
korzyści zwycięscy. Nawet zajęcie pól naftowych nie gwarantuje dostawy ropy
naftowej.
Odnosi się
wrażenie, że nasz rząd myśli kategoriami 19-tego wieku. To już nie te czasy.
Inne siły decydują o naszej stopie życiowej i potędze. Produkcja, wynalazczość,
wykształcenie, badania naukowe itp. Niestety, Rząd, ale tez i publika woli
rozwiązania proste a nawet brutalne, jakie jak
wojna.
W międzyczasie mamy
koniunkturę. Ceny produktów są niskie bo produkcja ma miejsce w Chinach. Nieprzyzwoicie jest wspominać o wojnie,
torturach i niwelowaniu miast w Iraku w dobrym towarzystwie, a nawet w
rodzinie. Oczywiście wszyscy popieramy naszą armię, demonstrując nasz
patriotyzm przez przyczepianie żółtych, plastykowych, kokardek do tylnych
zderzaków naszych samochodów, z napisem: „Popieram nasze wojsko”.
Ideologowie,
których prasa nazywa „intelektualistami” a inni nową-konserwą z rodowodem
trockistowskim, zwinęli już kramy w Waszyngtonie i cichaczem wymknęli się na bardziej intratne
i bezpieczne posadki. Pawełek Wolfowitz,
do niedawna wiceminister obrony USA,
przystrzygany kiedyś, przez wpływowych „intelektualistów”, na
Ministra Spraw Zagranicznych USA, nagle, chyłkiem, wymknął się na lepiej płatną
posadę prezesa Światowego Banku, gdzie
tym razem walczy mężnie ze światowym głodem. Niezniszczalny, teflonowy, Rysiu
Perełka (Perle), ciągle daje rady, ale
już nie z Pentagonu, ale z własnej wilii w
Południowej Francji, narzekając,
że nasz Prezydent zamiast słuchać tchórzliwych podszeptów zdrajców
z Wywiadu (CIA) i Ministerstwa Spraw
Zagranicznych (Condi Rice) winien
kierować się właściwym mu instynktem (z żołądka) i mężnie przywalić tym
Mułom w Persji, jeśli nie cegłą to kilkoma atomówkami.
Columbus, Ohio, 11
czerwiec, 2008
Widmo Katastrofy
Krótki opis
zagrożeń dla mocarstwowej potęgi Stanów Zjednoczonych
Większość
Amerykanów ma przekonanie, że dzisiejsze ekonomiczne kłopoty Ameryki są
przejściowe nie potrwają długo. Takie przekonanie ma pewne uzasadnienie
historyczne, jako że od czasu wielkiej depresji jaka się zaczęła w roku 1929 i
trwała aż do wybuchu drugiej wojny światowej, Amerykanom żyło się dobrze a nawet, z roku na rok, coraz lepiej.
Oczywiście II Wojna Światowa spowodowała reglamentacje benzyny i opon samochodowych, ale Ameryka nie zaznała głodu.
Dewastacja przemysłu Europy i Azji w
czasie II Wojny Światowej dala Ameryce wielka przewagę konkurencyjna, a jedynie stabilna waluta, jaką stał się dolar
zezwoliła na ekspansję kapitału amerykańskiego do krajów zamorskich i
utrzymanie stopy życiowej Amerykanów na bardzo wysokim poziomie. Zjawisko to
można by nazwać monopolem na dobrobyt. Monopolem, który był rezultatem wygranej
wojny.
Czasy się jednak
zmieniły. Europa i Japonia szybko odbudowały swe przemysły a ostatnio do konkurencji włączyły się nowe
kraje o niezwykle wielkim potencjale ludzkim i umysłowym, jakim są Chiny i
Indie.
Patrząc wiec na
wykres Amerykańskiej prosperity od czasu zakończenia II Wojny Światowej błędem
jest prognozowanie, że przyszłość potoczy się podobnie jak przeszłość
ostatnich 60 lat.
W tym artykule
skoncentruję się bardziej na elementach ekonomicznych niż politycznych,
aczkolwiek trudno jest te dwie dziedziny rozdzielić. Decyzje polityczne
decydują n.p. o wojnach a wojny chcąc czy ni chcąc stają się częścią ekonomii. To samo odnosi się
do klimatu politycznego, który albo sprzyja rozwojowi ekonomii albo ją
paraliżuje. Komunizm jest tego widocznym przykładem.
Tak czy inaczej,
kiedy ceny benzyny wzrosły w ciągu roku
trzykrotnie, Amerykanie traktują to jako zjawisko przejściowe, będące wynikiem
spekulacji wielkich przedsiębiorstw naftowych. Nikt nie chce uwierzyć, że
Ameryka już od dłuższego czasu ześlizguje się po równi pochyłej ku ekonomicznej
przepaści i w niej zostanie jeśli już teraz nie podejmie się radykalnych kroków
w celu odwrócenia tego procesu. W przeszłości były krótkie okresy recesji po
których ekonomia się poprawiała i wszyscy wierzą, że tak będzie i tym razem.
Polacy w Kraju
także nie mogą uwierzyć, ze ich ideał Kapitalizmu i Wolnego Rynku, jakim przez
pól wieku była Ameryka, może nosić w sobie niebezpiecznego dla Polski wirusa,
jeśli model amerykański skopiuje się bezmyślnie. Tutaj, pozwolę sobie zwrócić
uwagę na zagrożenie w kopiowaniu amerykańskiego systemu procesów cywilnych.
System ten prowadzi w Ameryce do
olbrzymich strat w przemyśle i usługach
na skutek legalnego terroru wytworzonego przez grupę prawników. Można to
nazwać rozbojem w biały dzień usankcjonowanym przez ustawy sejmowe.
Koszty procesów
sadowych są olbrzymie i praktycznie każdy może podąć każdego do sadu bezkarnie
na zasadzie wydumanych zarzutów. Koszty obrony w takich procesach nabijają kabzę prawników i obciążają nas
wszystkich przez zawyżone ceny produktów i usług. Ostatnio w Polsce wystąpił
gwałtowny nabór na studia prawnicze, co oznacza, ze klimat i system amerykański
zaczyna być kopiowany także w Polsce.
Jak długo będzie trwał ten bal?
Optymiści
uspokajają Amerykanów, że przepowiednie
upadku Stanów Zjednoczonych są błędne i że USA, jako mocarstwo światowe, potrwa jeszcze przynajmniej następne 100 lat.
Tutaj pozwolę sobie na uwagę, że jeszcze za tow. Breżniewa wiele ludzi myślało,
że ZSSR, aczkolwiek skorumpowany i bolejący, będzie kuśtykał następne 50 lat, a
w rzeczywistości ZSSR rozpadł się w zaledwie kilka dni. Nie na skutek
przegranej wojny, tylko na skutek załamania
wewnętrznego spowodowanego wbudowaną w niego bombą zegarową w postaci
ekonomicznych marksistowskich pseudo-teorii. Zegar tej bomby zaczął tykać 25 października
1917 r. i gdyby nie Hitler i wojna światowa,
ZSSR skończyłby się o kilkadziesiąt lat
wcześniej.
Argumenty jakich
używają optymiści opierają się głównie na statystykach demograficznych. Czasami także wspominają amerykański kryzys
emerytalny i usług zdrowotnych. Dziwne jednak, że omijają niezwykle ważny element, jakim jest ekonomia,
która nawiasem mówiąc, była głównym czynnikiem rozpadu ZSSR. Optymiści, na ogół nie wspominają o
zagrożeniach, jakie stanowią dla Ameryki
jej własne imperialistyczne ambicje, które są w konflikcie z malejącymi
możliwościami finansowymi i wojskowymi.
Ten optymistyczny
punkt widzenia podnosi serca tym
Polakom, którzy obawiają się i słusznie, powrotu demonów socjalizmu w Unii
Europejskiej i widzą świat w kolorze czarno- białym. Dla nich USA to wzór
wolności obywatelskiej i liberalizmu ekonomicznego. Ostatni bastion przeciw
rosnącej na świecie lewicowości.
Postaram się napisać, jak ja to
widzę od wewnątrz.
Ostrzeżenie już było
Pierwszy skowronek
zbliżającej się katastrofy zaświergotał w roku 1973, kiedy to kraje arabskie
nałożyły embargo na eksport ropy naftowej na kraje, które popierały Izrael
w wojnie z krajami arabskimi. Blady
strach padł wtedy na Amerykanów, kiedy długie
kolejki zaczęły się formować przed stacjami benzynowymi, w których
reglamentowano ilość sprzedawanej benzyny. Rząd, w panice, zaczął poważnie myśleć o oszczędnościach w
zużyciu paliwa, narzucając limity zużycia benzyny dla produkowanych samochodów. Zaczęto również
myśleć o alternatywnych źródłach energii.
W miarę upływu
czasu rozwiązanie przyszło nie od naukowców, energetyków czy chemików, ale od
bankierów. Było to rozwiązanie połowiczne, które, co prawda widma katastrofy
nie usunęło, ale przesunęło jej datę o kilkadziesiąt lat. Zgodzono się na
radykalnie podwyższone ceny ropy z krajów arabskich, nabijając w ten sposób
kabzy sułtanów i szejków pod warunkiem, że będą „zarobione” pieniądze trzymali
w bankach i dolarach amerykańskich. Tak długo jak „dolary olejowe” są wyłączone z cyrkulacji i leżą na amerykańskich kontach,
można bezkarnie „drukować” miliardy dodatkowych dolarów bez niebezpieczeństwa
wywołania inflacji. Cena ropy nie odgrywa tu roli, jako że jest w gruncie
rzeczy iluzoryczna, albo jak to się dzisiaj mówi wirtualna. Dodatkowa klauzula
na pewno wspominała, że Panowie na Pustynnych Piaskach będą bronieni przez
amerykańskie siły zbrojne przed własnym ludem albo obcymi zazdrośnikami,
jeśli chcieliby odsunąć ich od władzy i
kasy.
Lata i dekady
mijały i system na pozór działał bezbłędnie, aczkolwiek podobnie jak system
marksistowsko-leninowski, miał wbudowaną tykającą destrukcyjną bombę, a nawet
kilka.
A oto niektóre przyczyny zbliżającej się katastrofy:
Nr 1 - Nowi
klienci na rynku olejowym
Rośnie zapotrzebowanie na ropę naftową ze strony dwóch krajów: Chin i
Indii, przy jednocześnie małym wzroście światowej produkcji. ( Według statystyk
British Petroleum na 9 litrów ropy wydobytej
tylko jeden litr pochodzi z nowo
odkrytych złoży). 19 tego stycznia 2008
zaistniała historyczna chwila, kiedy po raz pierwszy cena baryłki ropy przekroczyła cenę 100$.
Przekroczono w ten sposób ważną psychologiczną barierę i dlatego należy się
spodziewać dalszego wzrostu cen.
Nr 2 - Zadufanie w mądrość banków i bankierów.
Przejawem tego jest
: wiara rządu i sfer finansowych, że można kontrolować świat za pomocą
bankowych manipulacji z Nowego Jorku.
Pojawienie się Euro
jako alternatywnej waluty poważnie zagroziło możliwości nieograniczonego
„druku” kolejnych miliardów dolarów z powodu spadku zaufania do tej waluty.
Występuje erozja ważności Nowego Jorku jako światowego centrum finansowego.
Nowe konkurencyjne centra powstają w Hong-Kongu, Singapurze i Szanghaju.
Nr 3 - Eksport
pracy i fabryk
Eksport pracy do
krajów zamorskich ( Chiny) i ościennych (Meksyk) na początku pracy prostej, a
ostatnio także intelektualnej, odbywa się pod fałszywym mniemaniem, że jedyną
wartością wymierną jest zysk mierzony w
dolarach. Pozwolono sobie zapomnieć, że dolar już od lat rozwiódł się z
jakąkolwiek wymierną wartością. Na skutek tego eksportu zaczęły zanikać fabryki
i huty, a ostatnio także biura konstrukcyjne z powodu braku inżynierów i
polityki imigracyjnej stwarzającej trudności wizowe dla naukowców i inżynierów,
natomiast preferującej zbieraczy
winogron i sałaty.
Na skutek
likwidacji miejsc pracy w dziedzinach
produkcyjnych, bankowcy i politycy gloryfikują sektor usługowy, tak jakby
obywatele mogli się dorobić dobrobytu czyszcząc jeden drugiemu buty. W roku
2006 ekonomia usług w USA wynosiła 68%
produktu narodowego brutto, zatrudniając 75% wszystkich cywilnych
pracowników. Udział sektora wytwórczego wynosił zaledwie 12% produktu
narodowego. Sytuacja w tej dziedzinie pogarsza się z roku na rok. Może zaistnieć sytuacja, że niedługo, aby
prowadzić wojnę będziemy musieli kupować uzbrojenie u naszych wrogów.
Nawet jeśli chodzi
o wojnę i wojaczkę, to w dużej mierze jest ona prowadzona przez kontraktowych
pracowników każących sobie słono za te usługi płacić ( Polacy robią to dla
Amerykanów, jak zwykle, honorowo).
Nr 4 - Arogancja w polityce zagranicznej
Arogancja i misyjne
przeświadczenie uzasadnia militarną interwencję w stosunku do innych krajów.
Związane z tym jest także przekonanie, że większość sytuacji można rozwiązać
metodami wojskowymi i rozwiązania te są nieodwracalne.
Wojna w Iraku i
Afganistanie pochłania 21% (2006 r) podatków obywateli amerykańskich. USA
utrzymuje bazy wojskowe w ponad 100 krajach.
Wielkie mocarstwa
na ogół nie upadają z powodu jednej przegranej wojny, ale z powodu wielu
potyczek i zadrapań, które doprowadzają
do zgonu poprzez wykrwawienie żywotnej materii ekonomicznej, jaką jest ludzka
praca. W tym samym czasie komisja rządowa, według NY Times, wyliczyła, że dla
reperacji dróg i walących się mostów, potrzeba zainwestować rocznie 220 miliardów
dolarów. Pieniędzy tych zabraknie, ponieważ. według obliczeń Biura Budżetu
Kongresu Stanów Zjednoczonych , koszt 10 lat wojny w Iraku i Afganistanie
będzie wynosił 1,4 biliona (1400 miliardów) dolarów.
Nr 5 - Zadłużenie
Rządu
Na skutek drugiej wojny światowej dolar zastąpił funt
angielski jako tzw. waluta rezerwowa. Jej wartość opierała się, najpierw na
złocie, a później na stabilności
amerykańskiej ekonomii i jej dynamice. Ta wyjątkowa pozycja dała USA możliwość
zaciągania długów, także w stosunku do innych krajów, w postaci sprzedawania
obligacji pożyczkowych. Pożyczki rządowe stały się nałogiem i co gorsze
wierzycielami stali się potencjalni konkurenci; np. Chiny, do ropy naftowej na
Bliskim Wschodzie i gdziekolwiek indziej, Afryka, Ameryka Południowa itp. Nagromadzone miliardy dolarów na kontach
chińskich dają Chinom możliwość nacisku na Stany Zjednoczone, które w dużej
mierze nawet w dziedzinie monetarnej zaczynają tracić niezależność.
Nr 6 - Pozorne bogactwo i życie nad stan
Byłoby świetnie, gdyby
nasza wysoka stopa życiowa była skutkiem szczególnych umiejętności i wydajności
pracy. Niestety, w dużej mierze wysoka stopa życiowa Amerykanów jest
utrzymywana z pożyczek zaciąganych na karty kredytowe, a także na poczet hipotek własnych domów. Rok 2008 będzie tym,
który otworzy ludziom oczy, że na dłuższą metę, „bez pracy nie ma kołaczy”.
System ekonomiczny
Stanów Zjednoczonych stworzony
(stosunkowo niedawno zmodyfikowany) przez oligarchów finansowych, oparty głównie na usługach, sporządził sobie
pułapkę na samego siebie.
Ekonomiści rządowi
podają, że niewielki spadek o 2% w zakupach obywateli, doprowadzi USA do głębokiego kryzysu. W panice rząd
ucieka się do ryzykownego pomysłu rozdawania obywatelom pieniędzy (około 600$
na łebka), licząc na to, że pobiegną oni do sklepów i natychmiast je na coś
wydadzą i poprawią ekonomię. Prawdopodobnie obywatele wydadzą te 600$ na
produkty produkowane w Chinach, zwiększając przez to i tak wielkie zadłużenie
zagraniczne. Lekarstwo takie, zalecane przez myślicieli w Waszyngtonie, jest podobne do dawania narkomanowi heroiny albo alkoholikowi wódki. Niedawno wpływowy dziennik Financial
Times, (19.I.2008 ) opublikował
wiadomość, że rząd amerykański udzielił bankom amerykańskim 50 miliardów nisko
oprocentowanej pożyczki. Decyzję tę
podjęto w obawie o bankructwo banków spowodowane przez lekkomyślne rozdawanie
pożyczek hipotecznych ludziom, którzy
nie mieli możliwości ich spłacić. To
samo porównanie o leczeniu alkoholika
przez dawanie mu wódki stosuje się w tym wypadku do wielkich instytucji
finansowych. Różnica jest jedynie w skali, biedak dostaje 600$, a bank miliard
dolarów. Rezultatem takiego zachowania rządu jest obniżenie stopy procentowej
dla tych obywateli, którzy w myśl wskazań własnej babci i „starej ekonomii”,
nie żyli na kredyt, ale oszczędzali. Banki nie muszą już zabiegać o ciułaczy,
gdyż rząd im daje pieniądze, prawie że
za darmo.
Nr 7 - Ujemny bilans w handlu zagranicznym
O 24 lat czyli od
roku 1984 USA ma z roku na rok ujemny zagraniczny bilans handlowy. Znaczy to, że sprzedajemy
mniej produktów niż kupujemy. Nic
dziwnego, że nasza oferta produktów zmniejsza się z dnia na dzień, jako że
nasze fabryki mieszczą się już w Chinach czy Meksyku i ich produkty musimy
kupować za walutę odnośnych krajów. Na dodatek import ropy naftowej także się
zwiększa z roku na rok, pogłębiając deficyt handlowy.
Nr 8 Fanatyzm i zaściankowość
Brak zrozumienia zagadnień międzynarodowych, które
w coraz większym stopniu wpływają na ekonomię i stopę życiową USA, jest faktem
nie tylko wśród większości społeczeństwa ale i wśród kół rządzących.
Anty-intelektualne nastawienie, fanatyzm religijny ( 40% Amerykanów wierzy w
zbliżający się koniec świata) , kontrola mediów i Kongresu przez grupy
specjalnych interesów pogłębia kryzys ekonomiczny a jednocześnie wciąga kraj w
wojny, których nie można wygrać.
Nabór
na studia inżynierskie i matematyczne, które są podstawą rozwoju nowych
technologii, jest przerażająco mały ( podobnie jak w Polsce) co zapewnia, że
Stany Zjednoczone nie mają szans w konkurencji przemysłowej w nowymi
potęgami jak Chiny, Korea, Tajwan a
nawet Niemcy, które kształcą dużo więcej kadry inżynierskiej.
Co mnie boli i dlaczego
Mógłbym jeszcze pisać dużo i długo o tym, co
zagraża Stanom Zjednoczonym, ale wydaje mi się , że to co napisałem jest
wystarczające dla polskiego czytelnika, dla zrozumienia bieżącej sytuacji i
perspektyw dla Stanów Zjednoczonych, tak uwielbianych, często bezkrytycznie,
przez dużą cześć polskiego społeczeństwa.
Jako Amerykaninowi
z wyboru głęboko leży mi na sercu sukces mego kraju, który dał mi warunki do
spełnienia moich marzeń. Wspominam o tym, aby zwrócić uwagę czytelnikom, że moje
ostrzeżenia i krytyki, bynajmniej nie pochodzą od człowieka zgorzkniałego,
biednego, zawiedzionego w stosunku do kraju, który mnie przyjął i zaadoptował.
Raczej pochodzą one z niepokoju o przyszłość kraju, z którym są związane losy
moje i moich urodzonych tu dzieci.
Jan Czekajewski
Jan Czekajewski
Jednoaktówka oparta na prawdziwym wydarzeniu.
Amerykański Konsultant
Dzień zero
Żona:
Czy słyszałeś naszego Prezydenta Obamę w
TV. Mówił o stymulantach dla drobnych
groszorobów?
To coś dla ciebie.
Tak słyszałem, ale mam wątpliwości. Po tym,
jak dwadzieścia lat temu,
nasz Gubernator chciał moj biznes
stymulować, to musiałem chodzić do psychiatry.
Kazał mi napisać Plan Pięcioletni i się zobowiązać, że
poprawię skład etniczny w naszym Stanie na następne stulecie.
Formularze zajmowały 50 stron. Cyrografy następne 20.
Żona:
To co się martwisz? Ty też jesteś etniczna mniejszość. Jak mówisz to ja cię
słabo rozumiem. Jak piszesz to jeszcze gorzej. Ty nikczemny mniejszościowcu!
Dzień zero+1
Telefon: Bzz…Bzz…Bzz… Słucham?
Sekretarka: Telefon do Pana, Panie Prezydencie.
Kto dzwoni?
Sekretarka: Mówi że od Prezydenta.
Obamy?
Sekretarka: Nie. Miasta.
Co chce? Ile?
Sekretarka: Nic. Nic o szmalu nie mówił.
Słucham.
Głos: W
imieniu Stowarzyszenia Prezydentów Miast Amerykańskich i Prezydenta Naszego Miasta, chciałbym Pana Prezydenta zaprosić na
koktajl, obiad i wykład ekonomiczny.
Za ile?
Glos:
Darmowo.
Dlaczego?
Głos: Bo
Prezydent naszego miasta stymuluje rozwój drobnego biznesu i chciałby wysłuchać
opinie miejscowych biznesmanów. Będzie także Profesor z Harvardu i będzie uczył
jak robić profit (dochód).
Się zastanowię. A gdzie to będzie?
Głos: W
Klubie Biznesmenów, Olimpium.
To daleko, chyba w Grecji?
Głos:
Nie u nas. W mieście. Kolo Kapitolu.
Nie myli się Pan, może koło Akropolu?
Głos:
Nie. W naszym mieście, w bok od Broad Street. Parking darmowy.
Dzień Zero+2
Kochanie chcesz iść na koktajl do Prezydenta Miasta?.
Żona:
Koktajl z prezydentem, czyli z Tobą, to
ja mogę mieć codziennie.
Kochanie. Mylisz się tym wyjątkowym razem. Prezydent
naszego miasta nas zaprasza.
Może warto. Może dostaniemy jakiś „stymulus”. Teraz każdy
dostaje. Kto pierwszy ten lepszy.
Żona: Viagrę
można kupić w aptece a jeszcze taniej przez Internet. Ja widziałam w telewizji
ze za Viagrę podobno ubezpieczenie
zwraca. Potrzebę należy dobrze uzasadnić. Mogę notarialnie, jak trzeba.
Kochanie. Mylisz się. Chodzi o szmal, a nie o lekarstwo.
Żona:
Jak ci zależy i jest nadzieja na stymulus to pójdę. Kiedy ten koktajl ?
Za tydzień.
Żona:
Fajno, czyli OK. Wbije datę w mój iPhone.
Dzień zero + tydzień
Żona:
Kochanie już późno. Zbliża się szósta. Musimy się zbierać.
Mnie w krzyżu lamie. Koktajl jest na stojąco. Nie wydołam
mieszać się z wykwintnym towarzystwem,
całą godzinę na stojąco. Może się załapiemy na obiad i wykład „ Jak zwiększyć
dochód, czyli szmal”. Zaczekajmy do siódmej. Do obiadu.
Godzina siódma. Z
parkingiem kłopot. Zaparkowałem blisko hydrantu. 50% szansy że mi samochód
zakneblują. Może Prezydent miasta mnie wybroni od mandatu. Idę przecież na jago
zaproszenie.
Profesor z Harvardu
mówi i popiera przeźroczami, że wie jak zarabiać pieniądze, bo się dorobił, już
jako student, zakładając „Komputerową
Agencję Matrymonialną”.
Książkę o dobrym
biznesie będzie rozdawać, za darmo, przy
wyjściu.
Profesor mówi, że
przedsiębiorca winien najpierw sobie wypłacać szmal a potem
innym. Jak nie ma zarobku dla
siebie, to znaczy, że taki człowiek powinien pracować na poczcie a nie zajmować
się biznesem.
Żona: Dobrze gada, ale gdzie jest Prezydent Miasta,
który nas zaprosił? Miał być i przynieść stymulusy.
Prezydent nie mógł przyjść, bo miał śmierć w rodzinie.
Dostał za to, zaocznie, plastykową tabliczkę z napisem: „Dla przyjaciela
drobnego biznesu”.
Żona:
Kochanie, wobec tego, czy możesz przynieść mi jeszcze jeden kieliszek wina?
Wino już wyszło. Nie ma go już w barze, nawet za własne
pieniądze.
Wychodzimy.
Książkę: „Dochód nie jest czymś, jest wszystkim!” wzięliśmy przy wyjściu.
Filozoficznie. Musze sobie to zapamiętać. Święta prawda.
Dzień Zero+ 2 Tygodnie
Telefon :
Bzz…Bzz…Bzz…… Słucham?
Głos:
Ja dzwonię z biura Prezydenta Miasta. Chciałbym aby nasz Konsultant Cię
odwiedził i pomógł Ci rozwiązać problemy jakie masz w prowadzeniu twojego
biznesu. Kiedy może przyjść?
Kiedykolwiek. Niech zadzwoni 10 minut przed wizytą. Jak
będę w biurze to z nim pogadam. Ja nie planuje spotkań na długą metę, bo nie
wiem jak długo będę żył.
Godzinę pózniej
Bzzz…. Bzzz ,
dzwonek do drzwi wejściowych.
Kto tam?
Konsultant: Ja od Prezydenta Miasta.
Niech wejdzie.
Wchodzi
Konsultant w średnim wieku z grubym
złotym łańcuchem na szyi. Biały na skórze.
Słucham?
Konsultant: Czy podobał Ci się wykład naszego Profesora z Harvardu o dochodach? Jakie masz uwagi?
Wykład mi się podobał. Wina było za mało, nawet za
pieniądze.
Konsultant: zapiszę tutaj w notesie: „wina
za mało, nawet za pieniądze”.
My możemy rozwinąć
Twój interes. Powiększyć dochodowość.
Za ile?
Konsultant: Na początek $500 wpisowego. Później, od kontraktu.
A ja myślałem, że to Wy, Miasto, macie pomagać finansowo
drobnym przedsiębiorcom w ramach stymulusu, o którym ciągle słyszę w telewizji.
Konsultant: My nie Miasto. My pomagamy radą. Odplatanie. Oferujemy usługi doradcze 900
amerykańskim firmom. Pańska firma może być wśród nich. To zaszczyt.
Jak możecie mi pomóc?
Konsultant: Pomożemy Twojej firmie podnieść dochód .
A po co?
Konsultant: Po to abyś miał więcej pieniędzy.
Ja mam dosyć pieniędzy na drobne wydatki. Nie mogę wydać
tych co mam. Żona mi pomaga a i tak ciągle ich przybywa, Nie możemy się wyrobić
z wydawaniem. Jakbym miał kochankę to by szło szybciej, ale moja żona nie jest
towarzyska. Taka egoistka.
Ponadto, ja nienawidzę podatków. Większy zarobek- większy
podatek.
A tak z ciekawości,
jak będziecie pomagać mojej firmie?
Konsultant: Przyślemy specjalistę, który będzie Twoim cieniem. Będzie za tobą chodzić
i obserwować co robisz i czy Twoje czynności nie są zbędne.
Problem jest, że ja mało przychodzę, a jak jestem to mało
chodzę. Jak mnie nie ma, to Specjalista nie będzie miał za kim chodzić. Na
dodatek, czym rzadziej przychodzę tym więcej zarabiam. Chyba w firmie
przeszkadzam. Wiem o tym, ale lubię przychodzić. Gdzieś rano wypada iść.
Obawiam się, że specjalista odkryje, że to ja jestem
zbędny.
Konsultant: Pomożemy Ci podnieść Twój „credit rating” ( współczynnik zdolności
kredytowej, używany przez banki przy udzielaniu pożyczki)
Ja nie mam „credit rating”.
Konsultant: A dlaczego nie masz „credit rating”?
Bo nigdy nie miałem pożyczki.
Konsultant: Nie lubisz pożyczać?
Pożyczać lubię, tylko oddawać nie lubię.. Teraz jest
lepiej, bo się podobno zmieniło i oddawać nie trzeba.
Ponadto jak się ma wysoki credit rating wtedy wszyscy
wiedzą, że jestem bogaty. Niebezpiecznie. Mogą mnie obrabować, albo podąć do
sądu, co jeszcze gorsze.
Konsultant: O co mogą cię podąć do sadu?
Np. o ksenofobie, że mam uprzedzenie w stosunku dobiałych
ludzi ze złotymi łańcuchami.
Konsultant: My także możemy Ci obniżyć „cretit rating”.
To się nie uda.
Nie ma niższych współczynników niż zero.
Ja mam właśnie optymalne zero.
Konsultant: Jak Ci się to udało?
Nigdy nie pożyczałem pieniędzy.
Niech Pan powie swemu bosowi, że ja mogę być dla niego
konsultantem, jak zrobić cos z niczego i obniżyć dochód. Na razie to Panu
opowiem historię mego emigracyjnego życia.
Konsultant: Panie, ja już musze iść. Opowie mi Pan resztę później.
Niech Pan zostanie. Tak milo się z Panem konsultuje.
Zajmie to chyba trochę, czasu. Niech Pan siada. Zrobię kawy, albo wyskoczymy na
piwo.
Opowiem Panu co robiłem od 40- tu lat, dzień po dniu, rok
po roku. Za darmo! Bez wpisowego.
Konsultant: Muszę iść. Mam inne zobowiązania konsultacyjne.
Czy się jeszcze kiedyś zobaczymy?
Konsultant: Nie przypuszczam
Do widzenia. Miło się z Panem konsultowało.
Tyle go widziałem.
Miły człowiek, gdyby nie ten złoty łańcuch.
Zapracowany. Mówił, że ma żonę i dzieci w Nowym Jorku. Mało ich widzi.
Ciągle konsultuje w terenie.
Kiedy wychodził
wyglądał na przygnębionego. Ciekaw jestem dlaczego? Przecież chciałem go
nauczyć jak się robi biznes. Nie był widocznie zainteresowany. Chyba powinien
pracować na poczcie.
Jan Czekajewski
Polskie Iluzje
Iluzji politycznych
Polacy mają wiele a w miarę upływu czasu ilość ich rośnie. Nie sięgając
dalekiej przeszłości zastanówmy się nad niektórymi,
Ostatnio z powodów
kalendarzowych Polacy w rezonansie z polską prasą i TV, ubolewają nad jakoby
zdradą jaką Polskę i Polaków spotkała ze strony „zachodnich aliantów” czyli USA
i Wielkiej Brytanii, w czasie konferencji w Jałcie w dniach 4 do 11 Lutego, 1945r. W czasie tej
konferencji oddano ZSSR tereny polskie tereny wschodnie zgodnie z kiedyś
proponowaną, po pierwszej wojnie światowej, tak zwaną Linią Curzona na Bugu. Polacy z perspektywy 70 lat uważają, że
zostali zdradzeni przez sojuszników.
Cokolwiek „zachodni
alianci” by powiedzieli w czasie tej konferencji, to decyzja o podziale Polski
a właściwie przesuniecie jej na zachód, kosztem Niemiec, była przesądzona przez
sytuację na frontach. Armie sowieckie już okupowały Polskę i z pomocą rodzimych
ubowców likwidowały opozycję. W końcowej fazie wojny światowej Polska przestała być ważna.
Dla Anglii atak
hitlerowskich Niemiec na ZSSR był zbawieniem w ostatniej minucie. Później dla USA ważniejsza była współpraca
ZSSR w rozprawieniu się z Japonią, niż to czy Polska będzie, czy nie będzie pod
sowieckim wpływem. Zresztą inne kraje
Europy Wschodniej podzieliły losy Polski.
System komunistyczny, albo raczej sowiecki jaki ZSSR wprowadził w
Polsce, spowodował wiele strat zarówno wśród najbardziej żywotnej części
polskiej inteligencji jak i zacofania gospodarczego kraju, które do dzisiaj
Polska nie może odbudować. Z geograficznego puntu widzenia Polska jednak
zyskała na przymusowym przesiedleniu na Zachód. Pozbycie się terenów, które
dzisiaj należą do Ukrainy, Białorusi i Litwy wyszło Polsce na korzyść. Teraz Polacy mogą się uśmiechać pod wąsem z
powodu kłopotów, jakie Rosja ma z Ukrainą.
Zachodnia Ukraina w ramach powojennej Polski byłaby wieczną kością
niezgody i waśni. Nawet okrojona Ukraina a właściwie Ukraińska Powstańcza Armia
(UPA) prowadziła w latach 1945-47 walkę
z komunistyczną Polską o skrawek terenu
w Bieszczadach. Polska dzisiejsza jest etnicznie silniejsza, jako że nie ma w
swym składzie mniejszości narodowych, które przed rokiem 1939 były wiecznie
niezadowolone z życia w Polsce z dominującą przewagą Polaków.
Co prawda ja, jako wychowanek PRL-u mający zakodowaną niechęć do systemu
sowieckiego, którego zbrodnie w Polsce są mi znane, uważam, że polski rząd w
Londynie i podziemna opozycja w Polsce
byli w błędzie licząc na trzecia wojnę światową, jako drogę do
wyzwolenia Polski. Komunistyczny rząd w
PRL-u w miarę upływu lat na skutek biernego oporu społeczeństwa zmuszony został
do ustępstw i jak dowcip głosił, „w polskim baraku w „Obozie (koncentracyjnym) Pokoju” żyło się najweselej”. Na szczęście Trzecia Wojna Światowa nie
wybuchła, gdyż z Polski i Polaków zostałyby jedynie zgliszcza i mogiły. Równowaga w broni atomowej, po obydwu
stronach żelaznej kurtyny, zmuszała zapaleńców do refleksji. Jak wiadomo ZSSR
posiadał już bombę atomowa w roku 1949, czyli w cztery lata po drugiej wojnie
światowej.
Rozpad ZSSR i
całego „Obozu Pokoju” odbył się bezkrwawo na skutek obsesji władzy na
Kremlu Marksizmem-Leninizmem i jego
idiotycznym modelem ekonomicznym z centralnym planowaniem. Nagle tak zwane Republiki ZSSR stały się
samodzielnymi państwami i Ukraina stworzona przez Stalina z ziem dawniej w
granicach Polski, Rumunii i Rosji, stała się niezależnym państwem. Nowa
„putinowska” Rosja ma na zachodniej granicy wrogie im państwo składające się z
Ukraińców grawitujących ku Unii Europejskiej i Ukraińców, a właściwie Rosjan
którzy są niechętni do życia we wspólnocie z rządem w Kijowie. Bratobójcze
walki we Wschodniej Ukrainie utrwalają tą niezgodę i oddalają możliwość
kompromisu. Podział Ukrainy jest chyba konieczny, aby zapobiec dalszemu
rozlewowi krwi i rozszerzenia się konfliktu na kraje ościenne, głównie Polskę.
Pokojowy podział Czechosłowacji na Czechy i Słowację winien być dla Ukrainy
przykładem. W tym momencie wraca sprawa,
nazywana dzisiaj „Kompromisem w Monachium” do jakiego doszło 30 września 1938
miedzy Chamberlainem i Hitlerem, w czasie którego Chamberlain zgodził się na
oddanie Sudetów Czeskich Hitlerowi i cofnął swe poparcie dla rządu czechosłowackiego,
który się gotował do walki. Rok później Hitler wydal wojnę Polsce i
konsekwencje tej wojny wszyscy znamy. Mówiąc o Monachium i Hitlerze, niektórzy
z wojennych zapaleńców zarówno w Polsce jak i w USA porównują Putina do Hitlera
i Umowy w Mińsku do Umowy z Hitlerem w Monachium. W sumie takich fotelowych generałów, jak
można by ich nazwać, świerzbi ręka albo tyłek, aby rozprawić się z Rosją, którą
uważają za agresora.
Wgląda na to, ze
jedynym oponentem w rządzie amerykańskim do rozszerzenia wojny na Ukrainie jest
sam prezydent Obama, który mimo nacisków jest przeciwny wysłaniu na Ukrainę
ofensywnego uzbrojenia w postaci rakiet przeciwpancernych, helikopterów i
instruktorów, którzy nauczą Ukraińców jak się taką bronią posługiwać. Obama boi się, że lokalny konflikt na
Ukrainie może wciągnąć US i NATO do dużej wojny z Rosja. Powstaje pytanie,
czy taka wojna jest w interesie US i
jakie będą jej koszty? W chwili obecnej
US jest zaangażowane militarnie na
Środkowym Wschodzie i w Afganistanie. Na dłuższą metę Chiny naciskają na kraje
pobliskie, takie jak Wietnam czy Filipiny, z zamiarem kontrolowania ich wód
terytorialnych. Wgląda na to, że Chiny
chcą wypchnąć Stany Zjednoczone z Pacyfiku i stać się dominującym mocarstwem w
tamtym rejonie. Ze strategicznego punktu widzenia Chiny są ważniejszym
przeciwnikiem dla US niż Rosja i jej zaangażowanie na Ukrainie.
Do tego
wszystkiego, US ma kłopot ważniejszy niż zbrojne konflikty, z którym wiadomo
jak sobie radzi, albo raczej nie radzi. Problem jest ekonomiczny i polega na
dominacji dolara, jako tak zwanej waluty rezerwowej. Zaletą takiej waluty, jest
możliwość „bezkarnego” drukowania pieniędzy (dolarów) w postaci obligacji
pożyczkowych, które kupują różne kraje z Chinami i Japonią włącznie. Taka
sytuacja istniała od roku 1971, kiedy to Prezydent Nixon unieważnił wymianę
dolara na złoto, co spowodowało zastąpienie złota papierowym dolarem. Ostatnio jednak szereg krajów, ale głównie
Chiny i Rosja chcą obalić ten system i handlować miedzy sobą we własnych
walutach. Jeśli rola dolara, jako waluty
rezerwowej zostanie podważona, to trudno nam będzie prowadzić kosztowne wojny
bez podwyższenia podatków. W konsekwencji nasz standard życiowy zostanie
obniżony i można się spodziewać społecznej rebelii. Tego na pewno obawia się
nasz rząd i robi wszystko, aby uniemożliwić próby podważenia dolara, jako
waluty rezerwowej.
Następne pytanie
jest, czy frakcja w rządzie US, która pali się do wojny z Rosja, wymusi taka
wojnę, w ramach NATO, na Obamie? Z uwagi na bliskość terytorialną, Rosja ma
dużą przewagę nad US w konflikcie na terenie Ukrainy. Jeśli wojna z Rosją wybuchnie, to Polska
będzie krajem, który poza samą Ukrainą, ucierpi najwięcej. Czy Polska jest
gotowa do takiej ofiary w ludziach i zrujnowanych miastach? Jak zwykle w każdej wojnie, przeciętni ludzie
nie będą mieli wiele do powiedzenia. O nich kilkadziesiąt lat później będzie
się mówiło, że Polacy walczyli i umierali za „Słuszną i Szlachetną Sprawę”,
albo „Za Naszą i Waszą Wolność”.
Rumuński Noblista (2009)
I znowu te przeklęte
nocne mary. Uprzednio, 60 lat temu, jak
się przejadłem sałatką śledziową na dworcu w Koluszkach to miałem sny
erotyczne. Dzisiaj jak zjem taką samą sałatkę w Ameryce, to mi się śnią problemy
globalne. Może śledzie w sałatce nie bałtyckie, tylko z Wietnamu?
Tym razem śniło
mi się o Laureatach. Współuczestnikami mego snu byli: Laureat Pokojowej Nagrody
Nobla, Prezydent Obama i niemniej wybitny Redaktor Adaś Nichnik, Laureat
Rumuńskiej Nagrody Szermierza Demokracji w Europie Wschodniej (Nagrody Porównywalnej
z Noblem), Jako dziennikarz czasopism: „Tu” i „Tam” a nawet „Siam”, które
redaguję pod pseudonimem Johnek Kapusta, poprosiłem o komentarze tych dwu
Dostojnych Noblistów co myślą na interesujące nas globalne tematy.
Panie
Redaktorze Adasiu, w jaki sposób powinnam się do Pana zwracać w mych pytaniach,
czy „Panie Redaktorze”, z uwagi na Pańska redakcyjną pozycję w „Gazecie”, czy
też, bardziej personalnie, po przyjacielsku: „Panie Adasiu”?
Panie Kapusta, najlepiej będzie jeśli będzie się
Pan do mnie zwracał w sposób powszechnie przyjęty, czyli, Panie Laureacie
Adasiu.
Przepraszam,
ale poza Panem pozwoliłem sobie także, na ten wywiad, zaprosić innego Laureata,
tym razem Nagrody Nobla, Prezydenta Obama. Czy ma Pan coś temu przeciwko?
Panie Kapusta. Zasadniczo się zgadzam, ale mam
drobną prośbę, aby Pan posadził Prezydenta Obama za mną, aby mnie nie
zasłaniał, a także proszę o drobne wyciszenie jego mikrofonu, żeby mnie nie
przekrzykiwał.
Chciałbym także, aby poświecił Pan trochę więcej
czasu na moje odpowiedzi, jako że Prezydent Obama ma wiele innych możliwości
prezentowania swych opinii, a ja jedynie w mej skromnej „Gazecie”.
Panie
Laureacie, w swej wypowiedzi, podczas odbierania prestiżowej rumuńskiej nagrody
w NY ufundowanej ku czci rumuńskiego szermierza o demokrację, imienia Czałczesku,
wspomniał Pan, że walczy Pan w Polsce z „antykomunistycznym stalinizmem”. No i
że Pana przeciwnikiem jest w tej walce znany stalinista, niejaki Ksiądz
Grzybek?
Panie Kapusta, myli się Pan. Widocznie ma Pan
informacje z gadzinówki zwanej radiem „M”. Nagroda, którą mi przyznano jest
imienia pewnego Rumuna który walczył o demokrację w Europie Wschodniej. Ten
bohater na pewno nie nazywał się Czałczesku. Dokładnie jego nazwiska nie
pamiętam. Od nawału tych nagród mąci mi się już w głowie. Jeśli nie jest Pan
pewny co do tej nagrody, to proszę sprawdzić w Internecie. Tam wszystkie moje
nagrody są wyszczególnione na portalu mojej „Gazety”.
Panie
Laureacie, jak to jest, że rumuńską nagrodę odbiera Pan w Nowym Jorku?
Czy uroczystość nie powinna odbywać się w Bukareszcie?
Czy uroczystość nie powinna odbywać się w Bukareszcie?
Panie Kapusta. Uroczystość odbywa się tam gdzie
jest Fundacja. Czy Pan nie zauważył, że to nie jest osoba prywatna, tylko
Fundacja, a Fundacja to znaczy Fundusz, czyli po polsku Duży Szmal.
Panie Laureacie,
znaczy to, że na Demokracji można się dorobić Fundacji, czyli Funduszu, czyli
Szmalu. Czy te nagrody są opodatkowane?
Panie Redaktorze Kapusta. W dobrym towarzystwie nie
mówi się o podatkach. Jeśli chodzi o szmal to gołym tyłkiem nie świecę. Jakoś
zawsze do pierwszego mi starcza. Wróćmy jednak do religijnego stalinizmu i
Księdza Grzybka, którego raczej winien Pan nazywać Muchomorkiem. Ten Grzybek
zatruwa mi życie. Dostaję po prostu psychicznej grzybicy.
Dziwię się
Pańskiej reakcji, Panie Adasiu. Pan jako Laureat Wielu Nagród za Szerzenie
Tolerancji, jest Pan tak mało tolerancyjny w stosunku do Sługi Bożego, Księdza
Grzybka?
Czyżby to nie
zawodowa zazdrość? Pan Redaktor i ksiądz Grzybek obydwaj działacie w tak
zwanych mediach. Ksiądz Grzybek ma swe sukcesy z Radiem „M” i Telewizją „Tram”.
Może chodzi o szmal?
Panie Kapusta, ja szmalu to mam powyżej de..de..demokracji,
czyli uszu. Co przyjadę do Nowego Jorku to mi jakąś nagrodę wtryniają.
Zaliczyłem ich chyba 30. Doktoratów też mam, chyba 4. Oczywiście Honorowe. Może
tyle ile ich ma nasz były prezydent, Lech Wałęsa.
Niech Pan spojrzy na mój życiorys nagrodowy,
dostępny „po wsiem” na portalu „Gazety”. Na nerwy mi działa ten Grzybek, bo jak
mi donoszą, 50% Polaków słucha jego radia, a mogliby czytać moją „Gazetę”. Moja
ambicją jest aby 99.9% Polaków czytało moją Gazetę, no z wyjątkiem analfabetów.
Jak mi jest wiadome ksiądz Grzybek stworzył jakąś organizację terrorystyczną,
„Moherowe Berety”. Donoszą mi, że w Puszczy Kampinoskiej one ćwiczą atak na
wartości europejskie. Ja wnioskuję aby ich wciągnęli w USA i Brukseli na listę
terrorystycznych organizacji, takich jak Hezbolah i Hamas. Ja jestem za
wolnością, ale wolność nie może być rozpasana, aby każdy gadał co chce.
Przepraszam,
Panie Adasiu, ale muszę Panu przerwać. Wrócimy jeszcze do tego interesującego
tematu. Chcę na razie wykorzystać okazję, aby się dowiedzieć coś od Prezydenta
Obama, który właśnie dołączył do naszej grupy. Chciałbym mu zadąć kilka pytań
dotyczących jego nagrody Pokojowej Nagrody Nobla.
Panie
Prezydencie, czy Pokojową Nagrodę Nobla położy Pan pod Choinkę?
Medal położę, ale pieniądze to będę trzymał w
sejfie i wymienię na złoto przy najbliższej okazji. Wie Pan, mnie odwiedzają
rożni ludzie, także z zagranicy i nie chciałbym stwarzać pokusy i afery, gdyby
pieniądze ktoś zwinął. Nikogo nie podejrzewam, ale wiele krajów wpadło, na
naszą modłę, w kryzys. Są to ludzie zdesperowani. Podobno nawet bankierom z
Golden Sachs na chleb z kawiorem nie starcza .Ich szczególnie muszę
mieć na oku.
Po co złoto?
Dlaczego Pan Prezydent nie będzie trzymał nagrody Nobla w dolarach?
Jakoś mam złe przeczucie. Mój Beniek, ten od
drukowania naszej forsy, mówił mi, że dolar jest bezpieczny, ale jak to mówił
to miał jakiś nerwowy tik.
Panie Prezydencie,
jak Pan godzi Pokojową Nagrodę Nobla z Pańską decyzją wysłania dodatkowych
żołnierzy na wojnę w Afganistanie.
Mister, Kapusta, ja jestem Chrześcijanin, chociaż
niektórzy to kwestionują, i w moim kościele przy pewnych okazjach, zdaje się
pogrzebach, Pastor mówi:„Spoczywaj Bracie w Pokoju”. Ta nagroda pasuje jak ulał
do mych religijnych zasad i decyzji zaprowadzenia pokoju w Afganistanie. Jak
Pan wie, Mr. Kapusta, są różne pokoje na świecie. Są pokoje tymczasowe, które
kończą się wojną i są pokoje stałe, permanentne. Ja chcę aby pokój był wieczny
i ja im to załatwię. Świeć Panie nad ich duszą.
Panie
Prezydencie, wierze w Pańskie pokojowe intencje, ale ile ten wieczny pokój
będzie kosztować i kto ten rachunek zapłaci?
Oczywiście zapłacą Chińczycy, tak jak zapłacili za
Pańskie adidasy, Pański płaski telewizor i stymulusy dla bankierów na Wall
Street..
A jak nie
zapłacą, to co wtedy?
Sprzedamy
im nasze nieruchomości.
Jakie Pan
Prezydent ma na myśli? Most Brukliński?
Na początek sprzedamy im Taiwan. Nie wiem dlaczego,
ale Chińczycy się na Tajwan bardzo napalają. Polacy się na pewno dołożą, bo
maja w stosunku do nas stary dług wdzięczności za 13-ty punkt deklaracji
Prezydenta Willsona z roku 1918. Jak mi mówi mój Rom, bez tego punktu Polska by
była zerem na mapie. Rom się na Polsce zna, bo się urodził w stolicy Polski,
Chicago.
Panie Laureacie
Adasiu, a jakie jest Pana zdanie o groźbie ocieplenia przez wzrost CO2 w
atmosferze.
Ja się zgadzam, że z ocipianiem trzeba walczyć.
Ludzie winni budować światową demokrację z werwą i zapałem, jak kiedyś my,
Czerwoni Harcerze, Walterowcy, budowaliśmy Polskę Ludową, a nie siedzieć
ocipiali. Co innego ludzie starsi, co maja Cajmera. Im należy pofolgować.
Panie Laureacie
Adasiu, wydaje mi się, że Pan się przesłyszał. Ja się pytałem, co Pan myśli o
ocieplaniu a nie o ocipianiu. Jeśli chodzi o chorobę powodującą zanik pamięci,
to nazywa się ona chorobą Alzhaimera, a nie Cajmera.
Panie Kapusta, zgadza się, już sobie przypominam,
że Cajmer to ten co grał fajne kawałki do tańca w Polskim Radiu w Katowicach i
wyemigrował w 1968 roku do Izraela. Mówiło się wtedy, „Grasz bracie jak Cajmer
po północy”. Nie wiedziałem, że on był także naukowcem od starczego ocipienia.
Panie Adasiu,
może Pan wyjaśni jak Pan potrafi pogodzić swój nałóg palenia papierosów, który
powoduje zawyżenie CO2 w ziemskiej atmosferze, z walką o czyste powietrze i
ociepleniem.
Panie Kapusta. Jeśli Prezydent potrafi pogodzić
pokój z wojną, to pogodzenie fajczenia z klimatem, to dla mnie pestka.
Jeszcze jedno
pytanie, raczej niedyskretne. Panie Laureacie, nie jest dla nikogo tajemnicą,
że Pan czasami się jąka. Skąd się to bierze?
Panie Kapusta. Jak byłem dzieckiem to się nie
jąkałem. Dopiero jak dorosłem i własnoręcznie obaliłem komunizm to zdałem sobie
sprawę, że jestem geniuszem. Wtedy zacząłem się jąkać. Zdarza się to w trakcie
wypowiadania jakiejś, genialnej myśli, którą goni i chce zdystansować, myśl
jeszcze genialniejszą. Przy zderzeniu dwu genialnych myśli w mej głowie
powstaje zająkniecie. Nazywa się to naukowo: „konfliktem genialnych
koincydencji”.
Panie Adasiu,
cieszę się, że jest Pan ze mną taki szczery. Mamy ze sobą wiele wspólnego. Ja
tez mam problemy z genialnością. Kiedyś mnie z tego leczyli, elektrowstrząsami.
A Pan? Czy poddał się Pan terapii?
Na terapię nie miałem czasu, bo cały czas
poświęciłem walce z ksenofobią.
Panie Adasiu,
Prosiłbym jeszcze o wyjaśnienie kilku Pańskich słów, że w Polsce tworzy się
atmosferę anty-ukraińską. Czy może być Pan bardziej precyzyjny, kto taką
anty-ukraińską atmosferę stwarza?
Panie Kapusta.
Czy jechał Pan kiedyś samochodem z Warszawy do Katowic szosą zwaną „Gierkówka”?
Tak jechałem.
Czy Pan zauważył, zaraz za Radomskiem, urodziwe
dziewczęta, rzucające uśmiechy zmęczonym długą drogą, kierowcom TIR-ów? Podobno
wiele z nich to Ukrainki. Otóż te moherowe terrorystki, od księdza Grzybka,
utrudniają im społeczną działalność. Zimą zmuszają je do zakładania ciepłych
majtek. Wykrętnie tłumaczą to chrześcijańskim miłosierdziem. Moja „Gazeta”
poruszy tą sprawę z Policją Drogową.
A więc, jaki z
tego wniosek? Panie Adasiu?.
Panie Kapusta, czy to co powiedziałem o TIR-ówkach
nie jest najlepszy przykład anty -ukraińskiej działalności pewnych ekstremalnych
kół w kościele katolickim, sterowanych przez stalinistę, księdza Grzybka?
Rzeczywiście,
Pan Redaktor ma rację. Nie pomyślałem.
Panie Kapusta, Pan nie pomyślał, a myślenie ma wielką przeszłość i być może, także przyszłość,
szczególnie w Polsce, jak kiedyś to odkrył mój przyjaciel, zmarły niedawno,
słynny filozof, Profesor Kołakowski. Winien dostać za to Nobla, ale mu się
zmarło.
No to chyba na
tym ten interesujący wywiad zakończymy. Pan Redaktor Adaś pewno także się
spieszy do odebrania następnej nagrody za walkę z „Rozpasaną Fanaberią”. A ja
też muszę się trochę przespać.
Życzę Panom
Okolicznościowego „Pierwszego Aprilusa”!
Johnek Kapusta
Redaktor czasopism globalnych: „Tu”, „Tam” i „Siam”
Columbus, Ohio, USA
Redaktor czasopism globalnych: „Tu”, „Tam” i „Siam”
Columbus, Ohio, USA
28 marzec, 2016
Panika Wśród Ludzi Oświeconych
RE: Amerykańskie Wybory
To co się dzieje
dzisiaj w czasie kampanii przedwyborczej wino się dziać wiele lat temu. Wrzód
który trawił społeczeństwo amerykańskie w końcu pękł i się objawił w czasie
bieżących przedwyborów prezydenckich.
Popularność dwu kandydatów, Donalda Trump’a i Bernie Sanders’a wskazuje,
że Amerykanie nie chcą dłużej tolerować wybranych zakulisowo polityków, którzy
jak marionetki podskakują na sznurkach oligarchów finansowych. Oczywiście dwaj
kandydaci Trump i Sanders różnią się
zasadniczo. Trump portretuje siebie, jako bogatego przedsiębiorcę, miliardera,
który jest niezależny finansowo i który sam finansuje swoją wyborczą kampanię.
Sanders, natomiast przedstawia siebie, jako socjalistę, tym, który po
marksistowsku odbierze tym, co mają i da tym, co im zazdroszczą. Na pojawienie
się takich niezależnych kandydatów
zakulisowa oligarchia nie liczyła. W prasie amerykańskiej tej, która sama
siebie nazywa opiniotwórczą, pojawiają się paniczne artykuły. Wymyślono już dla
takich ludzi pejoratywne wyzwisko; „populiści”. Dla tych co na politycznej
poprawności jeszcze się nie znają, wskazanie jest żeby się nauczyli, że „populista”
to jest synonim negatywny od słowa
złowieszczego ;„faszysta” i nie należy
go mylić z pozytywnym określeniem, że ktoś jest „popularny” albo „postępowy”
(progressive) , jak np. Hilary Clinton czy Prezydent Obama.
Wzrost popularności
„populistów” nie kończy się na Stanach Zjednoczonych. Ma również swe miejsce w
Europie, miedzy innymi w Polsce, gdzie do władzy doszła „populistyczna” partia
„Prawo i Sprawiedliwość”, domagająca się spolszczenia polskich mediów oraz
banków, które to niewidzialnie, prześlizgnęły się w niemieckie ręce. Artykuły krytykujące
nowe decyzje polskiego rządu, zarówno w
Stanach Zjednoczonych jak i w Europie, są
jakby były pisane pod kalkę na tej samej, starej maszynie, na której kiedyś
pisano artykuły w sowieckiej „Prawdzie”
. Trudno mi powiedzieć, czy maszyna ta znajduje się w Waszyngtonie, Berlinie
czy w Warszawie? Znajomy przerażony
Kanadyjczyk zapytał mnie niedawno, co się dzieje w odległej Polsce? Ja mu
powiedziałem językiem, który dobrze zrozumiał: „Jeśli nie wiadomo o co chodzi,
to na pewno chodzi o szmal”.
Jeśli więc „populiści”
doszli do władzy w Polsce i na Węgrzech, wiec z nimi Żelazna Kanclerz
Unii Europejskiej, Frau Merkel, w
dalszej kolejności się rozprawi. Na razie nasza Frau Kanclerz ma wielki problem
ze swoim własnym narodem na skutek zaproszenia do Niemiec miliona i więcej,
mahometańskich emigrantów. Otóż ten zdyscyplinowany, niemiecki naród, który zawsze słuchał i
umierał za Furera, tym razem się buntuje i głosuje na populistyczną partię,
„Alternative für Deutschland”.
Co z tego wyniknie i jak długo Merkel będzie tonąć w mahometańskiej sadzawce,
nie wiadomo? Na razie żądania Unii Europejskiej domagające się Polski
demokratycznej, czyli podległej Unii Europejskiej, albo ściślej Niemcom,
wypowiadane głównie w języku niemieckim, jakoś ucichły. Należy się spodziewać
powrotu tej międzynarodowej nagonki, jak tylko Niemcy przyzwyczają się do
nowych mahometańskich przybyszy. No ale
wróćmy do Ameryki, kraju, który reszcie świata wzoruje jak demokracja winna wyglądać.
Eksplozja „populizmu”, nie rożni się wiele od eksplozji
frustracji wśród szerokich rzesz społeczeństwa rosyjskiego i niemieckiego przed
i w czasie pierwszej wojny światowej. Wtedy to Carowie i Imperatorzy nie
chcieli, albo nie byli zdolni do podzielenia się władzą uważając, że jako
namaszczeni przez Boga, władza im się
należy. Odnosi się wrażenie, że dzisiejsza oligarchia ma podobne przekonanie, z
tym, że Boga zastąpiono „ Wybitnie Oświeconymi”. Tak jak kiedyś nas uczono, że
„Partia jest Przewodnią Mas”, tak teraz szerokie masy winny się podporządkować
przewodniej, oświeconej inteligencji zrzeszonej w setkach dobrze finansowanych
wszelakich Instytutach Pokoju, Spokoju i Najwyższej Inteligencji, której
przedstawicielami są; American Enterprise Institute, Aspen Institute, World
Economic Forum in Davos i setki im podobnych.
Niebezpiecznym jest, że ci ludzie, mający wpływ na amerykańską politykę
i ekonomię wierzą w swą intelektualną wyższość. Tego rodzaju egocentryzm
może doprowadzić do wielkiej katstrofy. Są na to dowody we wczesnej i ostatniej
historii. Dziesiątki milionów ludzi
straciło z tego powodu życie. Niektórzy z nas tą rasową i intelektualną
wyższość dobrze pamiętają.
A jak to się
stało w Ameryce?
Rewolucyjne zmiany
w gospodarce amerykańskiej nastąpiły w momencie pojednania Stanów
Zjednoczonych z Chinami. Pojednanie było
spowodowane obawą przed ZSSR. Za pojednaniem politycznym poszło pojednanie
ekonomiczne i w konsekwencji eksport amerykańskiego przemysłu do Chin, co
wydawało się na początku korzystne zarówno dla Chin jak i USA. Jak na ironie
likwidacja przemysłu amerykańskiego była odpowiedzią właścicieli i menażerów na
żądania wysokich stawek godzinowych przez związki zawodowe, Co prawda robotnicy w Ameryce tracili prace,
ale świadczenia socjalne rosły. Ich koszt był i jest pokrywany przez rządowe
zagraniczne pożyczki. Także produkty produkowane w Chinach były wielekroć
tańsze od podobnych produktów produkowanych w USA. W uproszczeniu Rządowi się
wydawało, że społeczeństwo będzie spokojnie gnuśnieć przed telewizorami, jeśli
zasiłki rządowe zapewnia im syty żołądek. W USA zapanował stan nirwany z coraz
większą liczbą ludzi bezrobotnych, albo na rożnego rodzaju zasiłkach.
Bezrobocie wymuszone albo z wyboru ma bardzo poważne skutki na psychologię
społeczeństwa, pomijając element ekonomiczny. W społeczeństwie amerykańskim
mamy coraz więcej rodzin, które nie znają pojęcia „praca”. W niektórych
rodzinach z zapomogi żyje już trzecie pokolenie. W szkolnych testach zabronione
jest pytanie; „Co robi twój ojciec jak wraca z pracy do domu?” Dzieci nie znają
pojęcia „praca”, jako że się z praca od lat nie spotkały.
Trudno tu powiedzieć, kto jest odpowiedzialny za
zaistniały stan rzeczy, szczególnie, jeśli władza jest rozmyta. Ludzie jednak
wolą mieć sojusznika, z którym mogą się identyfikować. Takim sojusznikiem dla
dużej części społeczeństwa wydaje się Donald Trump. Natomiast
frustracja znajduje winowajcę w
oligarchii o jaką obwiniamy Rosję, ale która także istnieje i ma się
dobrze w USA. Oligarchia to nie tylko wielkie pieniądze, ale też grupa ludzi
których byt i stanowiska zależą od tych pieniędzy. Czyli głownie polityków i
managerów wielkich międzynarodowych korporacji , ukrywających się pod szyldem
dwu różnych, a właściwie tej samej „zjednoczonej” partii. Od lat utarło się
ironiczne powiedzenie, że mamy taka demokrację, którą możesz kupić. Nie jest
wiec wstydliwym afiszować się z ilością milionów dolarów zebranych na kontach
prezydenckich kandydatów. Te miliony nie pochodzą od poszczególnych wyborców,
ale od miliarderów takich jak bracia Koch.
Natomiast Trump, bez zezwolenia Oligarchii, sam finansuje swoja kampanie
wyborczą. Takiemu to trzeba walnąć linijką po łapach albo po prostu prawym
sierpowym w szczękę.
Tak czy inaczej Oligarchia Ludzi Oświeconych, ktokolwiek
nią jest, wpadła w panikę. Widać to wyraźnie w kampanii w mediach przeciwko
Trumpowi, który mówi o rzeczach o
których elegancki, oświecony człowiek by
nawet nie pomyślał i jest na tyle bogaty, że nie można go kupić. Po prostu nie
pasuje do żelaznego prawa „systemu demokratycznego”, że każdy człowiek ma swoją cenę. Jego przeciwnikiem, a właściwie przeciwniczką
jest Hilary Clinton, ale ta zalicza się do dobrze sprawdzonego „układu”. Układ wie czego się od Hilary
Clinton może spodziewać. Jej wyborcami będą ludzie na zasiłkach rządowych,
którzy spodziewają się po niej większych zasiłków. To będzie łatwe do
zrealizowania poprzez dalsze pożyczki. Hilary nie jest wiec wielkim problemem
dla ludzi z Oligarchii, którzy czują się
bezpiecznie z Hilary Clinton u steru władzy.
No wiec
kiedy rozliczyliśmy sie z Trumpem i Clintonową, nie możemy pominąć innego
popularnego „populisty”, którego jakoś oligarchia nie atakuje, mimo że może być
dla nich bardziej niebezpieczny niż Trump. Mam na myśli Bernie Sanders’a, dla
którego mimo podeszłego wieku narzuca się imię ”Nowy Lenin”. Otóż na niego
podobno głosuje sfrustrowana młodzież z bogatych rodzin i bezrobotni Eskimosi
na Alasce. Ponieważ młodzież ta zwykle żyje albo na koszt pracujących rodziców,
albo na koszt pożyczek studenckich, łudzi się nadzieją, że Bernie obali
pożyczki i da dobrze płatną, lekką pracę
tym co na razie studiują
antropologię ludzi dzikich, feminizm, peklowanie korniszonów albo wojny
punickie . A skąd Bernie weźmie na to pieniądze? Naturalnie odbierze bogatym,
tym przysłowiowym 1% społeczeństwa i da nie tyle biednym co tym wymagającym,
jako że o biednych już dawno zadbano. Oligarchia patrzy, słucha i z pobłażaniem się uśmiecha.
No cóż oni także kiedyś byli naiwni i
młodzi. Wiadomo że trockizm się już
przeżył, a właściwie przepełznął niepostrzeżenie z Lewicy do Prawicy z nowym
pseudonimem jako neo- konserwatyści, Z Trumpem jest jednak inaczej, on staje
się z dnia na dzień coraz groźniejszy.
Czy mogło
być inaczej?
Może by mogło, ale w zaistniałym systemie nikt niezależny
i uczciwy nigdy nie miał szansy. Jeśli taki człowiek chciał by powiedzieć
prawdę, tak jak mówił np.Ron Paul,
że nasz kraj jest zrujnowany i żyjemy za
pożyczone pieniądze, nikt by go nie brał poważnie. Nikt nie chce znać prawdy,
łącznie z wyborcami. Ułuda brzmi schlebiająco i dlatego Ron Paul nigdy nie miał
szansy. A wiec będziemy mieli do wyboru Hilary Clinton albo
Trump’a. Zobaczymy co z tego wyniknie. Man nadzieje że obejdzie się bez walenia
po buzi. A ja będę stał na krawężniku i się przyglądał.
Posłanie Św. Mikołaja o
kredytach i Afganistanie
Obudziłem się dzisiaj, 6 tego grudnia, w
Dzień Świętego Mikołaja, mając świeżo w pamięci mój proroczy sen. Nagle
zrozumiałem, że bezwiednie stałem się posłannikiem wielkich idei. Oczywiście
nie na miarę Mojżesza, ale prawie. Odniosłem wrażenie, że ten sen był
zainicjowany przez samego Świętego Mikołaja.
Natychmiast się zerwałem z łóżka i
pośpieszyłem opisać me senne spotkanie z Redaktorem poczytnej w Polsce Gazety.
Imię jego zapamiętałem, gdyż było podobne do imienia mego brata, Adasia. Był
nim Adaś Pichnik.
Panie Janie, zwrócił się do mnie Redaktor
Adaś, z lekka się jąkając, chyba w zetknięciu z moją dominującą osobowością.
Na początek, pozwólmy sobie ustalić jak Pana,
Panie Janie, będę tytułował, jako że jest Pan człowiekiem Polsko-Amerykańskiego
Renesansu, Badylarz, Groszorób, Naukowiec, Publicysta a nawet Kochanek, a na
firmowej wizytówce ma Pan napisane: "President".
Panie Redaktorze, co do tytułu Kochanek,
aczkolwiek odpowiedni w swoim czasie, ostatnio go zaniechałem, od czasu jak
nawalił mi kręgosłup i nie mogę się szarmancko schylać aby całować dłonie
Pięknych Pań.
Także, Panie Redaktorze, wypraszam sobie
nazywanie mnie badylarzem, gdyż w badylami nigdy nie handlowałem, chociaż
rzodkiewki i szczypiorek w doniczce, na balkonie, owszem, hoduję. Niech mi Pan
mówi, po prostu Janek.
Panie Janku, donoszą mi, że ma Pan jasne
zdanie na temat polityki amerykańskiej i ostatnich wypowiedzi Pańskiego
Prezydenta Obamy na temat wojny w Afganistanie, Bezrobocia i Stymulowania
Drobnego Biznesu.
Panie Redaktorze, proszę mi wyjaśnić kto komu
i na kogo donosi? Bo ja z drugą żoną rozwiodłem się z powodu donosów.
Panie Janku, czy żona na Pana donosiła?
Wręcz przeciwnie. Ktoś jej doniósł, że mam na
boku inną dziewczynę z większym biustem. To było po prostu potworne.
Wspomniał Pan, że to było potworne. Co było
potworne? Ten biust?
Panie Redaktorze, dziwię się, że Pan jako
człowiek żonaty nie może zrozumieć prostej rzeczy. Potworne było, że ktoś mej
żonie o tym biuście doniósł. Od tamtego czasu jestem głęboko zbulwersowany
brakiem zasad moralnych w polskim społeczeństwie. Donosiciel na donosicielu.
Trzeba ich wszystkich zlustrować!
Co do powszechnej lustracji to się nie
zgadzam. Lustra są konieczne, ale jedynie we właściwym miejscu i do właściwych
celów, np. w toalecie, czyli po polsku, sraczu, do lustracji swego oblicza. W
lustrze można na przykład zidentyfikować "zajob" albo
"trądzik" na nosie. Trzeba taki zajob wycisnąć, a potem
zdezynfekować. Najlepiej alkoholem.
Proszę o następne pytanie.
Panie Janie, wspomniał Pan, że jest Pan także
"Publicystą". Gdzie Pan publikuje?
Panie Redaktorze, publikuję i Tu i Tam.
Panie Janie, nie znam takiego czasopisma. Czy
to są dwa dzienniki, jeden o nazwie TU a drugi TAM? Krajowe, czy emigracyjne?
Są raczej globalne i jest ich więcej, bo
publikuje także w "Siam".
Czyli publikuje Pan w czasopismach Tu, Tam i
Siam?
Zgadza się.
Zadam Panu pewne kłopotliwe pytanie, na które
może Pan nie odpowiedzieć.
Proszę bardzo, Panie Redaktorze.
Cze te czasopisma są "anty" czy
"pro"?
Wydaje mi się, że są "anty-anty".
To świetnie. O to mi właśnie chodziło. Nie
będę miał kłopotów z publikowaniem wywiadu z Panem w naszej Gazecie.
Panie Janie, co Pan myśli o wojnie w Iraku i
Afganistanie?
Panie Redaktorze, my Prezydenci, to znaczy
ja, Prezydent Wałęsa i Prezydent Obama mamy na ten temat to samo zdanie.
Jesteśmy wszyscy za, a nawet przeciw.
Dziękuję za klarowne i lakoniczne
wyjaśnienie. To będzie przemawiało do czytelników mej Gazety.
Finansowe Objawienie
Historia dokumentuje różne objawienia. Jedno z bardziej
popularnych zdarzyło się Mojżeszowi na Górze Synaj, inne nieco później memu
imiennikowi Janowi Ewangeliście o Apokalipsie a jeszcze inne Archimedesowi z
Syrakuz, podczas kąpieli w wannie o zasadach hydrostatyki. Moje objawienie
miało miejsce we Wrocławiu i dotyczyło finansów.
Była to zima na przełomie roku 1952/53. Gazety
rozpisywały się szeroko o spisku moskiewskich lekarzy na życie Wodza Narodów -
Stalina oraz o jego genialnym dialogu z niejakim Mikołajem Marrem o początkach
ludzkiego języka. Mikołaj Marr miał szczęście umrzeć przed 13 laty, wiec jego
lingwistyczne różnice ze Stalinem nie mogły mu już więcej zaszkodzić. Mnie
jednak absorbowała myśl, czy będzie mnie stać na tzw. drugie danie w stołówce
studenckiej prowadzonej przez stowarzyszenie „Caritas” przy ul. Szewskiej. Jak
wiadomo ówczesnym bywalcom tej stołówki, pierwsze danie, czyli zupa i chleb
były darmowe i nie wymagały kuponów. Kupony były potrzebna dla drugiego dania,
zwykle zawierającego odrobinę mięsa. Za kupony trzeba było płacić.
Byłem już studentem pierwszym roku Politechniki
Wrocławskiej, gdzie się dostałem z pomocą mej ciotki Otylii Woyczyńskiej, która
zauważyła u mnie przebłysk, a może ogarek, zdolności intelektualnych, nie
zauważonych przez mych częstochowskich nauczycieli. Ciotka Otylia będąc sama
nauczycielką matematyki, w czasie uprzednich wakacji, podciągnęła mnie na tyle
w mej wiedzy matematycznej, że zdałem egzamin wstępny, bez protekcji.
Prawdę mówiąc, ciotka moja, nie ufając ruletce egzaminu
wstępnego na Wydział Łączności ( dzisiaj elektroniki), gdzie na jedno miejsce
kandydowało 4 kandydatów, obstawiła wszystkie możliwe szanse, zarówno czerwone
i czarne. Było to możliwe, ponieważ egzaminatorami byli jej uczniowie, których
obowiązkiem było spieszenie mi z „pomocą”, na wypadek, gdybym egzamin
spartolił. Na szczęście zapobiegliwość ciotki nie była potrzebna, bo egzamin
zdałem bez uciekania się do „kumoterskich” koligacji. Ale do rzeczy.
Idę więc sobie, już jako student, ulicą Świdnicką, a w
mych butach z dziurawą podeszwą chlupie woda. Godzina dnia jest mi nie znana,
gdyż posiadanie zegarka było wtedy dla mnie luksusem, który czekał właśnie na
moje finansowe objawienie. Ząb mnie boli, ale do dentysty nie pójdę, gdyż
jestem przekonany, że niedługo umrę, gdyż cos mnie boli w prawym płucu, gdzie
na Rentgenie widać zwapnioną plamę od głodnego dzieciństwa i zakażenia gruźlicą
w czasie wojny. Będąc przekonany o niedalekiej śmierci, w „kwiecie wieku”, nie
zamierzam tracić pozostałego mi czasu na wizyty u dentysty. Wiem, że śmierć
jednym machnięciem kosy, uśmierzy me wszystkie bule i wyleczy próchnicę. Jak
powszechnie wiadomo, w trumnie uzębienie, nawet zdrowe, jest mało przydatne. Z
trumny nie sposób się wygryźć.
Po wdepnięciu do "Delikatesów", mieszczących
się na parterze Państwowego Domu Towarowego, PDT, i zaciągnięciu się wonią
kabanosów, o których nabyciu mogłem jedynie marzyć, zmierzam gnuśnym, krokiem w
kierunku ul. Świerczewskiego (dzisiaj Marszałka Piłsudskiego) . Po dotarciu do
rogu Placu Kościuszki bezwiednie skręcam na prawo i przez wielkie okno,
mieszczącej się tam Kawiarni „Stylowa”, zauważam, prawie pod moim nosem,
wytworne, jak mi się wydawało, towarzystwo mieszające srebrnymi ( na oko),
łyżeczkami, parzoną „po turecku” czarną kawę.
Co więcej na ich talerzykach widać smakowite (na wygląd)
torciki i rurki z kremem. Eleganccy panowie i panie są w trakcie
intelektualnych dyskursów, żywo gestykulując rękoma z zegarkami zagranicznej
marki Doxa, na nadgarstkach. Przemknęło mi przez myśl pytanie, poco tym
burżujom zegarki, kiedy podobno szczęśliwi (i bogaci) czasu nie liczą. Czarę
mej proletariackiej goryczy dopełnił widok trzech wytwornych limuzyn
radzieckiej marki Pobieda, zapakowanych niedbale, wprost naprzeciw wielkich
okien kawiarni "Stylowa". Znając ze słuchu astronomiczną cenę tych
pojazdów, w myśli policzyłem, że moja rodzina musiałaby nie jeść przez lat
pięć, aby zaoszczędzić na kupno takiego, nawet używanego samochodu.
Nagle umysł mój się rozjaśnił, a nawet zagorzał światłem
wiadomości złego i dobrego. Mój gnuśny dotychczas mózg nagle pojął, że
pieniądze i "bogactwo" istnieją, tutaj w naszym siermiężnym PRL-u. Ci
ludzie za taflą szyby kawiarni "Stylowa" są tego dowodem. Oni mają
pieniądze. Na pewno nie pracowali na Poczcie, jak mój ojciec, i nie kupili ich
za głodowe pensje. Jeśli więc realne pieniądze istnieją to pozostaje tylko
znaleźć do nich drogę. Sam byłem zdumiony faktem, że nie czułem zazdrości.
Byłem im nawet wdzięczny z samego faktu, że są "bogaci" i że
istnieją.
Oni byli dla mnie drogowskazem do dalszego działania.
Reszta to pestka. Reszta to tylko czas i wysiłek. To objawienie możliwości
dostąpienia "bogactwa" odwróciło mą uwagę od czyhającej na mnie za
węgłem gruźliczej śmierci. Być może od tego momentu plama na mym płucu zaczęła
się zmniejszać leczona poprzez dietę złożoną z kabanosów i kiełbasy myśliwskiej-
suchej. Zdjęcia rentgenowskie mych płuc w następnych latach teorię tę
potwierdziły. Kilka tygodni po tym cudownym zjawisku w dolinie rzek Odry i
Oławki, me finansowe objawienie stało się rzeczywistością i to w odległości
zaledwie 200 metrów od Kawiarni "Stylowa", w budynku Opery
Wrocławskiej. Tam właśnie z kilkoma kolegami, dostałem pierwsze zatrudnienie
jako "statysta". Bez mego udziału, sukcesy baletu osnutego na tle
chińskiej rewolucji, pod tytułem "Czerwony Mak", lub baletu
"Fontanna Bachczysaraju" , byłyby pod znakiem zapytania. Za pierwsze
pieniądze zarobione w roli "aktora" kupiłem sobie zegarek. Nowe buty
musiały jeszcze poczekać do następnego roku. Na razie je podzelowałem.
Musze wspomnieć, że najbardziej sobie chwaliłem rolę w
balecie "Czerwony Mak", gdzie grałem rolę chińskiego burżuja,
ubranego w czarny smoking, siedzącego w kawiarni w Szanghaju, popijającego
szampana, w czasie kiedy za oknem policja, na zlecenie kapitalistów, biła
nahajami robotników. Nie przypuszczałem wtedy, że 50 lat później taką rolę,
aczkolwiek bez smokingu, nahajki i policji, będę odgrywał w życiu codziennym.
Aczkolwiek w mym życiu nikomu nie zazdrościłem sukcesu
czy bogactwa, muszę przyznać, że jednym z elementów napędowych mej działalności
były przykre wspomnienia o biedzie i upokorzeniach mych rodziców przyjmujących
od stryja weterynarza z Radomska zawiniętą w gazetę świńską wątrobę, a od
drugiego z Kłomnic zdechłą na „pomór”, oblepiona gliną (dla konserwacji) kurę .
Z perspektywy 70 lat widzę siebie, że byłem dzieckiem krnąbrnym i dumnym co mi
chyba na resztę życia zostało. Późniejsze własne doświadczenia dodały się do
wspomnień z biednego dzieciństwa.
Dziesięć lat później, już jako inżynier, ciągle jeszcze
biedny ale już nie głodny, znalazłem się w Szwecji bez własnego samochodu.
Pewnej nocy, zimową porą, człapiąc po mokrym śniegu z Instytutu Fizyki do
oddalonego o kilka kilometrów wynajętego na mieście pokoju, spostrzegam, że wielki
czarny Mercedes z atrakcyjną blondynką za kierownicą zwalnia biegu i staje przy
mnie, wzdłuż krawężnika. Blondynka spuszcza okno samochodu i pyta mnie o drogę.
Wydało mi się, że raczej ciekawa była, kto w taką psią pogodę zmierza na
piechotę, pustą ulicą? Może miała litość nad zmarzniętym biedakiem a może
chciała mnie podwieźć.
Zagadnięty odpowiedziałem po angielsku, z wyraźnym
polskim akcentem, którego nawet dzisiaj, po 40 latach w Ameryce, się nie
pozbyłem. Wtedy atrakcyjna dziewczyna bez słowa zamknęła okno i ze skrzypem
opon odjechała. Pozostał mi niesmak upokorzenia podobny chyba do odczucia
żydowskiego arendaża któremu zbankrutowany i zapożyczony u niego hrabia kazał
wchodzić do pałacu kuchennymi schodami. Wydawało mi się, że „bogata” Szwedka
oceniła moją osobę jako nie godną jej towarzystwa. Być może, że prawda była
inna i niewinna, a moja ocena sytuacji były wynikiem mych kompleksów biedaka.
Niemniej takie właśnie kompleksy przełożyły się w mym życiu na czyny.
Powiedziałem sobie wtedy: Nigdy Więcej Biedy!
Nieco później, moje życie towarzyskie w Uppsali
ograniczało się do częstych potańcówek organizowanych przez kluby studenckie,
zwanymi tam Nacjami (Korporacjami). Potańcówki były dobrą gimnastyką, ale nie
dla gimnastyki tam chodziłem. Liczyłem na to, że moje talenty baletowe ( w
Boogie-Woogie) przełożą się na seksualne uniesienia. Niestety w większości
wypadków do domu akademickiego w dzielnicy Eriksberg, wracałem sam. Kiedyś
jednak na jednej z takich potańcówek zainteresowała się moją osobą urodziwa dziewczyna,
Szwedka, która o dziwo, nie mówiła po angielsku. Ponieważ moja znajomość języka
szwedzkiego była znikoma komunikacja między nami więc była, nazwijmy ją,
cielesna. Na szczęście jej koleżanka tańczyła ze Szwedem, który mówił dość
dobrze po angielsku i posłużył nam za tłumacza. Kiedy o godzinie drugiej w nocy
tańce się skończyły, panie zaproponowały abyśmy spędzili resztę nocy w ich
pobliskim mieszkaniu.
Po dotarciu do miejsca spodziewanej wymiany proponowanych
usług erotycznych, zauważyłem, że mój „tłumacz” szeptem konferuje z moja
partnerkę od tańca. Zapytałem go, co waćpannę interesuje, jako że moja
prezencja fizyczna i poczucie rytmu (w tańcu) winny być dla niej oczywiste. A
także nie było dla nikogo tajemnicą, że nie śmierdziałem groszem. Szwedzki
"tłumacz" wyjawił, że moja bogdanka interesowała się inteligencją mej
osoby jako, że bariera językowa uniemożliwiała jej osobistą ocenę mych
intelektualnych kwalifikacji. Dla pewności, przed rzuceniem się w szał
erotycznych uniesień, zaciągała opinii osoby postronnej i wiarygodnej.
Wiadomość ta sprawiła, że nagle moje erotyczne uniesienie
sczezło, a uciekając się do botanicznej analogii, skurczyło się z wymiarów
dorodnego ogórka do pojedynczego źdźbła szczypiorku. Ratując się od zupełnej
kompromitacji umknąłem na klatkę schodową i dalej piechotą do domu, zostawiając
mego tłumacza w towarzystwie dwu zdezorientowanych sytuacją panienek. Czy mój
tłumacz się „intelektualnie” spisał, czy też nie, nigdy się nie dowiedziałam,
gdyż ani jego ani żadnej z tych kobiet nigdy już nie spotkałem. Niemniej, po
tym zdarzeniu pozostał mi niesmak i upokorzenie, które w pewnej mierze stało
się siłą napędową do poprawy własnej pozycji u Pięknych Pań na resztę
emigracyjnego życia.
Czyli, nigdy nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, albo nigdy nie jest tak źle aby nie mogło być gorzej. Także wtedy powiedziałem sobie: Nigdy Więcej …..!
Czyli, nigdy nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, albo nigdy nie jest tak źle aby nie mogło być gorzej. Także wtedy powiedziałem sobie: Nigdy Więcej …..!
Kiedy w Ameryce, wiele lat później, w rożnych sytuacjach
zagabywały mnie już nie panienki, ale doświadczone życiowo panie, nie
interesował ich już mój poziom intelektualny. W myśl amerykańskiej zasady -
"Czas to pieniądz", pytały : "Czy jesteś rozwiedziony i ile
płacisz alimentów?" W takich wypadkach zwykle odgrywałem rolę, męża
porzuconego przez ambitną kobietę poświęconą całkowicie swej karierze w wielkim
banku inwestycyjnym, Merrill Lynch.
Utrzymywałem, że moja była żona była kobietą, której
ambicji i karierze nie zdołałem dorównać. Co do alimentów, to owszem alimenty
dostaję, gdyż dochody mej byłej żony dziesięciokrotnie przekraczają moje. Niestety,
albo na szczęście, moje interlokutorki nagle traciły zainteresowanie mą szarą,
pozbawioną ambicji osobą i dzięki temu, w miarę upływu czasu, zostałem
człowiekiem zamożnym a nawet bogatym. Co więcej rozwody, ani krach na giełdzie,
nie uszczupliły mojej, jak to mówią prawnicy, „ masy spadkowej”. Ciekawym
zbiegiem okoliczności moje „aktywa” trzymam na kontach w tym samym banku,
którym, podobno, kiedyś zarządzała moja ambitna, wydumana, była żona.
Panie Janie, czy wygramy tę wojnę w
Afganistanie? Mówię "my", bo bez nas, Polaków, Ameryka by na pewno te
dwie wojny , w Afganistanie i Iraku, sromotnie przegrała.
Dobrze to Pan Redaktor określił,
"sromotnie". Bo bez sromu nie byłoby z kim i komu", pozwolę
sobie poetycko zażartować.
Ale z Pana dowcipniś. Czy Pan studiował
kiedyś ginekologię towarzyską?
A Panu, Panie Redaktorze, też nic w
dziedzinie humoru nie brakuje. Jak czytam Pańską Gazetę, to obawiam się , że
pęknę ze śmiechu i się posiusiam w portki.
Pan, Panie Janie, jest jedynym, który uważa
naszą opiniotwórczą gazetę za żart. Polacy w Polsce ją gremialnie kupują i
wierzą jak w Biblię.
Jeśli to prawda, co Pan Redaktor mówi, to Pan
potwierdza moje podejrzenie, że Polska to kraj głęboko wierzących obywateli.
Panie Janie, powróćmy jednak do głównego
tematu. Jaką radę miałby Pan dla Prezydenta Obama i Polski, abyśmy szybko
wygrali wojnę w Afganistanie?
Przede wszystkim wygrywać winniśmy nie za
szybko, bo bezrobocie u nas duże. Nie ma gdzie zatrudnić powracających
żołnierzy, chyba w Chinach, bo tam są nasze fabryki. Na razie, niech sobie
chłopaki w Afganistanie pooddychają czystym, górskim powietrzem.
A po zatem? Co Pan radzi?
Zgadzam się z moim Prezydentem co do wysłania
30-tu tysięcy dodatkowych żołnierzy, pod warunkiem że będą to same dziewczyny .
Należy zwiększyć procent dziewczyn w armii, aby chłopaki mieli w czym wybierać.
Inaczej, żołnierze myślą tylko o anatomii Maryni, zamiast niwelować ten Terror, który
nam zagraża.
Panie Janie, dlaczego Pan mówi o Maryni?
Przecież kobiety w Ameryce maja setki innych imion, np. Lucy, Mary etc.
To taka metafora, bo kiedy żyłem w Polsce to
mi mówiono, że ciągle myślę o anatomii
Maryni. Maryni, prawdę mówiąc
nigdy nie myślałem. Daję Panu ZMP-owskie słowo honoru. Maryni nie znałem.
Czy Pan ma jeszcze jakąś dodatkową radę na
zwycięstwo?
Trzeba obniżyć ceny whisky i wódki, oraz
przekonać Polaków i Amerykanów, że patriotycznie lepiej jest być alkoholikiem
niż narkomanem. Amerykanie ćpając narkotyki finansują terrorystów w
Afganistanie, którzy je produkują. Natomiast pijąc wódkę i Whisky popieramy
miejscowe rolnictwo i gorzelnictwo.
Święta prawda. Pan jest dla nas fontanną rad
potrzebnych dla wygrania Wojny z Terrorem o Pokój i Demokrację.
Panie Redaktorze, proszę nie przesadzać, ja
nie mam aż takich wielkich ambicji, ale jeśli Pańska Gazeta zaproponuje mnie do
Pokojowej Nagrody Nobla to chętnie ją przyjmę, a nawet odpalę Panu 10% prowizji
za fatygę.
Co jeszcze mógłby Pan dodać, do swych
wyważonych rad?
Wojny w Afganistanie nie wygramy z powodów
kulturowych. Oni nie rozumieją, że my mamy wyższa kulturę i jeśli chcemy wygrać
to musimy się z nimi zlać.
Co Pan Prezydent ma na myśli pod terminem,
"zlać"?
Nie chodzi mi tutaj o wulgarne określenie
oddania moczu w pieluszkę, ale o zintegrowanie kulturowe. Na początek wszyscy
żołnierze winni mieć zamiast hełmów turbany w jakie ubierają się mężczyźni ze
szczepu Pasztunów. W wypadku braku właściwych turbanów, wystarczą ręczniki.
Trzeba zabronić żołnierzom mówić po angielsku
do czasu, kiedy nauczą się miejscowego narzecza. W międzyczasie żołnierze winni
udawać, że stracili mowę i posługiwać się gestami. Polacy tez nie gęsi i swoje
gesty mają.
Panie Janie, z tego ci Pan mówi, widzę, że
wojnę mamy wygraną, pod warunkiem, że Prezydent Obama i Pentagon zastosują się
do Pańskich rad. Nieprawda?
No cóż, moje możliwości kończą się na radach.
Od ich zastosowania mamy wybranego demokratycznie Prezydenta.
Co Pan myśli o rosnącym bezrobociu i jak temu
zaradzić?
Panie Redaktorze, bezrobocie nie jest, samo w
sobie takie złe, jeśli się weźmie pod uwagę, że człowiek nie zajęty monotonną
pracą ma dużo czasu do medytacji nad sensem swego istnienia. W konsekwencji
bezrobocia będziemy mieli duchowo uszlachetnione społeczeństwo. To też się na
dłuższą metę liczy.
Panie, Janie, jako drobny badylarz,
przepraszam, przemysłowiec, co Pan myśli o planie Prezydenta Obama dotyczącym
ułatwieniu kredytów dla małych przedsiębiorstw?
Panie Redaktorze, w tej dziedzinie, także się
zgadzam z moim Prezydentem. My w Ameryce od dawna dostawaliśmy bez żadnego
kłopotu karty kredytowe. Czasami karty były wysyłane na adres i imię zwierząt
domowych, psów i kotów. Były w tej dziedzinie duże ułatwienia ale także i
braki.
Jakie braki ma Pan na myśli?
Istniejący, wadliwy system kredytowy wymaga,
aby pożyczki były kiedyś zwrócone.
To trzeba usunąć! Wymazać! Zabronić! Trzeba tłustym dużym drukiem na formularzach o kredyt wyjaśnić obywatelom, że kredyt jest bezzwrotny i nie oprocentowany.
To trzeba usunąć! Wymazać! Zabronić! Trzeba tłustym dużym drukiem na formularzach o kredyt wyjaśnić obywatelom, że kredyt jest bezzwrotny i nie oprocentowany.
Kredyty Zwrotne powodują napięcia psychiczne
u tych którzy je zaciągnęli. Niektórzy kończą w szpitalach psychiatrycznych. A
czasami kredyty prowadzą do chronicznej bezsenności albo co gorsza do utraty
płaskich telewizorów. Czy Pan Redaktor wyobraża sobie dzisiaj życie bez
płaskiego, cyfrowego telewizora?
Straszne!
Dziękuje Panu za ciekawą rozmowę. My w Polsce
tak mało wiemy co Amerykanie myślą o polityce Prezydenta Obamy. Rozmowa z Panem
otworzy oczy naszym czytelnikom na całą skomplikowaną sytuację w kraju naszego
partnera i sojusznika.
Ja, ze swojej strony, postaram się przekazać
Pańskie sugestie polskiemu Ministrowi Spraw Zagranicznych, gdyż Pańskie rady
odnoszą się także do roli Polski jako Przedmurza Wolności i Demokracji w
Afganistanie. On tam kiedyś był, z Talibami jest "na ty" i na pewno
się z Panem zgadza.
Milo mi było z Panem rozmawiać . Dziękuję
Panu, Panie Adasiu.
Jan Czekajewski
23 czerwiec 2016
Hiobowe
Perspektywy Dla Polski
Obserwując rozwój wypadków od czasów PRL-u do dni
ostatnich nachodzi mnie przerażająca perspektywa, że Stalin przesuwając Polskę
na Zachód i oddając Polsce t.zw. Ziemie Zachodnie stworzył precedens do
kolejnego europejskiego konfliktu, w którym Polska, jak zwykle będzie kością
niezgody.
Jak to może wyglądać (aczkolwiek nie musi) opisze, jako
jedną z wielu możliwości.
Jest możliwe, że w najbliższych wyborach w US, dojdzie do
władzy seperatysta , człowiek, który będzie uważał, ze US ponosi
nieproporcjonalne koszty utrzymania porządku na świecie i musi się
skoncentrować na własnych problemach. Biorąc pod uwagę, że US ma bazy wojskowe
w 140 krajach i wydatki wojskowe przewyższające wielokrotnie wydatki wszystkich
innych państw na świecie, tego rodzaju argument będzie miał duże społeczne
poparcie.
Po wycofaniu się US z Europy nastąpi parcie na stworzenie
własnych „europejskich” sił zbrojnych, które z uwagi na potencjał ekonomiczny
Niemiec, będą zarządzane przez Niemcy. Bruksela i EU jest i będzie jedynie
parawanem dla niemieckiej kontroli nad Europa. US zgodzi się na takie
rozwiązanie pod warunkiem, ze Niemcy będą się z US konsultować w ważnych dla US
decyzjach. Czy ten warunek da się utrzymać, pozostaje pytaniem bez odpowiedzi.
Po stworzeniu Europejskich Sil Zbrojnych nastąpi parcie
na US, aby siły te były wyposażone we
własne pociski nuklearne, aby móc przeciwstawić się nuklearnej Rosji. W gruncie rzeczy dwa kraje w EU już maja
takie możliwości, Francja i Wielka Brytania. Nie będzie wiec wielkiego problemu
aby zezwolić „europejskim”, czyli niemieckim silom zbrojnym na własną broń nuklearna.
Następnym krokiem będzie wycofanie wojsk amerykańskich z
Korei Południowej i Japonii. Aby zabezpieczyć te kraje przed agresja chińską i
Północno Koreańską, US zezwoli im na posiadanie własnej broni nuklearnej.
Tu zaczyna sie „sprawa polska”.
Po drugiej wojnie światowej Niemcy straciły, na korzyść
Polski prawie 1/3 swego terytorium. Odbyło się to zgodą trzech partnerów
koalicji, ZSSR, USA, i Wielkiej
Brytanii. Ani Niemców ani Polaków o to nie pytano. W zamian ZSRR przejęło tereny Polski na
wschód od rzeki Bug. Odbyło się to z inicjatywy Stalina, który zdawał sobie
sprawę, że takie rozwiązanie
stanowić będzie dozgonna kość
niezgody między Niemcami i Polską.
Strach przed niemieckim rewanżem utrzymywał Polskę i Polaków w strefie
sowieckiej dominacji aż do upadku ZSSR. Od powstania EU taktyka Brukseli, a co
za tym Niemiec zmieniła swój charakter zamieniając przestarzały podbój
militarny na ekspansję gospodarczą na
tereny polskie. Cześć społeczeństwa polskiego na tym skorzystała, a część nie.
W konsekwencji do władzy doszła partia którą „Zachód” określa jako skrajnie
prawicową, kiedy w rzeczywistości jej program jest lewicowy, podobny do
niemieckiej partii socjdemokratycznej. Skoncentrowana nagonka w prasie
„zachodniej”, zarówno w Niemczech jak i US, na demokratycznie wybrany rząd
polski wyraźnie wyznacza, że
niepodległość Polski, szczególnie finansowa, nie jest „Zachodowi”, czyli
EU, czyli Niemcom na rękę.
Polski rząd ma niełatwą sytuacje do rozegrania. Polski
nowy rząd, stawia na Stany Zjednoczone, jako jedynego sprzymierzeńca licząc na
to, że siły NATO będą chroniły Polskę, przed imperialnymi zakusami Putina.
Wedle mnie jest to naiwne oczekiwanie, tak jak naiwnym
było oczekiwanie w roku 1945 i potem, na
trzecia wojnę światową przez niedobitki AK, NSZ czy „Żołnierzy Wyklętych”.
Wedle mnie Polska nie jest najważniejszym krajem, który
Rosji zagraża. Polska od dawna była problemem dla Rosji poprzez trzy powstania
w 19 wieku i ostatnio, przez zryw niepodległościowy zwany, jako „ Solidarność”,
który się przyczynił do rozkładu samego ZSSR. Polska jest krajem, który można
łatwo pokonać, ale po jej podbiciu Rosja nie jest w stanie go strawić. Lepiej
mieć Polskę za własną granicą i handlować z nią jabłkami. Najważniejszym krajem dla Rosji jest Ukraina
i Rosja, już załatwiła swoje najważniejsze interesy na Ukrainie. Rosja przejęła
Krym z bazami floty Morza Czarnego i rosyjskojęzyczny Donbas z ciężkim
przemysłem. Polska może być wplątana w konflikt Rosyjsko-Ukraiński, jeśli
zaangażuje się w militarną pomoc dla Ukrainy.
Przyjmijmy jednak, że Polska będzie niepodległa i w
następnych wyborach PiS utrzyma się przy władzy. Rozważmy możliwość, że w
międzyczasie EU będzie już miała uformowaną armie europejską ze sztabem
niemieckim i własną bronią jądrową i wyśle tą armię do Polski, aby sprowadzić
Polaków na dobrą, demokratyczną i szanująca prawa ludzkie, drogę. Niemcy będą
już w dobrej komitywie z Rosją sprzedając jej swoje Mercedesy i pompując
czwartą nitką (rurociągiem) pod Bałtykiem gaz i ropę. Kaczyński, Duda i Szydło będą już we
więzieniu europejskim, w Hadze, czekając na proces, który ich skarze na
dożywocie, za próbę wprowadzenia Katolickiego Nazizmu i Antysemityzmu w
Europie. Wtedy na niebie, pojawi się wizerunek znanego nam J.W. Stalina, który
Polakom pogrozi palcem i powie „ A nie mówiłem, że tak się stanie jak nie
będziecie mnie słuchali....”
A jak na to Polacy?
Moj kolega szkolny mówi, że mając do wybory niemieckie
piwo lub rosyjski kwas (chlebowy) to on woli piwo. A co Wy moi drodzy Polacy
lubicie? Piwo, Kwas czy Coca Cole?
Jan Czekajewski
Columbus, OH
Trump Clintonowa Przegania
O amerykańskich wyborach prezydenckich
Jak większość
Amerykanów w moim stanie, Ohio
głosowałam za ZMIANĄ. Ponieważ
jedyny wybór był miedzy Trumpem a Hillary Clinton, głosowałem za Trump’em. Mój
wybór nie był podyktowany specjalna sympatia dla Donalda Trump’a, którego
program reform wygląda daleki od możliwości ich wypełnienia, niemniej Trump był
jedyny spoza układu, czyli „sitwy”, jaki reprezentowała Hillary Clinton. Nigdy
nie głosowałem wedle klucza partyjnego, jako że doszedłem do wniosku, że
właściwie mimo opinii, jakie się utarły wśród „partyjnych” obywateli, nie ma
dużej różnicy miedzy dwoma partiami, szczególnie, jeśli chodzi o politykę
zagraniczną, a szczególnie wojny jakie od 15 lat przegrywamy np. w Afganistanie
i na Bliskim Wschodzie. Pojawienie się Trump’a na arenie politycznej obnażyło
przykrą prawdę, że w US nie ma dwu
konkurujących ze sobą partii. Jest jedna zjednoczona partia nazwijmy ją „Partią
Oligarchów”, która od wielu lat
kontroluje politykę i praktykę wojny prewencyjnej Stanów Zjednoczonych. Partia ta ma to, co w
Marksizmie-Leninizmie nazywa się „bazą” i „nadbudową” Bazą są duże pieniądze w
rękach wąskiej mało znanej grupy, a nadbudową są dwie partie działające jawnie
i tworzące pozory demokratycznego
zróżnicowania, czyli Partia Demokratyczna i Partia Republikańska. Nagłe
pojawienie się, „jak Filip z konopi”, niezależnego kandydata partii
republikańskiej, jakim stał się Donald Trump, było zaskoczeniem także dla
Partii Republikańskiej, która liczyła że Donald Trump z pewnością wyborów nie wygra, a więc zagrożenie dla oligarchów
było znikome. Wobec tego Oligarchia postawiła na wygraną Hillary Clinton. O tym, że taki był wybór oligarchii
świadczyła niespotykana dotąd zgodność głosów w
telewizji i wiodących gazetach, zarówno tych z prawa, jak Fox News i
Wall Street Journal z tymi z lewa, czyli CNN i New York Times.
Począwszy od
rozpadu ZSSR , woda sodowa uderzyła oligarchom do głowy, że teraz już nie będą
zmuszeni dzielić się kontrolą nad światem z Sowietami, ale będą rządzić samodzielnie, kompletnie zapominając że
uprzednie pomysły budowania Światowego Imperium nikomu się nie wyszły na dobre.
Kompletnie zapomniano o Napoleonie, Hitlerze a nawet Stalinie i ich zamiarach
budowy francuskiego, niemieckiego i sowieckiego imperium. My Amerykanie zrobimy
to lepiej! było hasłem na dzień dzisiejszy. Jako, że każda działalność
imperialna wymaga otoczki ideologicznej, taka się natychmiast znalazła. Nagle
pojawiła się grupa zwana Nowych Konserwatystów, po angielsku nazwana jako
„neocons”. Neokonserwatyści, byli kiedyś zwolennikami Trockiego, ale się
przefarbowali na konserwatystów, stąd nazwa
przyimka „neo”,czyli „nowi”. Oni właśnie ukuli hasło o Amerykańskiej
Wyjątkowości, która upoważnia Amerykę do wyprzedzającej (preemptive) interwencji
w innych krajach w „obronie podstawowych demokratycznych wartości”, a także
stworzyli projekt pod nazwą “Wiek
Ameryki” (PNAC). Oni byli właśnie byli architektami katastrofalnej wojny w
Iraku, która teraz jest określana nawet przez Hillary Clinton jako „pomyłka” . Przed
i w czasie wojny w Iraku, byli nimi Richard Perle, Rumsfeld, Wolfowitz, William Kristol,
Libby and National Security Adviser Condoleeza Rice.
Uprzednio głosowałem w czasie wyborów na prezydenta
Baraka Obama. Liczyłem, że człowiek o rasowo mieszanym rodowodzie będzie
niezależny w swych opiniach i zarządzeniach od rządzącej, głównie białej oligarchii. Niestety wkrótce po wyborach na
Obamie się zawiodłem jako, że się otoczył
grupą doradców/ bankierów odpowiedzialnych za kryzys ekonomiczny 2008.
Okazało się ze Obama nie miał samodzielności działania, na jaką liczyłem,
szczególnie, jeśli chodzi o ekonomie i wojny na Bliskim Wschodzie. Tu muszę ze
smutkiem przyznać, że większość Amerykanów po obydwu stronach „barykady” nie
uważa wojen za ważny element, o który należy się troszczyć, szczególnie teraz,
kiedy armia jest zaciężna, znaczy się dobrowolna. Dla mnie, który przeżyłem
wojnę jako dziecko, wojna jest podstawowym elementem, którego należy unikać.
Dynastia
Rodziny Clintonów?
Za sytuacje, w
jakiej, dzisiaj znalazła się Ameryka nie winiłbym jedynie Hillary Clinton, gdyż
wina sięga daleko dalej do rządów prezydentów Billa Clintona i G.W. Busha,
którzy dla nas przeciętnych obywateli reprezentowali „Dynastie” w których
władza przechodziła z rąk do rąk , z ojca na syna. Hilary miała ambicję przejąć
władze po Billu Clintonie z małą przerwą na prezydenturę Barak’a Obama. Jej
historia jest żenująca, jako że popierała G.W. Busha wojnę w Iraku i wojnę w
Libii. Hillary miała poparcie bankierów z Wall Street, a ostatnio zakładała prywatny serwer do
prywatnej korespondencji internetowej licząc, że zapewni sobie prywatność swej
korespondencji. Pomijając treść samej korespondencji jej wiara, że jej prywatny
serwer ją zabezpieczy przed „posłuchem” osób i organizacji postronnych,
świadczy o jej braku zrozumienia jak sam rząd amerykański działa. Hillary
zapomniała, że Internet jest przedmiotem
„podsłuchu” przez nasze własne centra wywiadowcze jak i wrogie nam państwa. Powszechnie jest
wiadomym, że wydajemy biliony dolarów na „podsłuch” naszych rozmów
telefonicznych i korespondencji internetowej przez NSA ( National Security
Agency). Prasa i TV rozdziera szaty na wiadomość, że Rosjanie nas podsłuchują,
że WikiLeaks nas
podsłuchuje, że Chińczycy się dobierają do naszych banków informacji. Czyżby
Hillary Clinton wierzyła, że prymitywny system, jaki zainstalowała w swoim domu
nie będzie spenetrowany przez rodzime i obce wywiady? Jej naiwność albo
przekonanie we własną nieomylność, dyskwalifikuje ją, jako kandydatkę na
prezydenta Stanów Zjednoczonych, nie mówiąc już o jej nieukrywanej żądzy władzy
za każdą cenę. Dla celów wyborczych Hillary wciągnęły cały aparat zwany
Polityczną Poprawnością. Naiwne młode kobiety, które dały się nabrać na Hillary
kampanię wyborcza, teraz szlochają z rozpaczy, jako że „szklany sufit” awansu w
korporacjach, który Hillary obiecała rozbić, będzie dla nich ciągle istniał.
Partia PP ( Politycznej Poprawności) jako element
„nadbudowy” systemu kontrolowania demokracji.
Partia Politycznej,
a raczej Ruch Politycznej Poprawności ma dość długa historię. Ostatnio
wykorzystywany był przez Hillary Clinton do celów propagandy wyborczej. Ruch
ten zaczął się na uniwersytetach, na których profesorowie kierunków nauk
nazwijmy je „liberalnych”, takich jak psychologia, socjologia, historia itp.
poczuli się oszukani w swojej ważności i dochodach w stosunku do profesorów
nauk ścisłych, jak matematyka, fizyka, inżynieria i medycyna. Tak się składa,
że studenci którzy wybrali studia „liberalne” zauważyli zbieżność interesów z
„liberalnym” ciałem pedagogicznym. Ta grupa ludzi po ukończeniu studiów
przejęła stanowiska w strefie propagandy, czy w tak zwanych „mediach”, czyli
prasie i TV. W przeszłości, kiedy komunizm jeszcze istniał, byli zwolennikami
walki klasowej. Najbardziej odpowiadał im Trockizm, jako że zakładał rewolucję
światowa, w której nasi młodzi ludzie chcieli odegrać wiodącą rolę. Po upadku ZSSR i z tym większości partii
komunistycznych na świecie, grupa „postępowych” amerykańskich idealistów
porzuciła trockizm, jako przewodnią ideologię i wymyśliła inne kierunki walki
wyzwoleńczej. Ostatnio grupa ta walczy o
prawa kobiet, które są upośledzone w swojej dążności do kariery zawodowej, o
równouprawnienie ludzi o różnych skłonnościach seksualnych i o innym kolorze
skóry niż biały. Jakież było zdumienie
Hillary Clinton i jej wyznawców, kiedy się okazało, że w wyborach prezydenckich
Hillary nie uzyskała wystarczającej ilości głosów, mimo, że cała maszyna
propagandowa starła się zdyskwalifikować Trumpa jako rasistę, homofoba i
szczypiącego kobiety w pośladki. Prawdę mówiąc wolne wybory są ostatnia ostoją
amerykańskiej demokracji. Można by powiedzieć, że poplecznicy Hillary Clinton,
a właściwie istniejącej sitwy, która ma duże finansowe interesy w utrzymaniu
istniejącego układu, „obudzili się z ręką w nocniku”. Obawiam się jednak, że w
przyszłości, jeśli ilość ludzi na zasiłkach rządowych przekroczy ilość ludzi
pracujących, może się zdarzyć, że pewna forma komunizmu zostanie wprowadzona w
USA drogą demokratyczną.
Unieważniono Pierwszy Dodatek Do Amerykańskiej
Konstytucji
Wolność słowa została nam odebrana,
szczególnie tym, którzy pracują w rządowych instytucjach i uczelniach. Nikt nie
chce się do tego przyznać, że pierwszy dodatek do Amerykańskiej Konstytucji został po cichu
unieważniony. Możemy, co prawda, zgodnie z dodatkiem Nr. 2 kupić pistolety i karabiny maszynowe, ale nie
wolno nam otwarcie mówić to, co myślimy, szczególnie, jeśli to myślenie może
być uważane za ksenofobiczne, homofobiczne, rasistowskie, obrażające uczucia kobiet
albo je poniżające w spojrzeniach lub intencjach. Zastraszeni uniwersyteccy
profesorowie są spędzani jak owce na kilkugodzinne zebrania na których są
„szkoleni” co im wolno mówić a co niewolno w stosunku do studentów albo
kolegów. Słuchacze są poinformowani, że jeśli wykryją niewłaściwe intencje (
nie koniecznie fakty) któregoś z członków fakultetu to winni natychmiast
sporządzić odpowiedni donos do vice-rektora, odpowiedzialnego za polityczną poprawność na Uniwersytecie.
Terror ten jest efektywny, jako że konsekwencje są poważne i mogą się skończyć
usunięciem z Uniwersytetu. Szkoły te straciły ich najbardziej istotną wartość,
jaką jest wysoka jakość nauki i nauczania. Jakość została zastąpiona Polityczną
Poprawnością. Powstały nowe katedry, o których kilkanaście lat nikomu się nie
śniło. Niestety ukończenie tych absurdalnych kierunków studiów jak nauka o
feminizmie, homoseksualizmie, rasizmie, Islanofobii i xenofobii, misogyny i temu podobnych a trudnych do wymówienia nie
gwarantuje zatrudnienia, jako że jeszcze nie ma w USA „nakazów pracy”, które
istniały w systemie sowieckim.
Oto co napisał Rektor dwu Uniwersytetów.
„Polityczna poprawność jest najważniejszym wrogiem
wolności myśli w dzisiejszej edukacji. Ona podważa nasza zdolność do
przyjmowania, przekazywania i przetwarzania wiedzy. Polityczna poprawność
ogranicza zróżnicowanie idei przez ideologiczną koncentrację raczej na odcieniach obrazu niż na samym obrazie”.
Michael Schwartz, Rektor - emeritus, Kent
State University i Cleveland State University
Kto z
Politycznej Poprawności ma korzyść a kto stratę?
Tracą przede wszystkim studenci, którzy dali się nabrać na fałszywą
„naukę” i fałszywe cele ruchu PP.
W następnej kolejności, tracą Uniwersytety tworząc fakultety z
nieprzydatnymi w praktyce politycznie poprawnymi kierunkami.
Traci społeczeństwo, czyli my wszyscy, jako że koszt studiów dla
wszystkich studentów wzrasta w proporcji do zatrudnienia dobrze płatnych
specjalistów od Politycznie Poprawnego zachowania.
Kto zyskuje? Zyskuje „nadbudowa” finansowej oligarchii, czyli:
Zyskują profesorowie i konsultanci „wiedzy” o Politycznej Poprawności.
Zyskuje polityczna koteria, kto ktokolwiek nią jest, która może używać
otumanionych studentów do własnej politycznej gry, jak to miało miejsce w
czasie i po ostatnich wyborach prezydenckich w US.
W sumie olbrzymie inwestycje, jakie oligarchia uczyniła w polityczną
nadbudowę, czyli w propagandę poprzez różnego rodzaju „media” rzucone zostały w
błoto, czyli wszyscy udziałowcy obudzili się nagle „ z ręka w nocniku”. Przeciętni
ludzie pracy w tym także kobiety, tym razem nie dali się oszukać. Nie
zachłysnęli się słowem „misogyny”, którego nie słyszeli
od matki czy ojca. Wiara Oligarchów i ich „instrumentów propagandy”, że
mają niezawodną metodę na wieczną kontrolę nad społeczeństwem, bez przerywania
jej błogiego snu, została zachwiana. Już widzę nerwowe zamówienia do „trustów
mózgów”, aby intelektualiści z American Enterprise Institute i temu podobnych
wymyślili coś nowego. Nie znaczy, że Oligarchia została kompletnie pokonana.
Zobaczymy jaki kamuflaż przyjmie w przyszłości? Wiele lat temu, kolega z PRL-u
powiedział o komunistycznej ekonomii, że: „Prawa wartości nie da się wydymać”.
Prawda jest jednak naga i dla Oligarchii smutna, że mimo wielu prób przez
„wybitnych finansowych specjalistów”, także tu w Ameryce prawa wartości, nie
uda się wydymać....na dłuższą metę. Znaczy to po chłopsku, że „nie można żyć w
nieskończoność na kredyt, za pieniądze
oparte o świeże powietrze, ale próbować trzeba”. Czyli po rosyjsku , стараться
нада.
Jan Czekajewski
Jan Czekajewski
19 grudzień, 2016
Trumpo-Fobia
Ludzi Oświeconych
Na początek musze wyjaśnić,
kto to są ludzie oświeceni. Zapożyczyłem to określenie od nazwy Iluminaci, pod którą łacińską nazwą kryją
się różne grupy określające siebie jako upoważnionych przez swoja wybitną
inteligencję kierować światem. W dobie dzisiejszej takimi wybitnie oświeconymi ludźmi
uważają się t.zw. liberalni demokraci w przeciwieństwie do ciemniaków, czyli
ludzi zacofanych, którzy wymagają światłego kierownictwa, właśnie przez ludzi
oświeconych. Dla takich ciemniaków wynaleziono ostatnio różne inne określenia
jak np. populiści, faszyści czy obskuranci. Niedawno komuniści, a właściwie
partia komunistyczna z jej Komitetem Centralnym na czele uważali , że są Siłą Przewodnią
Mas, wcale się z tym nie kryjąc.
A więc stare wraca, tylko pod inna nazwą, tym
razem „liberalną”.
A więc będziemy mieli Trumpa jako prezydenta. Tego nie
spodziewali się nawet jego zwolennicy, którzy patrząc na TV widzieli masową
akcje propagandową, mającą na celu zdyskredytowanie Trumpa jako kandydata.
Teraz po wyborach, zwolennicy opozycji zmienili front zarzucając amerykańskim
mediom a przed wszystkim telewizji, że poświęcali Trumpowi zbyt dużej uwagi, co
spowodowało jego wybór przez ciemniaków, takich jak ja, którzy dali się nabrać
na kłamliwą propagandę. Czytając tego rodzaju wypowiedzi w „wiodącej prasie”,
jest dla mnie jasnym, że „ludzie oświeceni”, którzy kontrolują media, liczą na
przeciętnych ludzi krótką pamięć. Ciekawi
mnie ta wolta tych, którzy kontrolują amerykańska propagandę, zarzucając
własnym podwładnym, że zrobili błąd. Przez ten manewr próbują nas maluczkich
przekonać, że cały mechanizm propagandowy w USA jest wolny i niezależny i on
jest winny wygranej Trumpa.
Inaczej mówiąc, rzucili
swych pachołków na pożarcie gawiedzi.
Jest jednak pewien wyjątek, a mianowicie Internet, który
jak dotychczas wymyka się spod kontroli i ten fakt bardzo mierzwi tych, którzy
duże pieniądze zainwestowali w amerykańskie media, a rezultat tej inwestycji okazał
się opłakany. Także ostatnio na pomoc „obozu liberalnego” odkurzono
Putino, który jakoby zarządził
podglądanie (hucking) e-maili Pani
Hillary Clinton, aby pomóc Trumpowi. Liberałowie spodziewali się, że obrazując Trumpa
jako dłużnika Putina, miał go uczynić w oczach Amerykanów, podejrzanym agentem
Putina i Rosji. Jak wybory wykazały ta
gimnastyka logiczna, nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Społeczeństwo
okazało się mądrzejsze niż się oświeceni Oligarchowie spodziewali. Co do Internetu, to jak dzisiejszy z 19
Grudnia,2016 roku, Financial Times
donosi, że w demokratycznych i liberalnych Niemczech, rozważa się prawo, które
będzie karać organizacje takie jak Facebook, kara do 500 tysięcy Euro, jeśli
nie usuną „kłamliwych” wiadomości ze
swego portalu w przeciągu 24 godzin. Kto będzie decydował, jakie wiadomości
będą kłamliwe? Na pewno jakaś rządowa organizacja, kierowana przez Panią
Merkel, aby Internet nie zrobił jej takiego psikusa jak dla Hillary Clinton,
która jakoby z powodu Internetu wybory przegrała. Jak widać paranoja jest
zaraźliwa, szczególnie wśród rządnych władzy kobiet.
Jak to było z tymi amerykańskimi wyborami?
Jeśli Hillary Clinton wybory przegrała to nie
z powodu że Putin wykradał informację z jej biura kampanii wyborczej, ani też z
jakiś innych machinacji Trumpa. Hillary przegrała gdyż większość ludzi w
większości stanów, była zmęczona nachalną propagandą, która straszyła nas, że
jesteśmy rasistami, homofobami (wrogami homoseksualistów i lesbijek),
antysemitami a nawet Islamofobami, a co najgorsze to, że wśród nas są tacy
lubieżnicy jak ja, którzy patrzą łakomie
na kobiece biusty. Ludzie mieli już tego jazgotu dosyć i głosowali za
zmianą.
Kto głosował za
Hillary Clinton?
Kiedy założyciela Stanów Zjednoczonych pisali konstytucję,
zdawali sobie sprawę, że mają do czynienia nie z jednolitym językowo i
etnicznie państwem, ale ze zlepkiem stanów o różnym zaludnieniu. W ostatnich amerykańskich
wyborach strona przegrana, czyli Hillary Clinton argumentuje, że wygrała większość głosów w całych Stanach
Zjednoczonych, podobnie jak w Polsce większością głosów został wybrany PiS. Poniższa
analiza, kto wygrał wybory w federalnych systemie Stanów Zjednoczonych jest
poniżej.
W Stanach Zjednoczonych mamy 3141 powiatów (counties)
Trump wygrał większością głosów w 3084 powiatów
Hillary Clinton wygrała w 57 powiatach
W Stanie N.Y jest
62 powiaty.
Trump wygrał w 46 powiatach, a Hillary Clinton wygrała w
16 powiatach
W pięciu powiatach , Bronx, Brooklyn, Manhattan, Richmond
i Queens , Clinton zebrała ponad 2 miliony głosów więcej niż Trump. W związku z tym te 5 powiatów
zadecydowały o „większościowym”
zwycięstwie Hillary Clinton dla całego kraju.
Te pięć powiatów stanowi obszar 319 mil kwadratowych, kiedy cale Stany
Zjednoczone stanowią powierzchnie 3,797,000 mil kwadratowych.
Gdyby w USA istniał
wyborczy system większościowy, to ludzie
zamieszkali w 0,0084% powierzchni
kraju decydowali by, kto zostanie prezydentem USA.
Dlatego tez ci, którzy pisali konstytucje Stanów
Zjednoczonych mieli na względzie tego rodzaju sytuacje, w której ten kraj jest
zespołem poszczególnych stanów a nie jednolitym etnicznie i religijnie krajem
podobnym n.p. do Polski, gdzie wyborczy system większościowy może mieć
usprawiedliwienie. Specjaliści od etnografii Nowego Jorku będą mogli wykazać
jaka to grupa ludzi pod względem zawodowym i rasowym głosowała na Hillary
Clinton i kto głosował na Trumpa. Wedle mojego rozeznania, a raczej podejrzenia,
na Hillary głosowali ludzie którzy są związani z Wall Street, Bankami , agencjami
reklamowymi rożnego rodzaju jakich w NY jest masa a także pracownicy TV i filmu.
Oni chyba przeważyli wybory lokalne na korzyść Hillary Clinton. Poplecznicy
Hillary Clinton winią swą przegraną w skali krajowej, na ingerencję Putina,
którego wywiad wywąchał jakieś kompromitujące Hillary Clinton e-maile. Wedle mnie to jest
bzdura, wedle schematu, że tonący brzytwy się chwyta. Jeśli to jest jednak
prawda, to Clintonowa winna publicznie ogłosić, jakie to informacje ukrywała
przed wyborcami?
Ciekawe jest, że poplecznicy Hillary Clinton, czyli właściwie
obozu konserwatywnego, który deklaruje, że jak zwyciężymy „to będzie tak jak
jest”, są podobni do polskiego obozu PO/KOD, który by wolał, aby decyzja zapadła
lokalnie w zachodniej stronie Polski, wedle schematu „ żeby było tak, jak było”.
Jak to na
wojence ładnie, kiedy ułan z konia spadnie, w Iraku
Przed kilkoma dniami w restauracji włoskiej, gdzie często
z żoną jadamy obiady, przy sąsiednim stoliku podsłuchaliśmy rozmowę miedzy
kelnerem i biesiadnikiem, którego kelner obsługiwał. Rozmowa dotyczyła
perspektyw jakie roztwierają się przed kelnerem, młodym mężczyzną, koło lat 20
, który zapisał się do armii amerykańskiej, która mu przyrzekła ze zostanie przydzielony
do elitarnej jednostki komandosów. Rozmówca starał się wytłumaczyć młodemu
człowiekowi, że jego udział w walce z „terrorystami”, może być szkodliwy dla
jego zdrowia i życia. Młody człowiek wierzył w doskonałe wyszkolenie komandosów,
których kule się nie imają. Poza tym armia US zapewni mu doskonale wyszkolenie
w komputerach tak, że po służbie jego kalifikacje będą „chodliwe” na rynku
pracy, oczywiście jeśli przeżyje.
Niestety nie byłem częścią tej dyskusji, ale gdybym był to
bym wspomniał o innym młodym człowieku, siostrzeńcu mego dobrego znajomego,
którego rodzice zachęcili do ochotniczego zapisu do armii, która „zrobi z niego
mężczyznę”, pomimo, że chłopak cierpiał na astmę. Armia jednak zdecydowała, że astma to bzdura i
natychmiast wysłała go do Iraku. Tam po kilku tygodniach jego samochód bojowy, najechał na prymitywną minę,
która zmasakrowała mu stopę. Wojskowy chirurg w Iraku przekonywał go, aby zgodził
się na amputację stopy, gdyż nowe protezy są nawet lepsze od zdrowej nogi. Chłopak
jednak się nie zgodził i go ewakuowano do amerykańskiego szpitala wojskowego we
Frankfurcie, gdzie mu stopę uratowano, ale chłopak już do armii się nie nadaje
i od kilku lat żyje
na zapomodze, którą armia US zapewnia inwalidom wojennym. Można by powiedzieć,
że skorzystał finansowo szerząc demokrację w Iraku.
Wojna w Afganistanie, którą „wygrywamy” od 15 lat.
Wczoraj ciekawą wiadomość przyniosła moja żona, kupując kawę
ziarnistą w sklepie firmy Starbucks. Obsługiwała ją
młoda kelnerka, która była podekscytowana faktem, że jej mąż po trzech latach
pobytu w Afganistanie właśnie wrócił do domu, w całości. Kelnerka wzmiankowała, że jej mąż wspominał,
że największym wrogiem jakiego się nie spodziewał są dzieci, które wysadzają
się w powietrze w pobliżu amerykańskich żołnierzy i zakwefione kobiety, które pod
czarna burką maja schowane pistolety
maszynowe. Jej mąż, weteran wojny w Afganistanie, jest zdecydowanie przeciwny
jakiejkolwiek imigracji muzułmanów do US. Trudno mu się dziwić. Kiedy moja żona wspomniała, że już 177
lat temu Brytyjczycy próbowali podbić Afganistan
i musieli się wycofać z wielkimi stratami, a niedawno bo zaledwie 30 lat temu
Rosjanie, a właściwie Sowieci próbowali
zrobić to samo i sromotnie przegrali, kelnerka nie wiedziała nic o tych uprzednich inwazjach
Afganistanu . Ona jak i jej mąż, który tam spędził trzy lata, nie wiedzieli,
dlaczego Amerykanie tam są i o co się
biją. A mamy już za sobą 15 lat tej
wojny i końca jej nie widać. Śledząc amerykańska prasę i oglądając TV, nikt
społeczeństwu amerykańskiemu nie próbował wyjaśnić o co się tam bijemy. Podobnie było z Pierwszą
Wojną Światową w czasie której zginęło 9 milionów żołnierzy, a 21 milionów było
rannych. W pierwszym miesiącu wojny zginęło około 1 miliona żołnierzy. Do dzisiaj, po setkach książek historyków na
ten temat, nikt nie wyjaśnił dlaczego w latach 1914-1918 była taka olbrzymia chęć do umierania i
zabijania. Może wojna jest jedną ze starych, wypróbowanych metod obniżenia zaludnienia i ograniczenia konsumpcji.
Metamorfoza
Terrorystów
W prasie amerykańskiej a także Europejskiej, takiej jak
Financial Times odbyła się dziwna, zaskakująca transformacja nazewnictwa grupy walczącej
z prezydentem Syrii, Assadem. Jeszcze
niedawno byli to Islamscy Terroryści. Jeszcze nie tak dawno, bo chyba rok temu,
TV w USA pokazywała mrożące krew w żyłach zdjęcia ludzi, którym ucinano nożem
głowy. Wśród nich byli także Europejczycy, Anglicy i Amerykanie. Wtedy Terroryści byli nazywani poprawnie Terrorystami. W miarę upływu czasu terroryści
stopniowo w prasie „zachodniej” zaczęli być nazywani opozycjonistami lub umiarkowanymi
rebeliantami, cos w rodzaju partyzantów. Zamiast filmów obrazujących
podrzynanie gardła, nagle widzimy w prasie kobiety i dzieci, uciekające z
bombardowanego przez Rosyjskie samoloty miasta Alepo. Nagle „rebelianci” stali się pozytywną grupą,
walczącą o demokrację w Syrii a przeszkadza temu krwiożerczy Assad i jego
wspólnik, Putin. Czytając prasę amerykańską, trudno się połapać, czy
umiarkowani rebelianci to są nasi przyjaciele, czy też wrogowie. Fakt, że
ostatni bastion syryjskich terrorystów w Alepo padł, spowodował dezorientację
amerykańskich mediów, czyli TV i gazet.
No cóż mamy jeszcze Putina z którym winniśmy się
rozliczyć, mam nadzieję nie nuklearnie.
Jeśli już należy
walczyć z Putinem, to na pewno Polska i oczywiście Estonia też pomoże, jak
kiedyś za tow. Gierka na jego pytanie:
Pomożecie Towarzysze? Polacy chórem
odpowiedzieli: Pomożemy! Pomożemy!
.